Quantcast
Channel: Moja przyszła emerytura
Viewing all 399 articles
Browse latest View live

Ranking IKE w bankach 2013

$
0
0
Rachunek oszczędnościowy w banku to jedna z sześciu dostępnych form oszczędzania w ramach indywidualnego konta emerytalnego. Inne to fundusze inwestycyjne, ubezpieczenia, obligacje skarbowe, rachunek maklerski oraz dobrowolny fundusz emerytalny.

Jej najważniejszązaletą jest bezpieczeństwo kapitału i zysków identyczne jak na normalnych depozytach bankowych, które są dla większości oszczędzających domyślnym sposobem gromadzenia kapitału.

Rok temu najlepsze oprocentowaniedepozytów w ramach IKE można było otrzymać w dwóch małych bankach spółdzielczych oraz w bankach z grupy Getin Noble. Jak jest w tym roku? Zapraszam na ranking IKE w bankach w 2013r.?

Co się wydarzyło przez 12 miesięcy?

Ranking IKE w bankach 2013
Dla zwolenników stałego dochodu z lokat bankowych oraz obligacji skarbowych wydarzyły się dwie ważne rzeczy. Po pierwsze – przez ostatnie kilka miesięcy byliśmy świadkami obniżek krótkoterminowych stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. To doprowadziło do obniżki kosztów pożyczania pieniądza, ale też przyczyniło się do spadku oprocentowania na depozytach bankowych i obligacjach skarbu państwa. Te obniżki widać również w ofertach IKE w bankach.

Druga sprawa to spadek inflacji liczonej rok do roku przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ realny zysk z depozytów bankowych i obligacji to różnica między oprocentowaniem a poziomem inflacji w okresie trwania inwestycji. Oznacza to mniej więcej tyle, że mimo obniżek stóp procentowych i oprocentowania depozytów w bankach realny zysk dla inwestora wcale nie musi być niższy. Od trochę mniejszych nominalnych zysków odejmujemy przecież znacznie niższą inflację.

Jak przez 12 miesięcy zmieniło się oprocentowanie IKE w bankach – ranking 2013

ranking IKE 2013 banki
ranking IKE 2013 - banki
Tak jak rok temu najlepiej oprocentowane IKE w formie rachunku oszczędnościowegoproponują małe banki spółdzielcze. Nie wiąże się ono z żadnymi dodatkowymi produktami lub obowiązkami. Oprocentowanie jest zmienne. Ich sporą wadą jest bardzo ograniczony zasięg dystrybucji – założenie konta w jednym z dwóch banków ze szczytu listy będzie wymagać wycieczki np. do Katowic, Wołomina lub Milicza.

Z popularnych bankówgodna szerszego opisu jest w tej chwili tylko oferta Millennium oraz banków z grupy Getin.

Millennium utrzymuje oprocentowanie rachunku oszczędnościowego IKE na poziomie 4% w skali roku. Biorąc pod uwagę, że gromadząc oszczędności na indywidualnym koncie emerytalnym możemy być zwolnieni z podatku Belki od zysków kapitałowych, jest to odpowiednik tradycyjnej lokaty na ok. 5% w skali roku. Tego typu depozyty to w tej chwili rzadkość na rynku.

Oprocentowanie IKE w Millennium jest jednak zmienne, więc obniżki nawet w najbliższym czasie nie są wykluczone. Warto jednak podkreślić, że ten bank od lat oferuje przyzwoite warunki na IKE w formie rachunku oszczędnościowego i radykalna zmiana oprocentowania byłaby niespodziewanym odstępstwem od tej polityki.

Jeśli chodzi o banki z grupy Getin, przede wszystkim Getin Bank oraz Idea Bank, ich oferta jest trochę bardziej złożona. Na czystym IKE Getin Bank płaci w tej chwili 3,73% w skali roku (odpowiednik 4,6% w skali roku na zwykłej lokacie) i gwarantuje ten poziom przez 5 lat. Jeszcze tok temu można było tu na podobnych warunkach zakładać IKE z oprocentowaniem ponad 5% w skali roku. Z dzisiejszej perspektywy wygląda to jak prawdziwy rarytas.

W kontekście rachunków oszczędnościowych o stałym oprocentowaniu w długim okresie zachęcam do lektury tekstu o długoterminowych lokatach w czasach niskich stóp procentowych.

Getin Bank i Idea Banksą gotowe podwyższyć gwarantowane oprocentowanie, a nawet wydłużyć okres jego obowiązywania do 10 lat, jeśli mocniej zwiążemy się z bankiem. W najprostszej wersji chodzi o założenie konta osobistego (w Getin Banku oprocentowanie IKE wzrośnie do 4,13% w skali roku przez 5 lat, odpowiednik 5,1% na zwykłej lokacie). Jeśli dodatkowo zdecydujemy się na program systematycznego inwestowania, oprocentowanie może wzrosnąć nawet do 5,35% w skali roku gwarantowanego przez 10 lat (odpowiednik zwykłej lokaty na 6,6% przy założeniu, że spełnimy warunki zwalniające nasze oszczędności z podatku Belki).

I znowu widać, że oferta pogorszyła się w stosunku do ubiegłego roku. Wtedy można było ugrać na takich pakietach w Getin Banku lub Idea Bank nawet ponad 7% w skali roku dla rachunku oszczędnościowe IKE, co było odpowiednikiem zwykłej lokaty na ok. 9%. Oczywiście takie warunki otrzymywali tylko klienci kupujący również (drogi, skomplikowany i ryzykowny) plan systematycznego oszczędzania na wiele lat.

W ubiegłym rokuinteresującą konkurencją dla IKE w formie depozytów bankowych były obligacje skarbowe. W najlepszym momencie dawały zarobić 6,5% w pierwszym roku, a w kolejnych 2,5% ponad inflację. Jak wygląda oferta skarbu państwa dzisiaj? Jeśli chodzi o emisję z sierpnia 2013, możemy liczyć na 4% pierwszym roku i 1,5% ponad inflację w kolejnych latach.


Czy warto założyć IKE w formie rachunku oszczędnościowego?

Pod tym pytanie kryjesię moim zdaniem kilka spraw. Po pierwsze – czy rachunek oszczędnościowy IKE da zarobić lepiej niż zwykła lokata. Po co pakować się w jakiś trzeci filar, jeśli nie będzie z tego żadnej realnej korzyści?

Jak pokazuje ten ranking i poprzedni, na rynku jest spory rozstrzał. Ale kilka banków spółdzielczych oraz pojedyncze banki komercyjne (np. Millennium, Getin Bank) mają na IKE ofertę trochę lub znacznie lepszą niż to, co można dostać na zwykłych depozytach.

W tej chwiliśrednie oprocentowanie depozytów średnioterminowych wynosi niecałe 3% w skali roku brutto (przed podatkiem Belki). Na zwykłym rachunku oszczędnościowym w Millennium dostaniemy 3-3,5% w skali roku w zależności od tego, czy są to nowe środki, czy nie. Jest to również kwota brutto. Póki co IKE w formie depozytu bankowego płaci 4% w skali roku i nie zapłacimy od tego podatku, więc jest to kwota netto. Jeszcze lepiej można zarobić w niszowych bankach spółdzielczych i wiem, że niektórzy czytelnicy w zeszłym roku zdecydowali się podjąć jednorazowy trud założenia IKE np. w SK Banku. Mogą się w tej chwili cieszyć bezpiecznym oprocentowaniem 6,6% w skali roku netto.

Po drugie – czy rachunek oszczędnościowy to najlepsza forma dla indywidualnego konta emerytalnego? To wybitnie osobista decyzja – dla wielu osób lokaty bankowe są jedynym zrozumiałym i akceptowalnym sposobem gromadzenia pieniędzy. Nie chcą zmienności, nie chcą podejmowania decyzji inwestycyjnych, chcą gwarancji państwa. IKE rachunek oszczędnościowy to obok obligacji skarbu państwa najlepsze rozwiązanie dla tej grupy. IKE w banku to również dobry pomysł na rozpoczęcie oszczędzania na prywatną emeryturę– jeśli kiedyś rozwiniemy się jako inwestorzy będziemy mogli bez kosztów przenieść środki np. do funduszy czy na rachunek maklerski IKE.

Można jednak znaleźć wiele powodów, żeby długoterminowe oszczędności na IKE obciążyć ryzykiem w funduszach inwestycyjnych lub na rachunku maklerskim. Potencjał zysków jest wtedy znacznie wyższy, ale ceną będzie zmienność wartości naszych inwestycji.


Po trzecie– czy warto w ogóle zakładać indywidualne konto emerytalne? Napisałem kilkanaście tekstów, które bezpośrednio i pośrednio odpowiadają na to pytanie. Mam do powiedzenia na temat IKE sporo dobrego, ale nie jestem bezkrytyczny. To nie jest jakieś magiczne rozwiązanie, które zapewni nam radosne życie po zakończeniu kariery zawodowej.

To całkiem korzystny mechanizm, dzięki któremu:

a) wydzielimy jasny kanał gromadzenia oszczędności na prywatną emeryturę, w którym pieniądze należą w każdym momencie do nas,
b) jeśli spełnimy warunki, unikniemy płacenia podatku Belki, co w długim terminie ma gigantyczny wpływ na stopę zwrotu w stosunku do takiej samej inwestycji obarczonej tym podatkiem,


Tutaj wszystkie artykułu oIKE, trzecim filarze oraz prywatnej emeryturze.



Kiedy można wypłacić oszczędności z trzeciego filaru (IKE, IKZE i PPE)?

$
0
0
Nie zazdroszczę osobom, które dopiero przymierzają się do rozpoczęcia oszczędzania w trzecim filarze. Co najmniej kilka aspektów IKE, IKZE i PPE może budzić spore wątpliwości. O wielu z nich pisałem w poprzednich wpisach, między innymi porównując trzeci filar z pierwszymi dwoma, porównując IKE z polisami inwestycyjnymi czy odpowiadając na powtarzające się pytania o IKE.

Jeden z często powracających problemów to kwestia tego, kiedy możemy wypłacić swoje oszczędności z IKE, IKZE oraz PPE? Chodzi tu tak naprawdę o kilka spraw. Czy mamy dostęp do naszych pieniędzy w każdym momencie? Kiedy możemy liczyć na ulgi podatkowe? Czy są jakieś kary za wycofanie środków z trzeciego filaru i zamknięcie IKE, IKZE czy PPE?

Przyjrzyjmy się tym zagadnieniom po kolei i spróbujmy ustalić, jak to jest z dostępem do środków zgromadzonych w trzecim filarze?

Dostęp do oszczędności w trzecim filarze – najważniejsze pojęcia

Kiedy można wypłacić pieniądze z trzeciego filaru?
Na początek musimywprowadzić ważne pojęcia z ustaw o IKE, IKZE i PPE, które regulują funkcjonowanie trzeciego filaru - nie da się bez tego precyzyjnie rozmawiać o dostępności oszczędności w tych mechanizmach. A więc każdy oszczędzający może wykonać cztery operacje:
  • wypłata środków,
  • wypłata transferowa,
  • zwrot środków,
  • częściowy zwrot środków.
Z wypłatą środkówmamy do czynienia, jeśli spełniamy warunki zwolnień i ulg podatkowych na IKE, IKZE oraz PPE.

Z wypłatą transferowąmamy do czynienia, jeśli przenosimy nasze oszczędności z jednej instytucji finansowej do drugiej.

Ze zwrotem środkówmamy do czynienia, jeśli wycofujemy wszystkie środki zgromadzone na IKE, IKZE lub PPE nie spełniając warunków zwolnień i ulg podatkowych.

Z częściowym zwrotem środków mamy do czynienia, jeśli wycofujemy część środków zgromadzonych na IKE nie spełniając warunków zwolnienia podatkowego.

Zasady przypisane do każdej z tych operacji mają jakiś wpływ na dostępność naszych oszczędności w trzecim filarze. Przełóżmy te pojęcia na praktykę dla każdego z mechanizmów trzeciego filaru.

Dostępność środków na indywidualnym koncie emerytalnym (IKE)

Zacznijmy z grubej rury– każdy oszczędzający ma w każdym momencie pełny dostęp do swoich oszczędności na IKE. Co to oznacza w praktyce?

Po pierwsze– mogę w każdym momencie wycofać wszystkie środki z tego konta i wypowiedzieć prowadzącej instytucji finansowej umowę. Przed upływem terminu wypowiedzenia pieniądze muszą znaleźć się na naszym koncie bankowym. To właśnie zwrot środków, do którego mamy pełne prawo na żądanie.

Jakie mogą być konsekwencje naszej decyzji? Jeśli prowadzimy nasze IKE u obecnego dostawcy krócej niż 12 miesięcy, może pobrać opłatę likwidacyjną – najczęściej spotykałem się z kwotą ok. 100zł. Czy to dużo? To śmiesznie mało, szczególnie w porównaniu z opłatami likwidacyjnymi w polisach inwestycyjnych takich firm jak Skandia, Aegon, ING, Axa, Generali, Aviva, OpenLife, itp.

Druga rzecz– jako że zwrot środków następuje przed spełnieniem warunków zwolnienia podatkowego, od zysków osiągniętych w trakcie trwania IKE zapłacimy 19% podatku dochodowego. Czy to wielka kara? Nie – to żadna kara. 19% podatku dochodowego (tzw. podatek Belki) płacimy standardowo od każdej inwestycji zakończonej zyskiem. Jeśli zarządzamy zwrotu środków z IKE, po prostu stracimy prawo do przywileju podatkowego i zostaniemy potraktowani standardowo.

Po drugie– mogę w każdym momencie wycofać część środków ze swojego IKE bez wypowiadania umowy. Powiedzmy, że mam na koncie 10 tysięcy złotych, a pilnie potrzebują 5 tysięcy złotych. Mogę tyle wycofać, a pozostała kwota będzie nadal wewnątrz indywidualnego konta emerytalnego. To właśnieczęściowy zwrot.

Podobnie jak przy całościowym zwrocie, warto pamiętać o konsekwencjach – naliczeniu 19% podatku dochodowego od zysków kapitałowych dla zwracanej kwoty oraz możliwej opłacie dla instytucji finansowej, jeśli operację wykonujemy przed upływem 12 miesięcy od podpisania z nią umowy o IKE.

Po trzecie– mogę w każdym momencie przenieść środki z mojego obecnego indywidualnego konta emerytalnego do nowego IKE w innej instytucji. To właśnie wypłata transferowa.

Akurat tą operację przećwiczyłem na własnej skórze. W kwietniu 2012r. założyłem IKE obligacje skarbowe w biurze maklerskim banku PKOBP, a w maju 2013r. przeniosłem swoje dwuletnie oszczędności do towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Nie poniosłem żadnych kosztów, nie naliczone zostały żadne podatki, cała operacja zajęła ok. trzy tygodnie.

Jeśli ktoś dokonujewypłaty transferowej przed upływem 12 miesięcy od podpisania umowy na obecne IKE, instytucja finansowa ma prawo potrącić opłatę likwidacyjną – zazwyczaj jest to ok. 100zł. Co ważne – nie ma limitu przenosin naszych środków pomiędzy dostawcami IKE.

Po czwarte– jeśli spełnię warunki zwolnienia oszczędności na IKE z podatku dochodowego od zysków kapitałowych, mogę zlecić instytucji finansowej wypłatę środków. Wypłata może być jednorazowa lub w ratach. I najważniejsze – korzystając z wypłaty środków z IKE nie zapłacimy od zysku z inwestycji podatku dochodowego. To wielka korzyść, której rozmiary obliczałem kiedyś w tym i tym wpisie.

Wypłata środków z IKE (czyli pełny dostęp do pieniędzy z uwzględnieniem zwolnienia podatkowego) przysługuje osobom, które spełniają warunek wieku oraz stażu.

Warunek wieku to osiągnięcie 60 roku życia (lub osiągnięcie 55 roku życia pod warunkiem, że mamy już uprawnienia emerytalne).

Uwaga! Przy obecnym kształcie ustawy o IKE błędem jest mówienie, że z ulgi na IKE będziemy mogli skorzystać po przejściu na emeryturę. Wiek emerytalny zostanie stopniowo wydłużony do 67 roku życia dla kobiet i mężczyzn – ulga na IKE „włączy się” więc dla większości oszczędzających na 7 lat przed przejściem na emeryturę.

Warunek stażu to dokonanie wpłat na swoje konto IKE w co najmniej 5 latach kalendarzowych (lub dokonanie ponad połowy wartości wpłat na 5 lat przed zleceniem wypłaty środków).

Podsumowując, z naszymi oszczędnościami na indywidualnym koncie emerytalnym można w każdej chwili zrobić, co nam się żywnie podoba. Trzeba jednak pamiętać o konsekwencjach. Dwie najważniejsze to:

  • możliwość naliczenia przez instytucję finansową opłaty likwidacyjnej, jeśli wycofujemy lub przenosimy środki przed upływem 12 miesięcy od popisania umowy.
  • utrata zwolnienia podatkowego, jeśli dokonujemy częściowego lub całościowego zwrotu środków
Tak by to wszystkowyglądało na diagramie:

Wypłata pieniędzy z IKE - jak to działa?

Dostępność środków na indywidualnym koncie zabezpieczenia emerytalnego

Czym się różni IKZE od IKE, jeśli chodzi o dostępność naszych oszczędności? Najważniejsza różnica polega na tym, że z indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego nie można wykonać częściowego zwrotu środków. Albo wycofujemy wszystko i wymawiamy umowę instytucji finansowej, albo oszczędzamy dalej.

Nie ma żadnych różnic, jeśli chodzi o wypłatę transferową. Na IKZE możemy również dowolnie przenosić nasze oszczędności między dostawcami. Po roku od podpisania obecnej umowy, operacja jest bezpłatna.

Jeśli chodzi o wypłatę środków z IKZE, tu też mamy do spełnienia warunek wieku oraz stażu. Żeby wypłacić pieniądze z indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego w uprzywilejowany sposób, musimy osiągnąć 65 rok życia (5 lat później niż na IKE) oraz dokonać wpłat w co najmniej 5 latach kalendarzowych.

Jakie czekają nas wtedy przywileje? Po pierwsze – możemy wypłacać pieniądze jednorazowo lub w ratach. Przypomnijmy, że zwrot środków możliwy jest tylko za jednym zamachem. Wbrew pozorom to istotny szczegół, ponieważ środki pochodzące z IKZE powiększają naszą podstawę opodatkowania. Jednorazowa wypłata dużych kwot może skutkować „wpadnięciem” w drugi próg podatkowy. W tym wpisie pokazałem, że to bardzo niekorzystny obrót spraw dla oszczędzającego i chyba jedyna sytuacja, kiedy odkładając na emeryturę na IKZE można stracić na ulgach podatkowych.

Ważniejsze jest jednak coś innegojesteśmy bardzo blisko reformy IKZE, która najprawdopodobniej od 2014r. wprowadzi ryczałtowy podatek od środków wypłacanych z IKZE w wysokości 10%. To znacznie mniej niż oba obecne progi podatkowe. Skomplikowana i mało odczuwalna zachęta podatkowa na IKZE stanie się dużo bardziej atrakcyjna.

Jestem jednak na 99% przekonany, że z tego niskiego ryczałtu będziemy mogli skorzystać tylko w momencie wypłaty środków (czyli po spełnieniu warunku wieku i stażu). Zwrot oszczędności z IKZE (czyli wycofanie przed spełnieniem warunku wieku i stażu) będzie opodatkowany po bieżących stawkach.

Tak by to wszystko wyglądało na diagramie:

Kiedy można wypłacić pieniądze z IKZE?

Dostępność środków w pracowniczych programach emerytalnych

Nie czuję się kompetentny, żeby odpowiedzieć w szczegółach na pytanie, kiedy można wypłacić oszczędności z pracowniczego programu emerytalnego. Jest to zbiorowa forma gromadzenia kapitału na przyszłość w zakładach pracy i rządzi się swoimi prawami.

Wiem tyle, że prawo do uprzywilejowanej wypłaty środków nabierają osoby, które skończyły 60 lat lub skończyły 55 lat i mają uprawnienia emerytalne (podobnie jak na IKE). Wypłata może być jednorazowa lub w ratach (podobnie jak na IKE i IKZE).

Wypłatę transferową możemy wykonać do innego PPE lub do swojego IKE, jeśli z jakiegoś powodu poprzedni program nie będzie mógł być przez nas kontynuowany, np. firma kończy działalność, firma kończy PPE, firma rozwiązuje z nami umowę o pracę lub my odchodzimy do innej firmy.

Jeśli nowy pracodawcaprowadzi własny program emerytalny dla pracowników, możemy nasze oszczędności przetransferować do jego PPE, a jeśli nie – możemy oszczędności przetransferować na nasze osobiste IKE.

Możliwe jest równieżwycofanie środków z pracowniczego programu emerytalnego (czyli zwrot w terminologii trzeciego filaru), ale taka operacja skutkuje po pierwsze naliczeniem 19% podatku dochodowego od zysków kapitałowych, a po drugie koniecznością zwrotu na rachunek ZUS składek na ubezpieczenie społeczne od wpłat, z których zwalnia PPE (jest to 30% sumy składek podstawowych).

Kwestie związane z dostępnością środków zgromadzonych na IKE, IKZE i PPE regulują ustawa o IKE i IKZE (rozdział 7) oraz ustawa o PPE (rozdział 5).



Jak sprawdzić, w co inwestuje fundusz inwestycyjny?

$
0
0
Po co w ogólne sprawdzać, w co inwestuje fundusz inwestycyjny? Przecież i tak nie mamy wpływu na dobór jego portfela inwestycyjnego, bo to zadanie zarządzających. To prawda, ale moim zdaniem podchodzenie do funduszu inwestycyjnego (jakiegokolwiek typu) jak do czarnej skrzynki, do której najpierw wrzuca się jakąś sumę pieniędzy, a potem wyciąga więcej lub mniej to kardynalny błąd.

Sprawa jest względnie prosta w przypadku funduszy indeksowych oraz ETF, które są oparte o powszechnie znane koszyki papierów wartościowych (np. indeks mWIG40 czy amerykański Russell 1000).

Gorzej jest z funduszami aktywnie zarządzanymi– z ich nazw trudno wywnioskować dokładny skład portfela, szczególnie jeśli używają pospolitych, nic tak naprawdę nie znaczących przymiotników typu bezpiecznego wzrostu, zrównoważony, mieszany, spółek wzrostowych, itp. A aktywnie zarządzanie, za które sowicie opłacamy kadrę prowadzącą fundusz, polega właśnie na selekcji aktywów.

Jak sprawdzić, jakie aktywa wchodzą w skład funduszu inwestycyjnego? W czym może pomóc taka wiedza? Czy jest sens poświęcać czas na poznanie bliżej funduszu, w który chcemy zainwestować?

Sprawozdania finansowe funduszy inwestycyjnych

W jakie spółki inwestują towarzystwa funduszy inwestycyjnych?
Co rok każdy fundusz inwestycyjny jest zobowiązany prawem do publikowania rocznego sprawozdania finansowego oraz dwóch sprawozdań półrocznych. Jednym z ich najważniejszych i najciekawszych składników jest zestawienie lokat funduszu. To tabelka, w której fundusz przedstawia, jakie akcje, obligacje, tytuły uczestnictwa i inne aktywa finansowe posiada oraz w jakiej ilości.

Sprawozdania finansowe można za darmo przejrzeć na stronach towarzystw funduszy inwestycyjnych, ściągnąć na własny komputer lub wydrukować. To informacja publiczna.

W jaki sposób może być pomocna dla inwestora? Początkujący mogą w ten sposób otrzymać bardziej konkretny obraz ich pierwszych samodzielnych inwestycji na rynku kapitałowym. Masz jednostki funduszu stabilnego wzrostu? A wiesz, na czym opiera się ten „stabilny wzrost”? Jakie papiery wartościowe posiada fundusz po stronie akcyjnej portfela i po stronie obligacyjnej? W jakich proporcjach? Czy stabilny wzrost może zamienić się w niekorzystnych warunkach w stabilny spadek? Jaki masz plan na tego typu okoliczności - czekasz, wyskakujesz, dopłacasz?

Zresztą nie tylko początkujący mogą skorzystać na zajrzeniu funduszowi pod maskę. W powszechnej opinii fundusze pieniężne uchodzą za ultrabezpieczne (głównie bony skarbowe i obligacje skarbowe o zmiennym oprocentowaniu).

Sprawdźmy, jakie lokaty stanowią fundament bardzo popularnego funduszu UniKorona Pieniężny – otóż z tego sprawozdania wynika, że ok. 40% to rzeczywiście obligacje skarbu państwa, ale reszta to obligacje korporacyjne (głównie banków) oraz bankowe listy zastawne.

Dla osób poszukującychultra bezpiecznego rozwiązania nazwa i klasyfikacja funduszu UniKorona Pieniężny może być trochę myląca. To przecież w dużej części fundusz obligacji korporacyjnych z mocną ekspozycją na sektor bankowy. Jeśli o tym wiemy i rozumiemy tego możliwe konsekwencje dla naszych pieniędzy, nie ma w tym absolutnie nic zdrożnego. Jeśli nie, możemy być zaskoczeni okresowymi wahaniami wyceny jednostki, która nie licuje z przekonaniem o maksymalnie bezpiecznym charakterze funduszy pieniężnych. Dlatego warto zaglądać do sprawozdania finansowego nawet funduszy o niskiej klasy ryzyka. One również potrafią się zasadniczo od siebie różnić.

Albo te wszystkiebardziej specjalistyczne fundusze inwestycyjne, które pozwalają inwestować np. w akcje spółek surowcowych z całego świata, w rynki wschodzące, giełdy afrykańskie, w Turcję, Rosję, zagraniczne obligacje korporacyjne i tysiąc innych tematów inwestycyjnych. To wszystko brzmi intrygująco – ze sprawozdania finansowego możemy wyczytać, czego możemy się po nich spodziewać w praktyce.

Wiele z nich to tzw. fundusze funduszy. Pieniądze trafiają do zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Znajdziemy je szczególnie w ofercie towarzystw inwestycyjnych, które są częścią międzynarodowej grupy kapitałowej (np. ING, Amplico). To wygodny sposób osiągnięcia ekspozycji na egzotyczne rynki (niskie pierwsze i kolejne wpłaty, łatwość nabycia i odkupienia), ale warto zwrócić uwagę na podwójne opłaty za zarządzanie (dla polskiego i zagranicznego towarzystwa).

Wysokie kosztyzarządzania mają bardzo erozyjny wpływ na długoterminową stopę zwrotu, szczególnie w pasywnych strategiach.

Z czystej ciekawości sprawdziłem, w co lokuje środki swoich klientów fundusz inwestycyjny PKO Złota – rynek metali szlachetnych oraz firm związanych z ich poszukiwaniem i wydobyciem przechodzi od kilkunastu miesięcy bardzo silną przecenę, a że interesują mnie aktywa pozostające aktualnie w niełasce przyglądam się różnym możliwościom.

Co wynika z czerwcowego sprawozdania PKO Złota? Na plus – zarządzający inwestują bezpośrednio w spółki z sektora, a nie fundusze innego towarzystwa. Na minus – aż 30% aktywów to środki pieniężne i ich ekwiwalenty. Jeśli daję swoją gotówkę w zarząd funduszowi inwestującemu w spółki związane z rynkiem złota, chciałbym jednak, żeby przyjęły formę odpowiednich aktywów. Rozumiem 5-15% w gotówce do obsługi wypłat obecnych klientów, ale jedna trzecia to trochę dużo.

Jeśli ktoś szukał informacji, czy PKO Złota inwestuje w fizyczne złoto, ze sprawozdania finansowego dowie się, że nie. Inwestuje głównie w akcje spółek z tego sektora. Mi to odpowiada, dla innych może być to informacja dyskwalifikująca. Tak czy inaczej – jest publicznie dostępna na stronach towarzystwa.

Dla mnie prawdziwą ucztą jest jednak przeglądanie portfela inwestycyjnego polskich funduszy akcyjnych. Do niedawna nie wiedziałem, że tak wiele z nich pewną część środków kieruje na zagraniczne giełdy, głównie z naszego regionu. Ale nie tylko – Skarbiec Akcja miał jeszcze w czerwcu 2013r. udziały w portugalskiej spółce Jeronimo Martens kontrolującej dyskont Biedronka i hiszpańskiej spółce odzieżowej Inditex (właściciel m.in. Zary). Pieniądze klientów Noble Funds Akcji ulokowane są m.in. na giełdzie w Toronto, Nowym Jorku, Istambule i Frankfucie. Z kolei Legg Mason Akcji inwestuje praktycznie 100% portfela w akcje spółek notowanych na GPW (jedyny wyjątek to pakiet udziałów w austriackiej firmie paliwowej OMV).

Z jednej strony to ciekawostki, z drugiej bardzo konkretna informacja. Czy chcę, żeby zarządzający inwestował w atrakcyjne jego zdaniem spółki z całego świata, czy raczej wolałbym fundusz z maksymalną ekspozycją na Polskę lub inny kraj czy sektor? Ja wolę to drugie rozwiązanie, bo zamiary funduszu są wtedy dla mnie czytelniejsze, ale rozumiem też przeciwne podejście.

Najlepsze zostawiłemsobie jednak na koniec – w sprawozdaniach finansowych jak na dłoni widać, w które spółki i w jakich proporcjach ulokowali pieniądze klientów zarządzający. Jest również informacja, czy fundusz zarobił czy stracił na poszczególnych pozycjach. Z danych można też łatwo obliczyć, jaka jest średnia cena zakupu udziałów w każdej ze spółek. Oczywiście są to informacje trochę przeterminowane (np. z czerwca 2013r.), ale fundusze inwestycyjne nie są aż tak ruchliwe, żeby co kilka miesięcy kompletnie zmieniać swój portfel.

Dla zaawansowanychuczestników rynku to kopalnia wiedzy o tym, jakie decyzje inwestycyjne podejmują ważni inwestorzy instytucjonalni, z którymi de facto konkurują o stopę zwrotu.

Dla mnie najciekawszy był w tym aspekt „inżynierii wstecznej” całego mechanizmu funduszu inwestycyjnego. Chciałem wiedzieć, ile spółek ma przeciętnie w portfelu fundusz akcyjny (30-40), jak rozkłada proporcje między poszczególne spółki, jak bardzo selektywny jest w stosunku do głównych indeksów, czy byłbym w stanie sam stworzyć sobie podobny portfel inwestycyjny, itp.

Interesowało mnie również, skąd się biorą wyjątkowo dobre wyniki niektórych funduszy, np. Quercus Agresywny, Skarbiec Małych i Średnich Spółek, Noble Funds Małych i Średnich Spółek, Legg Mason Akcji, itp. na tle konkurentów z grupy.

Wciąż trzymam się danego sobie słowa i do czasu lepszego poznania tematu nie będę kupował akcji czy obligacji pojedynczych spółek – będę działał na poziomie alokacji między klasy aktywów, a nie selekcji papierów wartościowych. Ale jeśli do tej formy inwestowania kiedyś wrócę, na liście (wielu) kryteriów, które będą musiały spełniać spółki z mojego portfela, będzie znacząca obecność co najmniej jednego z TFI, które cenię.

Informacja o przekroczeniu 5% udziału w ogólnej liczbie głosów

Za każdym razem, gdy jakaś instytucja staje się właścicielem akcji odpowiadającej 5% głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy, spółka jest zobowiązana do poinformowania publicznie o tym fakcie. Dzięki temu możemy na bieżąco śledzić doniesienia o ważnych zmianach własnościowych na giełdzie oraz zaangażowaniu towarzystw funduszy inwestycyjnych czy innych podmiotów w konkretne przedsiębiorstwa.

Co ważne– sprzedaż udziałów przez jakąś instytucję skutkujący spadkiem poniżej 5% udziału w głosach również zobowiązuje spółkę do upublicznienia tego faktu.

Informacje o dużych akcjonariuszach znajdziemy też na stronach internetowych o giełdzie, np. Stooq.pl. Money.pl czy Bankier.pl. Ten ostatni organizuje je w taki sposób, że widać wszystkie pozycje towarzystwa, które stanowią ponad 5% zaangażowania w konkretną spółkę.

Skądinąd wiem, że spółka informatyczna Sygnity ma czterech dużych inwestorów instytucjonalnych w swoim akcjonariacie – startując z jej profilu można przejrzeć szereg innych ważnych pozycji z portfela towarzystw Legg Mason oraz Quercus.

W jakie spółki inwestują fundusze inwestycyjne?

Przy okazji warto rozróżnić dwie rzeczy – to że fundusz X ma ponad 5% udziałów w spółce Y, nie oznacza, że spółka Y stanowi ponad 5% aktywów funduszu X. Jeśli fundusz jest bardzo duży, 5% udziałów w małej spółce może stanowić jedynie np. 1% jego aktywów. I odwrotnie – fundusz może mieć 0,5% udziałów w bardzo dużej spółce (np. KGHM czy PZU), które będą jednak stanowić aż 10% jego wszystkich aktywów.

Zresztą, z przeglądu sprawozdań finansowych uniwersalnych funduszy polskich akcji (np. Arka BZWBK Akcji, UniKorona Akcje, Aviva Polskich Akcji, itp.) wynika, że trzon portfela tych funduszy stanowią zawsze znane, duże, płynne spółki z WIG20, np. KGHM, PZU, PKOBP, Orlen, Lotos, PGE, PGNiG, Pekao, TPSA, itp. 

Materiały edukacyjne towarzystw inwestycyjnych

Większość towarzystwnie dzieli się zbyt chętnie wiedzą na temat spółek ze swojego portfela i inwestowania w ogóle. Część nie komunikuje się z klientami w żadnej innej formie niż poprzez reklamy i inne kanały marketingowe. To moim zdaniem wielkie zaniedbanie ze strony towarzystw – również w ich interesie jest edukowanie własnych klientów, a nie tylko sprzedawanie im swoich usług.

Nie znam szczegółówdziałalności każdego towarzystwa, ale spośród tych, które znam na plus wyróżnia się otwartością Quercus. Prowadzi portal edukacyjny Qnews.pl oraz newsletter, w którym nie tylko dzieli się swoimi typami na giełdzie (nie korzystam), ale też regularnie analizuje sygnały z gospodarki, sentyment i sytuację techniczną w Polsce i zagranicą, komentuje ważne wydarzenia, które mogą mieć wpływ na rynki, i podpowiada, jak strategicznie prowadzić swoje inwestycje kapitałowe (korzystam).

Czy warto wiedzieć, w co lokuje pieniądze fundusz inwestycyjny?

Każdy inwestor czuje się komfortowo przy innym poziomie informacji o szczegółach swojej inwestycji. Przejrzenie sprawozdania finansowego nie sprawi, że fundusz będzie zarabiał więcej lub tracił mniej. Nie ma się też co łudzić, że jesteśmy w stanie samodzielnie przeanalizować wszystkie dostępne informacje i wyciągać zawsze prawidłowe wnioski.

Ale jeśli komuś brakuje informacji, nie rozumie, co się dzieje z jego pieniędzmi w formie jednostek funduszy inwestycyjnych lub po prostu chciałby się czegoś nauczyć, zapoznanie się ze szczegółami aktywów funduszu to dobry pomysł. Mniej dociekliwi znajdą sporo ogólniejszej wiedzy o funduszu w jego karcie oraz innych dokumentach informacyjnych.

Wiedząc więcej, szczególnie o możliwych konsekwencjach naszych decyzji, jesteśmy w stanie działać z większym przekonaniem (i mniej panikować) lub rezygnować z posunięć, których skutków się obawiamy.




Czy warto inwestować w fundusze stabilnego wzrostu i zrównoważone?

$
0
0
Będę od początku szczery– osobiście nie mam ani złotówki zainwestowanej w fundusze stabilnego wzrostu, zrównoważone, mieszane, aktywnej alokacji, absolutnej stopy zwrotu, cyklu życia i tym podobne. To, co łączy wszystkie te rodzaje funduszy, to obecność różnych klas aktywów w jednym produkcie. Innymi słowy – są to hybrydy akcji, obligacji skarbowych, obligacji korporacyjnych, gotówki, itp. w różnych proporcjach i o różnym celu inwestycyjnym.

Z jakiegoś powodufundusze mieszane są jednak bardzo popularne wśród inwestorów indywidualnych. Wydaje mi się, że za część ich magii odpowiadają budzące zaufanie nazwy (stabilny wzrost, równowaga, absolutna stopa zwrotu). Zresztą przyznaję, że w przeszłości zdarzało mi się miewać jednostki tego typu funduszy.

Czy warto inwestować w fundusze stabilnego wzrostu i zrównoważone? Dlaczego sam zdecydowałem się z nich zrezygnować? Co proponuję zamiast nich?

Koszty w funduszach stabilnego wzrostu i zrównoważonych

Czy warto kupić fundusze stabilnego wzrostu i zrównoważone 2014?
Ważnym argumentemprzeciw korzystaniu z funduszy mieszanych są ich wysokie koszty. Chodzi przede wszystkim o stałą opłatę za zarządzanie, która jest regularnie odpisywana od wartości naszych aktywów.

Proponuję przyjrzećsię tej kwestii w szczegółach. Zacznijmy od tego, że na aktywa typowego funduszu stabilnego wzrostu składają się w ok. 30% akcje, a ok. 70% obligacje i gotówka. Z kolei modelowa struktura portfela funduszu zrównoważonego to ok. 60% akcji i 40% obligacji i gotówki.

Z danych Analizy.pl (po drobnych modyfikacjach) wynika, że średnia opłata za zarządzanie w funduszach stabilnego wzrostu wynosi ok. 2,8% wartości aktywów rocznie, a w funduszach zrównoważonych jakieś 3,2% rocznie.

Co ważne– średnia opłata za zarządzanie w funduszach obligacyjnych to ok. 1,6% rocznie, w funduszach pieniężnych ok. 1,2% rocznie, a w funduszach akcyjnych ok. 3,75% rocznie.

Co by się stało, gdybyśmy sami stworzyli sobie „portfel stabilnego wzrostu” składający się w 30% z funduszy akcji, 35% z funduszy obligacyjnych i 35% z funduszy pieniężnych? Czy opłata za zarządzanie byłyby niższa niż 2,8% wartości aktywów rocznie w funduszach stabilnego wzrostu?

Tak– wyniosłaby ok. 2,1%. Jak to obliczyłem? Dodałem opłaty dla różnych funduszy składających się na „portfel stabilnego wzrostu” w odpowiednich proporcjach:

0,3x3,75 + 0,35x1,6 + 0,35x1.2 = 2.1

Co by się stało, gdybyśmy sami stworzyli sobie „portfel zrównoważony” składający się w 60% z funduszy akcji, 20% funduszy obligacji i 20% funduszy pieniężnych? Czy opłata za zarządzanie byłyby niższa niż 3,2% wartości aktywów rocznie w funduszach zrównoważonych?

Tak – wyniosłaby ok. 2,8% rocznie. Poniżej obliczenia:

0,6x3,75 + 0,2x1,6 + 0,2x1,2 = 2.8

Tak czy inaczej, za stworzenie gotowej strategii inwestycyjnej będziemy musieli towarzystwu funduszy inwestycyjnych dodatkowo zapłacić. Na pierwszy rzut oka 0,5-1% więcej rocznie nie wygląda na wielki problem, ale w długim terminie za taką nonszalancję w stosunku do opłat nakładanych na nasze oszczędności przez różne instytucje zapłacimy bardzo wysoką cenę. Kilka miesięcy temu poświęciłem temu zagadnieniu osobny wpis.

Oparcie swojego portfela inwestycyjnego o kilka klas aktywów uważam za bardzo dobry pomysł, dla większości inwestorów dużo lepszy niż kowbojskie zagrania typu „wszystko w akcje”, „wszystko w obligacje”, itp.

W większości towarzystw taniej wyjdzie nas jednak stworzenie sobie takiego portfela z „czystych” funduszy różnych aktywów w odpowiednich proporcjach, niż zainwestowanie w gotowy fundusz stabilnego wzrostu czy zrównoważony. Najlepiej jeśli cały portfel zawiera się w obrębie jednego funduszu parasolowego.

Możliwości manewru w funduszach stabilnego wzrostu i zrównoważonych

Fundusze mieszane to gotowe strategie inwestycyjne i z pewnością dla wielu klientów jest to ich podstawową zaletą. Nie muszą analizować, czy w tym momencie warto inwestować w akcje, obligacje skarbowe czy obligacje korporacyjne. Nie muszą analizować, w jakich proporcjach rozłożyć swoje oszczędności między fundusze różnych rodzajów.

W modelowej hierarchiiryzyka (rozumianego jako wahania wyceny jednostek) fundusze stabilnego wzrostu uchodzą za mniej bezpieczne niż fundusze pieniężne i obligacyjne, ale bardziej bezpieczne niż fundusze zrównoważone i akcyjne.

Oczywiście, nie jest to bezpieczeństwo absolutne, tylko względne. Jeśli ceny polskich akcji i/lub obligacji ostro spadają (co zdarza się regularnie w okresach korekt i bess), nie ma siły – fundusze stabilnego wzrostu i zrównoważone będą przynosić straty.

Moim zdaniem nawet inwestorzy mniej zainteresowani tematem powinni, jeśli powierzają swoje oszczędności funduszom, rozumieć, skąd biorą się wzrosty lub spadki wyceny jednostek funduszy hybrydowych. Czy odpowiedzialna jest część obligacyjna, czy akcyjna strategii? A może obie?

Tutaj większy artykuł o tym, jak sprawdzić, w co dokładnie inwestuje interesujący nas fundusz.

Jeśli ktoś tego nie rozumie, będzie bardziej narażony na ryzyko własnych, emocjonalnych zachowań w stosunku do inwestycji, która ma w swojej naturze okresowe wahania wartości.

A jeśli ktoś to rozumie, będzie nie tylko miał bardziej realistyczne oczekiwania wobec wyników funduszy stabilnego wzrostu i zrównoważonych, ale też większą szansę na wdrożenie własnej strategii, prawdopodobnie lepiej dostosowanej do naszych osobistych preferencji czy zrozumienia rynku. O czym dokładnie mówię?

Większość funduszystabilnego wzrostu i zrównoważonych trzyma się dość sztywno stałego podziału aktywów między akcje i obligacje. Są to więc pasywne strategie, które ani nie próbują wyczuć rynku (np. inwestując więcej w akcje, gdy są tanie), ani nie dają inwestorowi możliwości dostosowania składu aktywów do jego obecnej sytuacji życiowej (np. wieku, wyższych zarobków, itp.).

Jeśli ktoś poszukujewiększej elastyczności i ma jakiś pomysł na zarządzanie swoją inwestycją w czasie, mieszane portfele inwestycyjne lepiej stworzyć sobie samemu w funduszach parasolowych.

Dlaczego? Możemy w nich dobrać „czyste” fundusze różnych aktywów (np. akcji małych i średnich spółek, akcji uniwersalnych, obligacji, obligacji korporacyjnych, pieniężne, itp.) w odpowiednich proporcjach – to obniży nam trochę koszty za zarządzanie w stosunku do funduszy stabilnego wzrostu i zrównoważonych. Możemy też w miarę upływu czasu dokonywać przetasowań w podziale naszego portfela na różne klasy aktywów – bez dodatkowych opłat i bez naliczania podatku Belki od zyskownych inwestycji.

W funduszu parasolowymnie ma przeszkód, żeby nasz portfel w różnych okresach stawał się w 100% akcyjny czy w 100% pieniężny. Warto jednak w tym miejscu zaznaczyć, że wielu inwestorów ma poważne problemy z korzystaniem z tej elastyczności.

Najpowszechniejsze błędy to zbyt częste i zbyt nerwowe zmienianie alokacji aktywów, bez odniesienia do jakiejkolwiek strategii, celów czy innych systematycznych czynników, które powinny rządzić inwestycją. Drugi problem to skłonność do kupowania jednostek funduszy, które od dłuższego czasu drożeją i uleganie panice na okresowych spadkach (kupowanie drogo, sprzedawanie tanio).

Czy warto inwestować w fundusze stabilnego wzrostu i zrównoważone – podsumowanie

Osobiście nie jestem zwolennikiem funduszy stabilnego wzrostu i funduszy zrównoważonych, chociaż rozumiem, że jest dla nich miejsce na rynku. Moim zdaniem ich największe słabości to zawyżone opłaty za zarządzanie oraz niska elastyczność.

Swoje oszczędności w funduszach inwestycyjnych również dzielę między różne klasy aktywów, ale używam do tego „czystych” funduszy (np. akcji, obligacji, pieniężnych) wewnątrz funduszy parasolowych. Mam dzięki temu trochę niższe koszty oraz większą kontrolę nad podstawowymi częściami składowymi inwestycji.

Jest kilkanaście towarzystw, które dają dostęp do bogatej oferty subfunduszy wewnątrz funduszy parasolowych, np. Skarbiec, Union Investment, Aviva, ING, PZU, PKO, KBC, Legg Mason, Noble Funds, Allianz, Ipopema czy Investors. Jednostki kupuję przez darmową platformę mBanku, BGŻ Optima oraz BossaFund, żeby uniknąć opłat manipulacyjnych.

Jeśli ktoś poszukujejednak gotowej, pasywnej strategii dostosowanej do swojej tolerancji na ryzyko i niewymagającej zbyt wielu decyzji inwestycyjnych, fundusze stabilnego wzrostu i fundusze zrównoważone mogą im jej dostarczyć.

Co ważne– fundusze mieszane również są częścią funduszy parasolowych i można je nabyć bez opłat manipulacyjnych w mBanku, BGŻ Optima czy przez BossaFund.


Czy warto regularnie oszczędzać małe kwoty? Gdzie je inwestować?

$
0
0
Duże kwoty biorą się z małych. Zanim ktoś zgromadzi 10 tysięcy złotych, musi zgromadzić pierwszy tysiąc. Zanim ktoś zgromadzi 100 tysięcy, musi zgromadzić pierwsze dziesięć. I tak dalej. Nie da się przeskoczyć tej kolejności i najlepiej jak najszybciej sobie to uświadomić.

Co to jest mała kwota?To sprawa względna, ale przyjmijmy, że w polskich warunkach jest to od 50 do 500zł miesięcznie. Pewnie dla wielu osób to i tak zbyt dużo, bo w typowym miesiącu w ogóle nie mają nadwyżek finansowych. W takiej sytuacji trzeba skupić się na stronie dochodowej lub wydatkowej swoich finansów osobistych– jak rozwiążemy te problemy, przyjdzie czas na zastanawianie się nad tym, co zrobić z rosnącymi oszczędnościami.

Wbrew pozorom regularna alokacja niewielkiego kapitału to całkiem złożony problem. Dlaczego? Po pierwsze – po te pieniądze wyciąga rękę kilkaset instytucji oferujących różne rozwiązania. Które wybrać? Po drugie – czy wartość naszych oszczędności rzeczywiście najlepiej utrzymują i pomnażają aktywa finansowe? Po trzecie – czy jest sens odkładać pieniądze na bardzo odległą przyszłość pozbawiając się w ten sposób możliwości skorzystania z nich dzisiaj?

Jak podchodzić do małych kwot?

Jak inwestować małe kwoty?
Wpływu małych kwot na końcowy efekt możemy z powodzeniem uczyć się od instytucji finansowych. Weźmy banki – obciążają one swoich klientów małymi opłatami za proste czynności – tu 50 groszy za przelew internetowy, tam 2zł za wypłatę z bankomatu, tu 5zł miesięcznie za kartę płatniczą, tam 3zł za prowadzenie konta osobistego.

Dla wielu osób to sprawy kompletnie niewarte uwagi, nawet jeśli łącznie składają się na 10-20zł miesięcznie, 120-240zł rocznie, itd. Jeśli takich klientów jest wystarczająca ilość, powiedzmy 500 tysięcy, dla banku oznacza to 5-10 milionów dochodu miesięcznie. Z małych kwot robią się duże kwoty.

Banki osiągają todzięki skali działalności oraz olbrzymiej dyscyplinie w egzekwowaniu opłat, bez względu na ich wielkość.

Inny przykład to kontrowersyjne polisy inwestycyjne firm ubezpieczeniowych. Jeśli oszczędzamy za ich pomocą, jesteśmy co miesiąc obciążani kosztami ich utrzymania w wysokości, która rośnie wraz ze wzrostem wartości naszych aktywów. Opłaty mogą wydawać się niewielkie, szczególnie w początkowym okresie gromadzenia kapitału, a doradcy finansowy skrupulatnie wykorzystują tą iluzję, żeby przedstawić produkt w bardzo dobrym świetle.

Po roku z 15zł miesięcznie robi się 25zł miesięcznie, w kolejnym jest to już 30zł miesięcznie i kwota ta rośnie z każdym miesiącem, jeśli rośnie wartość naszych aktywów. Przy sumie aktywów rzędu 100 tysięcy złotych, miesięczna opłata wynosi już ok. 200zł.

Ile zarobi towarzystwo ubezpieczeniowe na „małych kwotach” pobieranych z naszych oszczędności na polisie inwestycyjnej przez 15 lat? Przy założeniu, że wpłacamy przez ten okres co miesiąc 350zł i osiągamy zwrot z inwestycji rzędu 10% rocznie (bardzo, bardzo optymistyczne założenie!), z małych miesięcznych opłat dla firmy ubezpieczeniowej uzbiera się ok. 21 tysięcy złotych.

czy warto oszczędzać małe kwoty? W co je inwestować?
Opłaty na polisie Skandia, składka miesięczna 350zł przez 15 lat, zakładany zwrot 10% rocznie
Inny sposób, żeby docenić wagę małych regularnych wpłat dla wartości naszych oszczędności, to pobawienie się procentem składanym.

Szybki eksperyment myślowy. Nasz hojny wujek milioner proponuje nam dwie możliwości do wyboru:

A) możemy dostać od niego 10 tysięcy złotych każdego dnia przez 30 dni
B) możemy dostać 1 grosz pierwszego dnia, a potem codziennie o 100% więcej niż poprzedniego dnia przez te same 30 dni

Czas na decyzję– co lepiej wybrać?

Jeśli myślimy jak większość ludzi, prawdopodobnie bardziej przypadnie nam do gustu większa, stabilna kwota każdego dnia. Jak łatwo obliczyć, zgarniemy dzięki takiej decyzji aż 300 tysięcy złotych w 30 dni.

Okazuje się jednak, że w drugim scenariuszu do wzięcia jest – uwaga, uwaga – prawie 11 milionów złotych. Czy to możliwe, żeby z jednego gorsza po 30 dniach zrobiło się 11 milionów złotych?

Matematycznie jest to absolutnie możliwe. Zachęcam do rozpisania obu scenariuszy na kartce papieru podzielonej na 30 kratek. Powinniśmy zauważyć, że przy tak wysokiej stopie zwrotu (100% dziennie), już 25 dnia suma wszystkich wypłat od wujka będzie wyższa niż w scenariuszu z 10 tysiącami dziennie, a potem każdy kolejny dzień będzie dawał jednorazowo o wiele więcej niż 300 tysięcy dziennie.

Oszczędzanie i inwestowanie małych kwot

Wyniki tego eksperymentu myślowego pokazują działanie procentu składanego w jego ekstremalnej formie – gdy każdego dnia wartość jest o 100% większa niż poprzedniego i ten wykładniczy wzrost szybko zamienia jeden grosz w 11 milionów złotych. Bez żadnego dopłacania!

Problem polega na tym, że to tylko abstrakcyjna matematyka. W prawdziwym życiu nie ma inwestycji, które przynoszą w sposób systematyczny 100% zwrotu dziennie.

Ba– zdecydowana większość właścicieli kapitału ma problem z osiągnięciem stopy zwrotu wyższej niż to, co banki proponują na kontach oszczędnościowych i lokatach terminowych, a jeśli inwestują na giełdzie (pośrednio lub bezpośrednio) więcej niż główny indeks giełdowy (np. WIG dla polskich akcji). W tym miejscu warto wspomnieć, że stopa zwrotu na akcjach, obligacjach i ich ekwiwalentach może być ujemna.

W prawdziwym życiuzamiast 30 dni, horyzont inwestycyjny przeciętnej osoby to raczej 30 lat i więcej. A zamiast 100% dziennie, można liczyć na 3-6% rocznie na gwarantowanych depozytach (w zależności od aktualnego kosztu pieniądza w gospodarce), więcej – tylko jeśli podejmujemy ryzyko.

Tak czy inaczej, z matematycznego punktu widzenia liczą się trzy rzeczy:
  • czas trwania inwestycji
  • stopa zwrotu
  • wartość naszego początkowego kapitału i dopłat
Od tych trzech czynników zależy, czy małe kwoty zamienią się w większy majątek. Jeśli ktoś oszczędza niewiele, będzie potrzebował więcej czasu i/lub wyższej stopy zwrotu, żeby dotrzeć do tego samego miejsca, co ktoś, kto oszczędza regularnie większe kwoty.

Co zrobić z małymi kwotami? Jak inwestować niewielkie oszczędności?

A więc możemy sobie pozwolić na odłożenie co miesiąc od 50 do 500zł. Gdzie najlepiej chronić ich wartość w czasie? Gdzie pomnażać kapitał?

Nie mam w tym miejscunic rewolucyjnego do powiedzenia – jeśli interesują nas aktywa finansowe, możemy swoje oszczędności zanieść do banku, do towarzystwa funduszy inwestycyjnych, do towarzystwa ubezpieczeniowego, do skarbu państwa lub na giełdę papierów wartościowych.

1) Banki komercyjne, banki spółdzielcze i spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe to jedyne instytucje finansowe w kraju, które dają gwarancję na wartość depozytów klientów oraz odsetki (do wysokości 100 tysięcy euro). Na lokatach i kontach oszczędnościowych nie da się stracić, ale nie da się też zarobić dużo więcej niż wynosi obecnie inflacja. Wadą depozytów bankowych jest częste naliczanie podatku Belki, chyba że są opakowane w IKE lub IKZE.

2) Towarzystwa funduszy inwestycyjnych nie dają żadnych gwarancji, pozwalają za to inwestować na wielu różnych rynkach (akcji, obligacji skarbowych, obligacji korporacyjnych, zagranicą) i za pomocą różnych strategii (np. stabilnego wzrostu, zrównoważonej).

W funduszach otwartychnie ma wysokich progów wejścia – wystarczy nawet 50-100zł, żeby zacząć. To na pewno jedna z bardziej dostępnych form lokowania kapitału. Za możliwość wspólnego inwestowania przez fundusz zapłacimy jednak opłaty – niektórych da się uniknąć, innych nie.

Plusem funduszy jest możliwość optymalizacji podatkowej – odraczania podatku od zysków kapitałowych dzięki parasolowej konstrukcji funduszuzawierającego kilka subfunduszy o różnej charakterystyce (w tym bardzo bezpiecznych), a w formie IKE lub IKZE całkowitego unikaniatego podatku.

3) Firmy ubezpieczeniowe oferują ubezpieczenia na życie z rzeczywistą funkcją ochronną lub polisy inwestycyjne z funduszem kapitałowym – z obu możemy skorzystać przy stosunkowo niskich miesięcznych wpłatach, np. 200zł. Istnieją produkty ubezpieczeniowe w formie IKE i IKZE.

Mój największy problem z ubezpieczeniami, szczególnie o charakterze inwestycyjnym, to ich koszty. Dodatkowe opłaty zmniejszają prawdopodobieństwo osiągnięcia wysokich stóp zwrotu, szczególnie jeśli właściciel polisy nie ma konsekwentnej strategii dla swojej inwestycji.

4) Obligacje skarbu państwa nabywane bezpośrednio u ich emitenta (za pośrednictwem domu maklerskiego PKO) są zbliżone takimi parametrami jak ryzyko czy oprocentowanie do depozytów bankowych. Nie są wyceniane w sposób rynkowy, więc oszczędzający nie musi się martwić o czasowe wahania wartości kapitału (w przeciwieństwie do funduszy obligacyjnych). Obligacje skarbowe można opakować w IKE, możliwe że wkrótce również w IKZE.

5) Na giełdzie papierów wartościowych można inwestować w akcje, obligacje skarbowe, obligacje korporacyjne, certyfikaty inwestycyjne (w tymfunduszy ETF) oraz bardziej egzotyczne instrumenty finansowe. W pojedynczej transakcji można nabyć nawet jedną akcję, ale nie jest to efektywne podejście ze względu na koszty transakcyjne (prowizje dla biura maklerskiego).

Jeśli chodzi o akcje, źródłem zwrotów są dywidendy oraz wzrost wartości spółki. Ani jedno, ani drugie nie jest gwarantowane. Jeśli chodzi o obligacje, źródłem zwrotów jest wypłata odsetek (tzw. kuponu) oraz zmiany rynkowych cen obligacji. Rachunek maklerski może występować wformie IKE i IKZE.

Alternatywy wobec aktywów finansowych

Jeśli interesują nas inwestycje alternatywne, niewielki kapitał może stanowić istotną barierę wejścia, szczególnie na takich rynkach jak nieruchomości mieszkaniowe, nieruchomości komercyjne, nieruchomości turystyczne, ziemia czy akcje i fundusze spółek niepublicznych (private equity czy venture capital).

Nie ma prostego sposobu, żeby regularnie lokować 50-500zł miesięcznie w tego typu aktywa, chyba że jest to otwarty fundusz inwestycyjny skupiony na tych branżach.

W kategorii inwestycje alternatywne znajdziemy nieskończoną ilość aktywów fizycznych i niefizycznych, wokół których wytworzył się rynek. Za niewielkie kwoty można nabywać metale szlachetne w różnych formach (np. sztabek, monet, biżuterii, itp.), przedmioty kolekcjonerskie (np. meble antyki, rzadkie książki, znaczki, itp.), dzieła sztuki, a nawet dobra cyfrowe (np. kryptowaluty jak Bitcoin, domeny internetowe, itp.). Można też udzielać prywatnych pożyczek (np. przez portal Kokos).

Jeśli nasza inwestycjama przynieść zwrot, musimy mieć przekonanie, że ktoś kiedyś odkupi od nas te aktywa za wyższą cenę, a zysku nie przejedzą koszty utrzymania i koszty transakcyjne, które będziemy musieli ponieść.

Problemem jest to, że dla wielu alternatywnych aktywów, szczególnie tych bardziej egzotycznych, nie istnieje rynek regulowany podobny do giełdy papierów wartościowych, który miałby długą historię funkcjonowania, mechanizmy nadzorcze, odpowiednią płynność oraz niskie koszty transakcyjne.

Człowieku, zainwestuj w siebie!

Jeśli aktywa finansowe i aktywa alternatywne nie spełniają naszych oczekiwań jako przechowalnia wartości pieniądza, może warto spojrzeć na oszczędności jako źródło finansowania samego siebie? O co mi dokładnie chodzi?

Nie musimy być dawcami kapitału dla innych (np. firm giełdowych przez akcje, obligacje korporacyjne czy jednostki funduszy inwestycyjnych, skarbu państwa przez obligacje skarbowe, banków przez depozyty, itp.). Te pieniądze mogą finansować rozwój naszych inicjatyw biznesowych, naszej edukacji, zwiększanie jakości życia czy osobistej produktywności.

Jeśli nie będą bezpowrotnie skonsumowane, tylko przyczynią się do zwiększenia w przyszłości naszych dochodów i zadowolenia z życia, będziemy mogli mówić o stopie zwrotu, chociaż prawdopodobnie nie będziemy w stanie jej precyzyjnie obliczyć. Nie wszystko da się wycenić, chociaż wszystko pociąga za sobą jakieś skutki ekonomiczne.


Czy jest sens regularnie odkładać na bardzo odległą przyszłość?

Mam sporo zastrzeżeń do dominującej postawy wobec oszczędzania na emeryturę i inne odległe cele, która sprowadza się do regularnego odkładania części naszych dochodów w formie różnych aktywów finansowych. Zakłada ono, że naszą rolą jest oddawać oszczędności w ręce sprawniejszych, mądrzejszych i bardziej przedsiębiorczych ludzi za pośrednictwem instytucji finansowych.

Moim zdaniem każdypowinien starać się optymalnie alokować swój kapitał, a nie zdawać się na branżę finansową, która kieruje się przede wszystkim własnym interesem. Optymalna alokacja kapitału zawiera w sobie zresztą nie tylko inwestycje w aktywa finansowe i alternatywne, ale również w edukację, zdrowie, jakość życia czy inicjatywy i pomysły biznesowe własne, rodziny i ludzi wokół siebie.

Uważam również, że o ile cześć naszych oszczędności powinna rzeczywiście być wytwarzana i lokowana w sposób regularny, nie cały kapitał da się efektywnie lokować w tygodniowych, miesięcznych czy kwartalnych cyklach. Na niektóre okazje, czy to na rynku akcji, obligacji, funduszy, nieruchomości, metali szlachetnych, dzieł sztuki czy czegokolwiek innego, trzeba czekać wiele lat. Wtedy warto inwestować w sposób skoncentrowany, a wcześniej przez długi czas wstrzymywać się z aktywnością.

Również w życiu gospodarczym zwroty z inwestycji mogą być zmienne. Kilka pomysłów może nie wypalić i przynieść straty, a kolejny okazać się takim sukcesem, że zyski z nawiązką zrekompensują wcześniejsze niepowodzenia. To objaw normalności. Jeśli mamy do finansów podejście liniowe – co miesiąc odkładamy stałą kwotę i oczekujemy powtarzalnych, przewidywalnych wyników – nie będziemy raczej w stanie poradzić sobie z większą zmiennością charakterystyczną dla wszystkich ryzykowniejszych inwestycji o wysokim potencjale zysków, w tym biznesowych.

Osobiście stosujęhybrydowe podejście. Jestem przekonany, że warto regularnie oszczędzać i inwestować nadwyżki finansowe – najlepiej na różne sposoby – i ze swojego doświadczenia wiem, że z małych kwot typu 100-500zł miesięcznie tworzą się poważniejsze sumy wraz z nieuchronnym upływem czasu. Z drugiej strony wiem, że w finansach jest dużo zmienności i nieregularności, z której warto korzystać w świadomy sposób.

Jak to może wyglądać w praktyce? Najlepiej określić, gdzie domyślnie trafiają najpierw nasze nadwyżki finansowe. Dla mnie takim miejscem jest darmowe konto oszczędnościowe z pełnym dostępem do gotówki (np. BGŻ Optima) lub subfundusze rynku pieniężnego będące częścią funduszu parasolowego (nabywam bez opłat manipulacyjnych przez mBank, BGŻ Optima lub BossaFund).

Jeśli nie mam lepszego pomysłu na zagospodarowanie tych oszczędności, po prostu ich nie ruszam – dobre rachunki oszczędnościowe i fundusze pieniężne z reguły wygrywają nieznacznie z inflacją, więc spełniają swoją podstawową funkcję ochronną.

Jeśli widzę dla części tych pieniędzy (nigdy wszystkich!) lepsze miejsce, jednorazowo lub stopniowo je tam przenoszę. Może być to np. zakup jednostek funduszu, w którym widzę potencjał do wzrostu wartości (najlepiej w ramach tego samego parasola, w którym jest już mój fundusz pieniężny). Może być to inwestycja w fundusz ETF na wybranym indeksie lub pojedynczą spółkę np. dywidendową. Może to być dobra lokata terminowa. Może być to inwestycja w aktywa niefinansowe, jeśli jestem przekonany o ich wartości.

Za każdym razem staram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego decyduję się na konkretną inwestycję i co zrobię przy różnych okolicznościach w trakcie jej trwania. Regularnie monitoruję stopę zwrotu każdej otwartej inwestycji za pomocą tych wzorów.


Jakie są wady IKE i IKZE?

$
0
0
Wielokrotnie pisałem już o korzyściach płynących z opakowywania długoterminowych oszczędności w indywidualne konto emerytalne oraz indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego – ulgach i zachętach podatkowych, dużej dostępności naszych pieniędzy w trakcie trwania inwestycji czy możliwości przenoszenia jej między dostawcami bez ponoszenia kosztów.

Zdarzyło mi się też porównać IKE z polisami inwestycyjnymi, które są standardowo proponowane przez doradców finansowych jako rozwiązanie problemu odkładania kapitału na odległe cele. W osobnych wpisach odpowiadałem też na pytanie, czy opłaca się mieć oszczędności opakowane w trzeci filar oraz przyglądałem się bardziej zaawansowanym strategiom związanym z trzecim filarem.

Z tych wszystkich materiałów wyłania się bardzo pozytywny obraz IKE i IKZE, szczególnie w porównaniu z bezpośrednimi konkurentami tych rozwiązań (np. polisy inwestycyjne, programy systematycznego inwestowania w towarzystwach, ubezpieczenia na życie, itp.). Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam słabych stron trzeciego filaru. No właśnie – jakie są wady IKE i IKZE?

1. tylko inwestycje kapitałowe

Jakie są wady i zalety IKE i IKZE, trzeciego filaru?
Jest sześć rodzajów dostawców indywidualnych kont emerytalnych i kont zabezpieczenia emerytalnego: banki, skarb państwa, biura maklerskie, towarzystwa funduszy inwestycyjnych, firmy ubezpieczeniowe oraz powszechne towarzystwa emerytalne.

W praktyce oznacza to, że możemy odkładać w ten sposób pieniądze w następujący sposób: rachunki oszczędnościowe, obligacje skarbowe, akcje i obligacje giełdowe, fundusze inwestycyjne, ubezpieczenia z funduszem kapitałowym oraz dobrowolne fundusze emerytalne.

Czyli tak naprawdę mamy do czynienia wyłącznie z dwoma typami aktywów – dłużnymi (obligacje skarbowe, obligacje korporacyjne, depozyty bankowe) oraz udziałowymi (akcje). Fundusze inwestycyjne, fundusze emerytalne i fundusze kapitałowe to nie jest przecież odrębna klasa aktywów – to po prostu wehikuły do grupowego inwestowania w aktywa dłużne i udziałowe.

W ramach trzeciego filaru nie da się prowadzić firmy, inwestować w ziemię czy nieruchomości turystyczne, zawierać kontraktów terminowych, kontraktów na cenach walut czy akumulować metali szlachetnych. A dla wielu osób to są właśnie rodzaje aktywów i operacji, z którymi wiążą większe nadzieje – słusznie bądź niesłusznie – niż z akcjami czy obligacjami.

Jak sobie poradzić z tą słabością trzeciego filaru? Moim zdaniem należy traktować go jako część większego planu, w którym powinno być miejsce na aktywa finansowe, jakkolwiek jesteśmy sceptyczni w stosunku do systemu, w którym żyjemy i jego przyszłości.

Depozyty, obligacje i akcje to produktywne aktywa, źródło dochodu w postaci odsetek, kuponów oraz dywidend powiązanych z realną gospodarką. Ale zgadzam się, że oprócz nich warto zabiegać o inne stabilne źródła dochodu, które być może wytrwają z nami kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat - nieruchomości, małe i większe biznesy, prawa do cennej własności intelektualnej, itp.

Istnienie trzeciego filaru skupionego wokół inwestycji kapitałowych nie przeszkadza przecież w dążeniu do powiększania majątku w inny sposób, a przy okazji IKE i IKZE pozwalają zoptymalizować nasze długoterminowe aktywa finansowe (depozyty, obligacje, akcje) od strony podatkowej.

2. niewielka dywersyfikacja geograficzna

Większość konkretnych ofert IKE i IKZE pozwala lokować oszczędności w aktywa denominowane w złotówkach i powiązane z polską gospodarką – akcje i obligacje korporacyjne polskich przedsiębiorstw, obligacje skarbu państwa, depozyty w polskich bankach. Biorąc pod uwagę, że świadczenia z pierwszego filaru (ZUS) oraz drugiego filaru (OFE) także będą praktycznie w 100% zależeć od tego, jak radzi sobie polska gospodarka, dodawanie do tego trzeciego filaru skupionego również wyłącznie na polskich aktywach jest ryzykowne oraz prawdopodobnie nieefektywne.

Pierwszy większy kryzys zaufania do naszego kraju, podobny chociażby do greckiego, sprowadzi wyceny polskich obligacji i akcji do parteru i przetrzebi praktycznie bez wyjątku wartość aktywów funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. Może warto zastanowić się nad zmniejszeniem tego ryzyka za pomocą inwestycji w aktywa z innych rejonów świata?

Tym bardziej że polska gospodarka nie jest i nie zapowiada się na światowego lidera innowacji, przedsiębiorczości i produktywności, co oznacza mniej więcej tyle, że stopy zwrotu z kapitału zainwestowanego w Polsce mogą być niższe niż w wielu dynamiczniej rozwijających się rejonach świata. Jest to szczególnie ważne w coraz bardziej zglobalizowanym świecie, który pozwala na płynny transfer kapitału w poszukiwaniu zysków.

Niestety obecna oferta IKE i IKZE daje ograniczone możliwości nabywania zagranicznych aktywów. Przez rachunek maklerski nabędziemy co najwyżej certyfikaty dwóch niepłynnych funduszy ETF z ekspozycją na S&P500 oraz DAX. Trochę lepiej jest w towarzystwach funduszy inwestycyjnych oraz firmach ubezpieczeniowych – da się znaleźć produkty dające dostęp do międzynarodowych funduszy. Na niekorzyść długoterminowego inwestora działają jednak w ich przypadku wysokie opłaty za zarządzanie.


Jak poradzić sobie z tą słabością trzeciego filaru? Jeśli międzynarodowa ekspozycja i dywersyfikacja jest dla nas ważnym aspektem długoterminowego inwestowania, warto wybierać produkty IKE lub IKZE z dostępem do zagranicznych rynków (np. w towarzystwach funduszy inwestycyjnych). Można również w ten sposób lokować część swojego kapitału poza trzecim filarem, np. przez rachunek maklerski z dostępem do zagranicznych rynków, za pomocą którego jesteśmy w stanie nabywać choćby tanie w obsłudze jednostki dywidendowych funduszy ETF.

3. roczne limity wpłat

W trzecim filarze nie da się odkładać dowolnych sum pieniędzy – na IKE obowiązuje taki sam dla wszystkich roczny limit, na IKZE obowiązuje roczny limit uzależniony od naszych zarobków brutto (to może się zmienić od przyszłego roku).

W 2013 można wpłacić maksymalnie 11 139zł na indywidualne konto emerytalne (wszyscy), oraz 4 231,20zł na indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego (maksymalny limit dla najlepiej zarabiających).

Nikt nie lubi ograniczeń, szczególnie jeśli trzeba ich wartości obliczać za pomocą skomplikowanych wzorów, jak w przypadku IKZE. Roczne limity mogą stanowić problem dla osób z wielokrotnie wyższymi oszczędnościami – ulgi i zachęty podatkowe obejmą wtedy niewielką część ich pieniędzy. Niezadowolone mogą być też osoby, które zbliżają się powoli do emerytury (mają ok. 60 lat) i chciałyby nadrobić stracony czas w trzecim filarze – nie da się niestety użyć niewykorzystanych limitów za poprzednie lata w bieżącym roku.

Zakładając, że zmiany w limitach rocznych na IKZE wejdą w życie w 2014 roku (co nie jest niestety pewne), łączny limit wpłat na indywidualnej części trzeciego filaru wyniesie ok. 15-16 tysięcy złotych. Jeśli zmiany nie wejdą w życie, będzie wynosił ok. 12-16 tysięcy złotych.

Czy to mało? Moim zdaniem całkiem sporo. Osoby na minimalnej krajowej zarobią niewiele więcej w przeciągu całego roku. Nawet dla przeciętnie zarabiającej osoby wydzielenie ponad tysiąca oszczędności miesięcznie na swoją emeryturę jest bardzo mało realne, pamiętając, że oszczędzać można również na inne cele, a kapitał lokować w inny sposób.

Zresztą ze statystyk KNF wynika, że zdecydowana większość posiadaczy kont IKE i IKZE i tak albo wcale nie wpłaca na nie pieniędzy, albo trafiają tam symboliczne kwoty.

Co więcej, jak kiedyś obliczyłem, odkładanie ok. tysiąca złotych miesięcznie przez 20 lat przy średniej stopie zwrotu 8% oraz inflacji 3% przez okres 30 lat, da nam dochód w wysokości ok. 40 tysięcy złotych rocznie (po uwzględnieniu inflacji, w dzisiejszych złotówkach) przez kolejne 20 lat. To całkiem przyzwoite zabezpieczenie emerytalne. Tutaj moje obliczenia krok po kroku.

Dlatego uważam, że problem „niskich” rocznych limitów w trzecim filarze w gruncie rzeczy nie istnieje. Limity są całkiem rozsądne, a gdyby podniesiono i ujednolicono roczny limit wpłat na IKZE, w uprzywilejowanym opakowaniu moglibyśmy umieszczać ok 15-16 tysięcy złotych rocznie. To niemało.

4. skomplikowana, otwarta struktura

Kluczowąz mojego punktu widzenia wadą IKE i IKZE jest ich skomplikowana, otwarta struktura, która wymaga od właściciela kilka trudnych decyzji. W jakiej formie oszczędzać? W której instytucji finansowej? Wpłacać co rok czy co miesiąc? Jakie kwoty? Inwestować w ryzykowne aktywa czy trzymać się gwarancji państwa na lokatach i obligacjach skarbowych?

Dla osoby bez wiedzy o finansach złożenie dla siebie optymalnego planu emerytalnego w trzecim filarze może graniczyć z cudem.

Jak rozwiązałbym ten problem? Jeśli ktoś jest zdeterminowany, żeby zacząć, postawiłbym na proste, tanie i bezpieczne rozwiązania – IKE w formie obligacji skarbowych lub rachunku oszczędnościowego. Potem przeczytałbym tonę materiałów na temat tego, czego można się realistycznie spodziewać po innych instrumentach finansowych (np. jednostkach funduszy inwestycyjnych, dobrowolnych funduszach emerytalnych) i – jeśli coś lepiej pasuje do naszej indywidualnej specyfiki – przeniósłbym po roku IKE do nowego dostawcy. Podobnie można postąpić z IKZE.

W sprawnych rękach otwarta, elastyczna struktura kont w trzecim filarze jest tak naprawdę olbrzymią zaletą.

5. słabe wsparcie państwa i doradców

Ostatni problem z trzecim filarem wiąże się nie tyle z jego konstrukcją, co postawami wobec IKE i IKZE. Ani państwo, ani doradcy finansowi nie mają tak naprawdę interesu w promowaniu i zachęcaniu do oszczędzania kapitału w ten sposób. Dlaczego?

Dla rządzących popularność IKE i IKZE oznaczałaby mniejsze wpływy podatkowe. Chodzi o zachętę w podatku dochodowym na IKZE oraz zwolnienie wypłat z IKE i IKZE z podatku od zysków kapitałowych (tzw. Belki). Mimo iż jest oczywistością, że tematyka emerytur jest w Polsce niemiłosiernie zaniedbana i większość osób podchodzi do niej z nonszalancją, której skutki ujawnią się w przyszłości, nigdy, ale to nigdy nie pojawiła się choćby kampania społeczna tłumacząca mechanizm działania trzeciego filaru i zachęcająca do oszczędzania za pomocą IKE czy IKZE.

Co ważne, poza ofertami łączącymi IKE i IKZE z drogimi i restrykcyjnymi polisami inwestycyjnymi, trzeciego filaru nie promują również specjalnie instytucje finansowe. O prostych, bezpiecznych ofertach typu IKE obligacje skarbowe nie dowiemy się u żadnego pośrednika finansowego. Małe jest również prawdopodobieństwo, że dotrze do nas wiadomość o tym, że można mieć IKE lub IKZE w funduszu parasolowym bez opłat za ich otworzenie i opłat manipulacyjnych czy też na rachunku maklerskim, gdzie możemy inwestować w fundusz ETF na WIG20 czy spółki dywidendowe.

Jak poradzić sobie z tą słabością trzeciego filaru? Nie czekać aż jakiś dobroduszny polityk czy idealistyczny doradca pokażą nam proste i tanie rozwiązania, tylko samodzielnie rozpoznać możliwości i złożyć z nich coś odpowiedniego dla siebie.




Jakie błędy inwestycyjne popełniłem w 2013?

$
0
0
Nie da się nie popełniać błędów, jeśli aktywnie zarządzamy swoimi oszczędnościami i inwestycjami. Im bardziej skomplikowane stają się nasze finanse, tym trudniej kontrolować ich całokształt i unikać wpadek. Ale tak naprawdę błędy wydarzają się po to, żeby się na nich uczyć.

Osobiście mijający rok zaliczam do bardzo udanych pod względem finansów osobistych. W jego trakcie wyjątkowo dużo się nauczyłem i wykonałem kilka całkiem trafnych operacji. Za pomocą funduszy inwestycyjnychuczestniczyłem w większej części wzrostów na małych i średnich spółkach, które były jedną z topowych klas aktywów w 2013. Do niedawna w moim portfelu nie było żadnych aktywów związanych z rynkiem złota, który okazał się z kolei klapą roku.

Ale zaliczyłem też spore wpadki i to im chciałbym się szczególnie przyjrzeć. Jakie błędy inwestycyjne popełniłem w 2013r. i jakie płyną z nich wnioski na przyszłość?

1. Obligacje korporacyjne Gant

Błędy inwestycyjne 2013
W 2013 zmaterializowało się ryzyko niewypłacalności firmy deweloperskiej Gant z Wrocławia, której obligacje posiadam od sierpnia 2012 roku w ilości dającej policzyć się na palcach jednej ręki. Spółka wypłaciła dwa razy odsetki kwartalne od tej emisji, po czym pod koniec drugiego kwartału 2013 zaczęły się jej kłopoty z płynnością.

Od tego czasu Gant nie reguluje należności wobec obligatariuszy. Trwa postępowanie sądowe, które ma doprowadzić do upadłości układowej lub likwidacyjnej tej firmy.

Obligacje tej emisjimożna dzisiaj sprzedać za ok. 20% nomiału, czyli 200zł za sztukę, ale rynek jest bardzo płytki, więc ze znalezieniem kupca mogą być kłopoty nawet przy tak niewygórowanej cenie. Inwestorzy nie wierzą w powrót wrocławskiego dewelopera do formy i spłatę długów w przypadku upadłości układowej ani w uczciwą windykację należności ze sporego majątku Ganta w przypadku upadłości likwidacyjnej.

Dlaczego popełniłem ten błąd?

Po pierwsze – nonszalancja. Emisja przypadła na okres, kiedy kończyła się część moich lokat bankowych i byłem otwarty na alternatywne propozycje. Lekcja z tej przygody jest następująca: nie warto inwestować w coś tylko dlatego, że akurat mamy wolne środki. To jest właśnie przejaw nonszalancji. Warto inwestować tylko wtedy, kiedy mamy dobrze uzasadnione przekonanie co do jakości i celowości jakiegoś posunięcia. Jeśli swędzą nas ręce i koniecznie chcemy gdzieś ulokować gotówkę, po prostu trzymajmy ją na rachunku oszczędnościowym z pełnym dostępem do pieniędzy (np. BGŻOptima) lub w funduszu pieniężnym z prawdziwego zdarzenia.

Po drugie – myślenie stereotypami. Mój tok rozumowania nie był specjalnie zaawansowany – uważałem z jakiegoś powodu obligacje korporacyjne za względnie bezpieczne narzędzie, do pewnego stopnia pokrewne obligacjom skarbowym. W odniesieniu do całej klasy aktywów jest to w zasadzie prawda, ale ja nie inwestowałem w większy portfel obligacji korporacyjnych odzwierciedlający zachowanie całej klasy aktywów, tylko konkretną emisję.

Lekcja z tego płynie następująca: jeśli inwestujesz w konkretny papier wartościowy, musisz odrobić zadanie domowe. Sprawdzić, w jakiej kondycji jest firma, czy jest już zadłużona, jakie są głosy krytyczne na jej temat, dlaczego warto pożyczać jej pieniądze na wiele miesięcy, itp. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, unikaj pojedynczych papierów wartościowych jak ognia – tym, czego potrzebujesz do szczęścia, są fundusze inwestycyjne lub profesjonalnie dobrany, zróżnicowany portfel aktywów finansowych.

Po trzecie– skupienie się wyłącznie na oprocentowaniu i zestawienie go z depozytami bankowymi. Na rynku można było wtedy dostać lokaty na 12-18 miesięcy oprocentowane na ok. 6% w skali roku, a Gant oferował 11% w skali roku przez dwa i pół roku.

Tyle że w banku mamy gwarancję kapitału i odsetek ze strony państwowej instytucji (Bankowy Fundusz Gwarancyjny), co sprawia, że ryzyko inwestycyjne praktycznie nie istnieje. Pożyczając firmie pieniądze w formie obligacji korporacyjnych nie mamy takiej gwarancji. Istnieje zagrożenie utraty nawet 100% ulokowanych w ten sposób środków, o czym na własnej skórze przekonało się bardzo duże grono inwestorów na rynku Catalyst. Przypadek Ganta nie jest niestety odosobniony.

Płynie z tego następująca nauka– jako inwestor nie patrz tylko w górę na potencjał zysków w optymistycznym scenariuszu (upside), ale też w dół na potencjał strat w pesymistycznym scenariuszu (downside). Inwestycja, w której upside jest zaledwie o kilka procent wyższy niż na lokacie, a downside wynosi 100% to bardzo, ale to bardzo zła inwestycja!


Po czwarte– syndrom najnowszej błyskotki. W tamtym okresie byłem w fazie intensywnego penetrowania możliwości inwestycyjnych. Od kilku miesięcy prowadziłem tę stronę i chciałem się jak najszybciej jak najwięcej nauczyć o finansach. Poszukiwałem również alternatyw wobec nudnawych depozytów bankowych. Intensywnie promowane obligacje korporacyjne Ganta dobrze trafiły wtedy w moje oczekiwania, a niski poziom wiedzy nie pozwolił mi wychwycić sygnałów ostrzegawczych, które inni wychwycili (np. tutaj i komentarze tutaj).

Nauka z tego płynie następująca– każda inwestycja to tylko i wyłącznie trzy rzeczy: możliwa do osiągnięcia stopa zwrotu, ryzyko oraz koszty. Cała reszta to marketing, kolorowanie rzeczywistości, ubieranie tych samych rzeczy w nowe nazwy, itp.

W zdaniu sobie sprawy z ograniczeń rynków i całej branży finansowej nikt nie pomógł mi bardziej niż Richard Ferri – jedną z jego książek jakiś czas temu recenzowałem.

2. Akcje firmy Barlinek

Akcje firmy Barlinek, producenta podłóg drewnianych, dały w tym roku zarobić nawet 50%.

Akcje firmy Barlinek wezwanie

Tyle że ja kupowałemje jeszcze w 2010, kiedy ich cena wydawała mi się okazyjna po dramatycznych spadkach. Od razu mówię, że w tamtym okresie inwestowałem na chybił trafił – nie miałem żadnego warsztatu, żeby oceniać i selekcjonować spółki giełdowe. Po prostu chciałem spróbować swoich sił na giełdzie i byłem przekonany, że warto kupować mocno przecenione spółki w tarapatach, szczególnie jeśli znałem te marki. W ten sposób przejechałem się też na Euromarku.

Tak czy siak, spadki rzędu 80% pomiędzy między 2007 a 2010 nie przeszkodziły, żeby tacy inwestorzy jak jak, kupujący udziały w Barlinku za ok. 3,5-4 złote za akcję, również stracili 80% i więcej pomiędzy 2010 a 2012, gdy handlowano nimi nawet po jakieś 75 groszy.

Od marca 2013 roku kurs spółki zaczął konsekwentnie rosnąć i dochodził w porywach nawet do 1,4zł – sytuacja w firmie się ustabilizowała i można było liczyć na odbudowę wartości dla akcjonariuszy. W październiku główny udziałowiec Michał Sołowow ogłosił jednak wezwanie na akcje Barlinka i plany zdjęcia go całkiem z giełdy. Sprzedałem swoje akcje za 1,29zł i odnotowałem ok. tysiąca złotych straty od początku inwestycji w 2010r.

akcje barlinek

Wszystkie moje inwestycje z tamtego okresu – i te zakończone sukcesem, i te zakończone porażką – należą do kategorii, którą nazwałbym inwestowaniem opartym o nadzieję (po angielsku znalazłaby się bardziej elegancka nazwa – hope investing). Kupić jakieś akcje, a potem mieć nadzieję, że ich wartość wzrośnie. To naiwne i powierzchowne podejście do giełdy papierów wartościowych, którym rządzi tak naprawdę tylko i wyłącznie przypadek.

Lekcja płynie z tego następująca– jakkolwiek nie chciałbym tego otwarcie przyznać, jestem kompletnie nieprzygotowany, żeby dokonywać transakcji na konkretnych papierach wartościowych. Nie mam narzędzi i warsztatu do analizowania informacji ze spółek giełdowych oraz oceniania jakości tych biznesów.

Dopóki nie nadrobię tych zaległości, nie zainwestuję ani złotówki w udziały w pojedynczej spółce giełdowej. Ekspozycję na akcje jako klasę aktywów będę uzyskiwał do tego czasu wyłącznie przez fundusze indeksowe, fundusze ETF oraz fundusze parasolowe.

3. Błędy rozkojarzenia, niedopatrzenia, niedokładności, nadmiernej aktywności

Cała reszta moich inwestycji w 2013 roku, również te rozpoczęte wcześniej, przyniosły dodatnią stopę zwrotu, ale mam do swojego zachowania kilka drobnych zastrzeżeń.

Po pierwsze– podczas operacji konwersji w funduszach parasolowych oraz na polisie inwestycyjnej zdarzało mi się niechcący mylić subfundusze. Nigdy nie skutkowało to żadnymi wielkimi konsekwencjami i szybko naprawiałem błąd, ale takie roztrzepanie jest niedopuszczalne. Jeśli robię jakąś operację na własnych pieniądzach, nie powinno być wtedy miejsca na tego typu niedopatrzenia.

Po drugie– zbyt lekkomyślnie przeprowadziłem też przeniesienie IKE do funduszu inwestycyjnego. Niedokładnie wypełnione dokumenty opóźniły cały proces o co najmniej trzy tygodnie. Ostatecznie zamiast na początku maja, środki znalazły się w towarzystwie funduszy pod koniec maja, a ja straciłem jakieś 3-5% stopy zwrotu, którą mój portfel mógł w tym dobrym okresie zarobić.

Potem źle zinterpretowałem warunki prowadzenia IKE w tym towarzystwie, w szczególności pojęcia „alokacja środków” i „realokacja środków”. To pierwsze dotyczy podziały nowych wpłat między subfundusze, to drugie podziału obecnych środków między subfundusze. Mogę wykonać 8 zmian alokacji w roku, ale tylko 4 realokacje. O precyzyjnym znaczeniu tych pojęć dowiedziałem się pod koniec listopada, kiedy chciałem zrealizować część zysku na funduszu akcji – niestety wystrzelałem się wcześniej z realokacji (które pomyliłem z alokacjami) i skończyło mi się pole manewru.

Lekcja dla mnie - w przypadku jakichkolwiek wątpliwości związanych z operacjami na finansach, dzwonić i pytać do upadłego. Warto również zawczasu zastanowić się, jakie mogą wystąpić problemy i starać się ich uniknąć.

Po trzecie– wciąż nie jestem zadowolony z ilości czasu i uwagi, które poświęcam monitorowaniu swoich inwestycji oraz liczbie zmian w alokacji aktywów. Jeśli chodzi o to pierwsze, być może potrzebowałem takiego super intensywnego roku, żeby bardziej oswoić się z rynkami, przetworzyć dużą liczbę informacji, wyciągnąć wnioski, itp. Ale moim celem jest dążenie do zdecydowanie mniejszej aktywności – zarówno jeśli chodzi o śledzenie informacji, jak i zmiany w alokacji aktywów.

Co do zmian w alokacji aktywów– w 2013 udało mi się wyeliminować duże kowbojskie posunięcia typu „wszystko w akcje”, „wszystko w obligacje”czy „wszystko w ten lub tamten fundusz” i moje inwestycje mają bardzo jasny kierunek, którego raczej radykalnie nie zmieniam.

Swoje ADHD rozładowuję poprzez częstsze transakcje korygujące o małej wartości (np., konwersje subfunduszy wewnątrz parasola po 100-200zł). Mają one charakter kontrariański, czyli w okresach euforycznych wzrostów realizuję zyski, a w okresach pesymizmu powoli dokupuję jakieś aktywa. Mam dobre doświadczenia z tym podejściem, ale uważam, że jestem wciąż zbyt aktywny.

4. Czy warto być wyłącznie dawcą kapitału?

Mój największy błąd w 2013 i poprzednich latach nie jest związany z żadną konkretną inwestycją – jest bardzo ogólny. Z jakiegoś powodu dużo łatwiej jest mi ulokować oszczędności w depozytach bankowych lub na rynku kapitałowym, niż używać własnego kapitału do bezpośrednich inwestycji we swoje pomysły i inicjatywy.

To dla mnie domyślny tryb działania. Wolę kupić jednostki funduszy inwestycyjnych czy założyć lokatę i być dawcą kapitału dla innych niż wydać przynajmniej część tych środków na rozwój pomysłów, których mi nie brakuje i które z powodzeniem realizuję w pracy dla innych.

Mimo że odkądskończyłem studia prowadzę działalność gospodarczą, nigdy nie zatrudniałem innych i nie inwestowałem w inny sposób w swoje inicjatywy. W ogóle nie myślałem o tego typu wydatkach jako inwestycjach i optymalnym przeznaczeniu dla części kapitału.

To wielka słabość w moim myśleniu o finansach, z której mam zamiar się stopniowo wyleczyć. Problem jest raczej natury psychologicznej, bo na poziomie racjonalnym nikt nie musi mnie przekonywać, że na rozwinięciu przedsięwzięć, których jestem właścicielem, można zarobić więcej i w bardziej kontrolowany sposób niż np. na giełdzie czy w funduszach.

A przy okazji występuje tu element tworzenia czegoś nowego, który jest dla mnie zawsze źródłem wielkiej satysfakcji. O wiele większej niż wyszukiwanie najlepszych rachunków oszczędnościowych, porównywanie funduszy inwestycyjnych czy analizowanie spółek giełdowych.

Jak mam zamiar wyeliminować ten błąd w myśleniu o alokacji kapitału?

  • wydzielę osobny „fundusz” na finansowanie swoich pomysłów (te pieniądze nigdy nie trafią na rynek kapitałowy tylko będą służyć np. do zakupu narzędzi, opłacania podwykonawców, itp.) i będę z niego regularnie korzystał,
  • będę mierzył swoje inwestycje bezpośrednie w taki sam sposób jak inwestycje finansowe, wyciągał wnioski i szedł do przodu,
  • poświęcę więcej czasu na zorganizowanie aspektów prawnych i księgowych własnej działalności gospodarczej, żeby móc ją z większym przekonaniem rozwijać oraz wyjść z fazy samozatrudnienia.

Podsumowanie – błędy inwestycyjne 2013

Po doświadczeniachmijającego roku najważniejsze, o czym powinienem pamiętać to:

  • nie inwestować w pojedyncze emisje obligacji korporacyjnych,
  • nie inwestować w akcje pojedynczych spółek giełdowych dopóki nie wypracuję warsztatu analitycznego i procesu inwestycyjnego z prawdziwego zdarzenia,
  • być znacznie bardziej uważnym i precyzyjnym podczas wykonywania wszelkich zmian dotyczących moich finansów,
  • być znacznie mniej aktywnym, jeśli chodzi o obserwację rynków oraz zmiany alokacji aktywów, uwolnić czas i uwagę,
  • (super ważne!) wydzielić pulę oszczędności, które mają finansować i zabezpieczać moje inicjatywy, pomysły i przedsięwzięcia, monitorować ich skuteczność.

Zachęcam do zrobieniatakiego „rachunku sumienia” w odniesieniu do własnych decyzji finansowych z kończącego się roku.



Czego nauczyłem się o finansach i rynkach w 2013? Czego chciałbym nauczyć się w 2014?

$
0
0
Chyba po raz pierwszy w życiu przyglądałem się rynkom przez cały rok – praktycznie dzień po dniu. Kosztowało mnie to naprawdę sporo czasu i uwagi, ale potrzebowałem takiej uderzeniowej dawki informacji rozłożonych w czasie, żeby wypracować własne stanowisko wobec tego, co dzieje się na rynkach finansowych i jak na to reagować.

Pocieszam się tym, że wszystko, czego się przez ten czas nauczyłem, posłuży mi jako filtr, którym będę w kolejnych latach odsiewał szum informacyjny. Już to zresztą robię.

Jeden rok to nie jest specjalnie długi okres w większej skali, ale to i tak znacznie więcej niż hiper krótkoterminowa perspektywa, którą kieruje się wiele osób w swoich finansach osobistych oraz inwestycjach. Z perspektywy 12 miesięcy wydarzenia jednego dramatycznego dnia czy jednego fenomenalnego tygodnia, które regularnie pojawiają się na rynkach w różnych kombinacjach, wyglądają zupełnie inaczej.

W poprzednim wpisieprzyglądałem się kilku błędom inwestycyjnym, które popełniłem w mijającym roku. W tym wpisie chciałbym spojrzeć z dystansu na to, czego nauczyłem się o finansach i rynkach w 2013 oraz zastanowić się, czego chciałbym nauczyć się w nadchodzącym roku?

1. Alokacja między klasy aktywów czy selekcja papierów wartościowych?

Czego nauczyłem się w 2013?
Po doświadczeniach 2013 roku (i poprzednich lat) jestem przekonany, że bardzo ważne pytanie dla indywidualnego inwestora brzmi: „czy będziesz działać na poziomie alokacji między klasy aktywów czy na poziomie selekcji pojedynczych papierów wartościowych”?

Dla mnie to zupełnieodrębne sposoby działania, które wymagają innych umiejętności i są obciążone innym poziomem ryzyka.

Wytłumaczymy najpierw pojęcia. Jako alokację między klasy aktywów rozumiem inwestowanie w duże, zdywersyfikowane portfele akcji, obligacji lub innych aktywów finansowych (np. za pomocą funduszy ETF, funduszy indeksowych czy tradycyjnych funduszy inwestycyjnych). Jako selekcję papierów wartościowych rozumiem samodzielne wyszukiwanie, ocenianie i dobieranie akcji, obligacji lub innych aktywów finansowych do portfela.

W pierwszym przypadkuotrzymujemy niższe ryzyko, ale też niższy potencjał zysków. Nie musimy również zajmować się takimi operacjami jak reinwestycja dywidend, obejmowanie praw poboru nowych emisji, rotacja spółek w portfelu, itp. O optymalnym rozłożeniu kapitału między klasy aktywów decydować powinny nasze indywidualne okoliczności (np. horyzont inwestycyjny, wiek, tolerancja na ryzyko, itp.) oraz okoliczności makroekonomiczne (np. stopy procentowe, inflacja, etap cyklu koniunkturalnego).

W drugim przypadkuotrzymujemy wyższe ryzyko (włącznie z utratą 100% kapitału), ale też znacznie wyższy potencjał zysków. Musimy zajmować się takimi operacjami jak reinwestycja dywidend, obejmowanie praw poboru nowych emisji, rotacja spółek w portfelu, itp. O optymalnym rozłożeniu kapitału między konkretne akcje i obligacje decydować powinna nasza ocena spółek, które firmują te papiery wartościowe.

Jeśli chodzi o mnie, w tej chwili komfortowo czuję się wyłącznie na poziomie alokacji między klasy aktywów, dlatego domyślnymi narzędziami do osiągania ekspozycji na rynek akcji, obligacji korporacyjnych czy obligacji skarbowych będą dla mnie fundusze. Tak długo jak nie wypracuję warsztatu do pracy na poziomie selekcji papierów wartościowych, nie dotykam akcji i obligacji pojedynczych spółek.

2. Fale entuzjazmu, fale pesymizmu

W czerwcu 2013 mieliśmy globalne załamanie na rynku długu, co widać między innymi po raczej słabych wynikach funduszy obligacji skarbowych w tym roku. Mieliśmy kontynuację spadków ceny złota oraz powiązanych z nim aktywów (np. spółek poszukujących i wydobywających ten kruszec). Mieliśmy raczej nieudaną emisję publiczną akcji firmy Energa. Mieliśmy zimny prysznic na rynku polskich akcji w grudniu. Co łączy te wszystkie negatywne wydarzenia?

Następowały one po krótszych lub dłuższych falach entuzjazmu na rynkach. Fundusze obligacji skarbowych przez kilka lat poprzedzających czerwiec 2013 notowały fantastyczne wyniki. Złoto drożało przez kilkanaście lat. Energa wchodziła na giełdę po bardzo udanych debiutach PKP Cargo oraz Newagu. W listopadzie WIG ustanawiał wieloletni szczyt, a w mediach zaczynało szumieć o sile polskiego rynku akcji.

Oczywiście nigdy nie da się z pewnością przewidzieć, czy mamy na jakimś rynku do czynienia z bańką. Aktywa mogą drożeć lub tanieć bez przerwy przez lata i pozostawanie całkowicie poza rynkiem wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem ani w jednym, ani w drugim przypadku.

W każdym razie w 2013 utwierdziłem się w przekonaniu, że powszechny entuzjazm na każdym rynku jest sygnałem ostrzegawczym. Jeśli większości się wydaje, że mogą łatwo zarobić na jakichś aktywach, prawdopodobnie nie ma już na rynku premii za ryzyko i trzeba włączyć podwyższoną ostrożność.

Ten mechanizm działa również w drugą stronę – po falach pesymizmu ceny są niższe i na rynku pojawia się premia za ryzyko. Wtedy warto z większą sympatią spoglądać na niekochane aktywa i zastanowić się, czy ich wartość w przyszłości ma szansę wrócić na wyższe poziomy.

3. Rynki finansowe są globalne

W 2013 po raz pierwszyz taką siłą dotarło do mnie, na czym polega globalny przepływ kapitału. Rynki finansowe są pod tym względem o wiele bardziej zaawansowane niż np. realna gospodarka czy współczesne społeczeństwa. Co to w praktyce oznacza?

Nie ma w zasadzieżadnych barier, żeby przeciętny Malinowski ze swojego mieszkania w Stargardzie Szczecińskim czy Bielsku-Białej ulokował swoje oszczędności w aktywa finansowe związane z Chinami, Indiami, Brazylią, Turcją, krajami afrykańskimi czy amerykańską gospodarką. Może zrobić to w złotówkachza pośrednictwem funduszy inwestycyjnych z siedzibą w Polsce, ale może też korzystać bezpośrednio z oferty giełdy w Paryżu, Nowym Jorku, Londynie czy Frankfurcie – w euro lub dolarach.

Z jednej strony oznacza to, że nie jesteśmy skazani na polski rynek, który dla wielu inwestorów może być zbyt mało różnorodny, zbyt mało innowacyjny, zbyt mocno uzależniony od polskiej polityki, itp.

Z drugiej strony każdy inwestor ma możliwość tworzenia naprawdę bogatych portfeli inwestycyjnych – dopasowanych do własnej tolerancji na ryzyko, horyzontu inwestycyjnego czy przekonań na temat przyszłości światowych gospodarek, w tym polskiej.

Zresztą– w związku z tym, że polski rynek akcji i obligacji jest częścią światowego obiegu kapitału, warto zastanowić się jakie jest jego miejsce w skali globalnej. Dlaczego? Ponieważ postrzeganie polskiego rynku przez lokalnych inwestorów może się różnić diametralnie od postrzegania go przez inwestorów z Nowego Jorku, Londynu czy Tokyo.

Na przykład polskie obligacje skarbowe (te wyceniane rynkowo) uchodzą w kraju za najbardziej bezpieczne aktywa. Ale z perspektywy globalnego inwestora już tak nie jest – polskie obligacje skarbowe są w tym samym koszyku co obligacje innych krajów rozwijających się, np. Węgier, Turcji czy Słowacji, i charakteryzuje je wyższe ryzyko (rozumiane jako wyższa zmienność oraz rentowność) niż obligacje USA, Niemiec czy Japonii.

Czy to ma jakieś znaczenie? Olbrzymie – szczególnie po tzw. reformie drugiego filaru, która przyniosła zakaz inwestowania w obligacje skarbowe przez otwarte fundusze emerytalne. Od lutego 2014 inwestorzy zagraniczni będą mieli zdecydowanie większy wpływ na rentowność polskich obligacji – jeśli ich gotowość do obejmowania papierów skarbowych będzie niska (np. z powodu obaw o ryzyko kredytowe Polski), będziemy obserwować okresy podwyższonej rentowności i spadku cen. Innymi słowy – stajemy się bardziej wrażliwi w tym aspekcie na kaprysy globalnego kapitału.


Tzw. zagranica będzie również dyktować sytuację na rynku akcji, szczególnie na dużych i płynnych spółkach. Dlaczego? Po pierwsze – od 2014 zmniejszy się rola jednego z największych lokalnych uczestników rynku – otwartych funduszy emerytalnych. Ceny akcji to przecież nic innego jak wolna gra podaży i popytu, a OFE zmuszone zostały ustawowo do przejścia na stronę podażową. Po drugie – od lat systematycznie maleje rola inwestorów indywidualnych na GPW i osobiście nie widzę powodów, żeby ta tendencja miała się na stałe odwrócić. Po trzecie – Polacy są sceptycznie nastawieni do funduszy inwestycyjnych oraz do długoterminowego oszczędzania i inwestowania na rynku kapitałowym (być może słusznie), więc z tego kierunku też nie ma co liczyć na cuda.

Zresztą– być może zawsze tak było, że sytuacja w polskiej gospodarce i na polskiej giełdzie była pochodną sytuacji w globalnej gospodarce.

Dlaczego na polskiej giełdzie występują krachy

4. Algorytmy, abonamenty, sygnały transakcyjne – dziękuję!

We wrześniu 2012skontaktował się ze mną doradca finansowy pracujący kiedyś dla Szkoły Inwestowania i przedstawił projekt swojej nowej działalności. Polegała na typowaniu funduszy kapitałowych wewnątrz polis inwestycyjnych w taki sposób, żeby pomóc klientom firm ubezpieczeniowych strategicznie zarządzać swoimi portfelami. Byłem ciekawy. Dogadaliśmy się, że przez 12 miesięcy będę miał dostęp do ich narzędzia za darmo.

Po kilku miesiącachnaśladowania wskazań tego „algorytmu”, w kwietniu 2013, byłem już pewien, że nie chcę mieć z tą formą inwestowania nic wspólnego. Po pierwsze, wszystkie, ale to wszystkie sygnały w 2013 okazały się antywskaźnikami. Po dynamicznych spadkach, kiedy na rynku była obecna premia za ryzyko, wskazywały fundusze pieniężne i obligacji. Po dynamicznych wzrostach, kiedy premia za ryzyko się wyczerpywała, wskazywały fundusze akcji.

Na tym wykresie WIG widać, że algorytm sugerował wchodzenie w bezpieczne lub ryzykowne klasy aktywów praktycznie dokładnie wtedy, kiedy nie należało tego robić. Algorytm podpowiadał od września 2012 do września 2013 strategię „kupuj drogo, sprzedawaj tanio”!


Niewykluczone, że w dłuższym okresie jego wyniki będą lepsze. Niewykluczone, że był to akurat trudny okres, a ja miałem pecha. Ja się już o tym nie przekonam, bo nie będę korzystał ze wskazań ani tego, ani innych algorytmów czy systemów.

I to głównie nie dlatego, że zawiodłem się na tym konkretnym rozwiązaniu – naprawdę dopuszczam do siebie możliwość, że był to wypadek przy pracy i w perspektywie kilkunastu lat ta strategia się sprawdzi. Mam dwa inne powody.

Po pierwsze– wszelkie owiane tajemnicą algorytmy i systemy, których działania nie rozumiemy, działają na nas ogłupiająco jako inwestorów. Dlaczego mamy być bezkrytyczni wobec tych gruszek na wierzbie? Dlaczego mamy wierzyć, że ktoś ma metodę na zyski bez ryzyka na rynku kapitałowym? W 2013 roku ostatecznie pogrzebałem myślenie, że coś takiego jak zyski bez ryzyka w ogóle istnieją.

Jeśli decyduję się na jakąś strategię, chcę mieć ją jasno opisaną, dogłębnie zrozumianą i mieć przekonanie, że zadziała (oraz dlaczego). A przede wszystkim chcę być autorem tej strategii, żeby móc ją dostosować do swoich indywidualnych okoliczności, rozliczać i ulepszać.

Po drugie– wszelkie narzędzia tego typu generują dodatkowe koszty. A koszty to wielki przeciwnik inwestora. A jeśli jest właścicielem polisy inwestycyjnej, korzysta już i tak z jednej z najdroższych metod inwestowania pieniędzy. Dokładanie kolejnej warstwy opłat, która i tak nic gwarantuje, to czyste szaleństwo.

Jeśli ktoś nie ma żadnego pomysłu na swoje inwestycje na rynku kapitałowym – w jakiejkolwiek formie – nie powinien w ogóle lokować tam pieniędzyi unikać bólu głowy oraz kosztów związanych z tymi formami inwestowania.

5. Mierzenie wyników – kompletny chaos

W 2013 utwierdziłemsię również w przekonaniu, że branża finansowa oraz sami inwestorzy mają gigantyczny problem z uczciwym i całościowym księgowaniem stóp zwrotu. O co mi chodzi?

Na przykład firmy ubezpieczeniowe promują polisy inwestycyjne pokazując historyczne stopy zwrotu funduszy kapitałowych wchodzących w ich skład. Tylko właściciel polisy nie ma żadnych szans na taki wynik. Dlaczego? Ponieważ od tych stóp zwrotu trzeba odjąć koszty utrzymywania tej polisy, nawet 3-5% w skali roku. A wtedy historyczne 8% zwrotu w rok na funduszu obligacji zamienia się w 3-5% netto dla właściciela polisy, a 5% w rok na funduszu pieniężnym zmienia się w 0-2% netto dla inwestora.

Jeśli chodzi o inwestorów indywidualnych czy blogerów finansowych standardem jest przedstawianie siebie w korzystnym świetle na tle rynku czy innych inwestorów. Jak to osiągnąć?

Pokazywać tylko selektywne dane (np. małą zyskowną część większego portfela finansów), nie uwzględniać kosztów, nie wliczać do wyników nieudanych transakcji, ukrywać bardzo niską wartość inwestycji pod robiącymi wrażenie procentami, mylić na swoją korzyść roczną stopę zwrotu z całkowitą stopą zwrotu, prezentować wyniki wirtualnego a nie realnego portfela inwestycyjnego, itp. - kreatywna księgowość nie zna granic.

W sumie nie ma najmniejszego znaczenia, co robią inni. Jedyne, co się naprawdę liczy, to stworzenie własnego systemu monitorowania swoich inwestycji, który rozumiemy i którego się konsekwentnie trzymamy. Daje to nam lepszy wgląd w prawdziwe dane oraz jakąś ochronę przed – świadomą i nieświadomą – kreatywną księgowością wszechobecną w świecie finansów.


6. Różnica między zarabianiem a inwestowaniem

Jednym z wielkich wabików związanych z giełdą czy funduszami jest to, że można na nich zarabiać. Niestety tego typu stwierdzenia mogą wywołać wrażenie, że z inwestycji kapitałowych da się w stosunkowo łatwy sposób generować tak samo stabilne dochody jak z pracy.

Z mojego punktu widzenia jest to kompletne pomieszanie pojęć i rozsądny inwestor powinien postawić jasną granicę między regularnymi zarobkami z pracy a ewentualnymi zyskami na jakimkolwiek rynku.

Branża finansowa– od platform forex po firmy pośredniczące w sprzedaży funduszy inwestycyjnych czy polis inwestycyjnych – wykorzystuje tą subtelną różnicę oraz naturalną ludzką cechę – chciwość, żeby docierać do nas ze swoimi produktami.

„Naucz się pomnażać własne pieniądze”, „zacznij w końcu zarabiać na giełdzie”, „zacznij w końcu zarabiać na funduszach”, „3 tysiące zarobku miesięcznie z domu”. Ja tego nie wymyśliłem. To są hasła reklamowe różnych instytucji i osób z branży finansowej. Oczekiwanie powtarzalnych, przewidywalnych „zarobków” na giełdzie papierów wartościowych, w funduszach inwestycyjnych, na rynku forex czy jakimkolwiek innym rynku, gdzie występuje zmienność, jest totalną naiwnością.

Powtarzalne zarobki z giełdy, funduszy czy platform forex osiągają wyłącznie ich właściciele, pracownicy, pośrednicy, szkoleniowcy oraz media finansowe – krótko mówiąc organizatorzy i propagatorzy branży finansowej. Z prowizji maklerskich, opłat za zarządzanie, opłat manipulacyjnych czy spreadów uczestnicy rynku zapewniają im stabilny byt, ale sami pod żadnym pozorem nie mogą liczyć na stabilność!

Dla mnie praca i tworzenie będą miały zawsze priorytet w stosunku do spekulowania, grania, inwestowania czy jakkolwiek nazwiemy aktywność polegającą na próbie kupowania aktywów finansowych taniej i sprzedawania ich drożej.

Dla zdecydowanej większości przeciętnych zjadaczy chleba, do których z wielką przyjemnością się zaliczam, jest to jedyne pewne źródło dochodów oraz fundament, dzięki któremu ich finanse osobiste są stabilne i pozwalają w ogóle na wystawienie części zasobów na ryzyko inwestycyjne.

W każdym razie nie radzę mylić regularnego zarabiania (pracą) z inwestowaniem rozumianym jako wystawianie pieniędzy na ryzyko. Szczególnie nie radzę tego robić po serii udanych transakcji lub w okresie zaawansowanej hossy, kiedy pewność siebie każdego inwestora wzrasta i podpowiada różne niemądre scenariusze.

Czego chciałbym się nauczyć w 2014?

Jest kilka spraw, które mam na celowniku na przyszły rok. Chciałbym się nauczyć między innymi tego:

- jak tworzy się indeksy i wskaźniki,
- jak skonstruować profesjonalny portfel inwestycyjny (od strony matematycznej),
- jak działają fundusze emerytalne i inwestycyjne po stronie zarządzających,
- jak działają i jak myślą najlepsi inwestorzy na świecie i w Polsce (np. Ray Dalio, Sebastian Buczek)

Chciałbym też więcejpoeksperymentować z matematyką finansową, szczególnie statystyką oraz rachunkiem prawdopodobieństwa – jestem przekonany, że myślenie statystyczne oraz probabilistyczne to klucz do skutecznego inwestowania i – bardziej ogólnie – trzeźwego, mniej chaotycznego spojrzenia na rzeczywistość.

Tutaj wszystkie artykuły na temat oszczędzania i inwestowanieprywatnej emerytury oraz funduszy inwestycyjnych.



Jaki jest limit wpłat na IKE w 2014 i co z nim zrobić?

$
0
0
Limit wpłat na IKE w 2014 jest już znany od kilku miesięcy – jak co roku ogłosiło go w Monitorze Polskim oraz na swoich stronach internetowychMinisterstwo Pracy i Polityki Społecznej. Wynosi on 11 238zł(słownie: jedenaście tysięcy dwieście trzydzieści osiem złotych).

Nowy limit jest o 99zł wyższy niż ubiegłoroczny (11 139zł).

Po rozłożeniu go na 12 równych składek wychodzi, że co miesiąc możemy w 2014 roku odkładać w za pomocą indywidualnego konta emerytalnego 936,5zł. Oczywiście nie ma żadnego przymusu, żeby wpłacać regularnie czy wykorzystywać roczny limit do pełnej wysokości. Jeśli taka jest nasza wola, możemy nawet zrobić sobie rok przerwy od oszczędzania i nie wykorzystywać limitu w ogóle.

Ale załóżmy, że chcemy skorzystać z tarczy podatkowej, którą zapewnia indywidualne konto emerytalne, oraz budować zasoby oszczędności na odległą przyszłość. Co zrobić z limitem wpłat na IKE w 2014?

Limit wpłat na IKE w 2014 i w latach poprzednich

Limit wpłat na IKE w 2014
Warto wiedzieć, skąd się biorą coroczne limity wpłat na indywidualne konto emerytalne. Otóż maksymalny roczny wkład na IKE dla każdego właściciela równa się 300% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w polskiej gospodarce na dany rok.

Gdzie znajdziemy takie dane, jeśli nie chcemy czekać na publiczną informację, ale sami obliczyć wysokość limitu wpłat na IKE? W projekcie ustawy budżetowej na dany rok. Projekt na 2014 opublikowano we wrześniu ubiegłego roku i od tego czasu wiemy, że przeciętne prognozowane wynagrodzenie w Polsce na obecny rok wynosi 3746zł.

A trzykrotność (300%) kwoty 3746zł to 11 238zł – czyli limit wpłat na IKE w 2014 roku.

Co ciekawe, nie zawsze tak było. IKE wystartowały w 2004 i przez pierwsze cztery lata istnienia roczny limit obliczany był za pomocą wzoru 150% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia na dany rok. Od stycznia 2009r. obowiązują obecne zasady.

W poniższej tabelioraz wykresie zebrałem całą historię limitów wpłat na indywidualne konto emerytalne od początku jego istnienia w 2004r. Przy okazji warto wspomnieć, że niewykorzystane limity w z poprzednich lat przepadają.

limity wpłat na IKE od początku ich istnienia

ile można oszczędzić na indywidualnym koncie emerytalnym w 2014

Co zrobić z limitem wpłat na IKE w 2014r.?

Ponad 11 tysięcy złotych oszczędności rocznie, które przynajmniej w założeniach mają w przyszłości posłużyć sfinansowaniu naszej emerytury, to niemała suma. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że sporej części Polaków na odłożenie takiej gotówki z różnych powodów nie będzie w ogóle stać.

Na szczęście nie ma przeciwwskazań, żeby oszczędzać choćby 100zł miesięcznie, a w międzyczasie działać na rzecz polepszenia naszej sytuacji ekonomicznej. Zbudowanie zdolności do generowania nadwyżek finansowych, które „dogonią” za jakiś czas ówczesny limit wpłat na IKE można potraktować jako swego rodzaju wyzwanie.

Nie mówię, że to łatwe, ale z pewnością możliwe.

a) dostępne opcje inwestycyjne

Bez względu na to, czy planujemy wpłacić na swoje indywidualne konto emerytalne cały roczny limit, czy kilkaset złotych, mamy sześć różnych możliwości:

- IKE w formie ubezpieczenia z funduszem kapitałowym,
- IKE w formie rachunku maklerskiego (bezpośrednie inwestycje giełdowe)

Co ważne, wybór konkretnego produktu nie jest ostateczny. Po roku od podpisania umowy z pierwszym dostawcą możemy bez kosztów przenieść swoje oszczędności do innego dostawcy.

Sam zaczynałem w 2012 roku od IKE obligacje skarbowe (oferta była całkiem apetyczna) ale po roku przeskoczyłem do towarzystwa funduszy inwestycyjnych, gdzie złożyłem własny portfel subfunduszy odpowiadający mojemu podejściu do ryzyka (mix wielu rzeczy typu mój wiek, horyzont inwestycyjny, tolerancja na wahania wyceny, itp.) oraz sytuacji na rynku (mix wielu rzeczy typu stopy procentowe, etap cyklu koniunkturalnego, dominujący sentyment do różnych klas aktywów, itp.).

W tym wpisieprzyglądałem się cechom charakterystycznym wszystkich form oszczędzania i inwestowania w IKE – jeśli ktoś dopiero zaczyna lub poszukuje zmiany, może posłużyć się treścią artykułu, żeby zdiagnozować swoje potrzeby.

Uwaga na marginesie - nie można mieć IKE w kilku miejscach naraz. Jeśli ktoś preferuje fundusze, nie można mieć IKE w kilku towarzystwach naraz. W tym artykule odpowiedziałem też na wiele innych pytań nurtujących osoby przymierzające się do indywidualnego konta emerytalnego.

b) sposób dokonywania wpłat

Jeśli chodzi oregularność czy wielkość wpłat, IKE jest prawdopodobnie najelastyczniejszym narzędziem do długoterminowego oszczędzania i inwestowania. Tutaj jego szczegółowe porównanie z polisami inwestycyjnymi.

Oznacza to, że możemy:

1) wpłacić cały roczny limit za jednym zamachem
2) rozbić limit na regularne miesięczne wpłaty
3) rozbić limit na nieregularne wpłaty

Możemy również:

1) skorzystać z całego dostępnego limitu wpłat w 2014
2) skorzystać z jego części
3) w ogóle go nie wykorzystywać, nawet jeśli mamy już działające IKE

Właściciele indywidualnych kont emerytalnych mają naprawdę olbrzymią dozę wolności. Niestety, jak wynika z badań nad zachowaniami finansowymi ludzi, im więcej wyboru i dowolności, tym gorzej przeciętna osoba radzi sobie ze swoją wolnością. Nie jest to bynajmniej polska specyfika – tak po prostu działa ludzki mózg. W skomplikowanych sprawach, a do takich należy z pewnością organizowanie swojej przyszłej emerytury, potrzebujemy jakiegoś wsparcia, kierunku, a nie kompletnej dowolności.

To jest jeden z powodów, dla którego IKE nie cieszy się wielką popularnością mimo wielu korzyści, które potencjalnie może przynieść oszczędzanie w ten sposób. Cały mechanizm jest tak elastyczny i tak otwarty, że nie do końca wiadomo, jak do niego podejść.

Ze statystyk KNF wynika, że dużo lepiej sprawdzają się pracownicze programy emerytalne (PPE), w których to zakład pracy przejmuje na siebie wybór zarządcy oszczędności oraz dyscyplinę comiesięcznego odprowadzania za uczestniczących pracowników składki. Efekt? Na koncie statystycznego uczestnika PPE jest wielokrotnie więcej środków niż na koncie statystycznego właściciela IKE.

Po co to w ogóle piszę? Moim zdaniem to są dowody, jeśli ktoś ich jeszcze w ogóle potrzebuje, na konieczność systemowego zorganizowania różnych aspektów swojego IKE. Tylko wtedy jest szansa, żeby po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach „coś z tego mieć”.

Elementami tegosystemowego podejścia powinny być właśnie:

- przemyślany wybór dostawcy i formy IKE (na podstawie takich kryteriów jak poziom ryzyka, oczekiwana stopa zwrotu, itp.),
- decyzja o wielkości i częstotliwości wpłat oraz wprowadzanie jej w życie (a najlepiej jej całkowite zautomatyzowanie, np. stały przelew 200zł miesięcznie czy coś takiego)
- obliczenie, ile kapitału będziemy potrzebować, gdy IKE zamieni się w przyszłości w źródło dochodu (tutaj przewodnik krok po kroku, jak to zrobić),

Im precyzyjniej to wszystko zorganizujemy, tym mniej powinniśmy mieć wątpliwości co do tego, czy i jak wykorzystać limit wpłat na IKE w 2014 i w kolejnych latach.

Jak mam zamiar użyć swojego limitu wpłat na IKE w 2014?

Specyfika mojej sytuacji jest następująca: odkąd skończyłem studia, jestem na własnej działalności gospodarczej i moje obowiązkowe składki emerytalnego (ZUS i drugi filar) są niewielkie. O ile niektórzy mogą się zastanawiać, czy w przyszłości otrzymają od państwa jako takie świadczenia, ja mam 100% pewności, że będą one super niskie.

Jestem więc mocno zmotywowany, żeby wydzielić i prowadzić osobne kanały swoich oszczędności pod prywatną emeryturę. Najważniejszym z nich jest właśnie moje IKE.

Moje pierwsze IKE miało formę obligacji skarbowych i wciąż uważam, że to prawdopodobnie najprostszy i najbezpieczniejszy sposób gromadzenia długoterminowych oszczędności. Osobiście po roku zdecydowałem się na transfer środków do towarzystwa funduszy inwestycyjnych.

Przede wszystkim dlatego, że bardzo dużo się nauczyłem o rynkach i czuję się komfortowo wystawiając część swoich oszczędności na ryzyko. Samodzielnie dokonuję alokacji między subfundusze reprezentujące główne klasy aktywów (akcje, obligacje, rynek pieniężny). Jest ona dosyć stabilna, a ewentualne zmiany mają charakter kontrariański.

Nie mam jasnych przekonań co do rozwoju wydarzeń na rynkach w 2014 roku, więc nastawiam się na rozłożenie składek w czasie (uśrednianie) oraz między różne klasy aktywów, a nie jednorazową wpłatę do jednego subfunduszu.

Siostrzanym rozwiązaniem wobec IKE jest IKZE, drugie indywidualne konto dostępne w tzw. trzecim filarze z dodatkową zachętą na podatku dochodowym z pracy. W 2014 zmieniają się na korzyść oszczędzających zasady obliczania limitu wpłat na IKZE.

Tutaj wszystkieartykuły o trzecim filarze, IKE oraz IKZE.

Lokata 8% z funduszem w BGŻ Optima – czy warto ją założyć i jak podzielić środki między fundusze?

$
0
0
Nie jestem wielkim zwolennikiem mieszania gwarantowanych depozytów bankowych z obarczonymi ryzykiem funduszami inwestycyjnymi. Wielu indywidualnych inwestorów ma poważne problemy z przestawieniem się z myślenia w kategoriach pewnego zysku (lokaty) na myślenie w kategoriach potencjalnej premii za ryzyko (fundusze) i powinno w tym momencie włączyć podwyższoną ostrożność.

Niestety styl, w jakim BGŻ Optima i inne polskie banki konstruują i promują oferty lokat z funduszem, nie jest najlepszy. Klienci za mniejszą część środków mogą założyć krótkoterminowe, nieodnawialne lokaty z promocyjnym oprocentowaniem, a za większą nabyć jednostki funduszy inwestycyjnych o niepewnej stopie zwrotu przeznaczone dla bardziej doświadczonych, długoterminowych inwestorów. To z pewnością nie pomaga w zrozumieniu istoty tej inwestycji i wykorzystaniu jej możliwości.

Nie chcę przez to powiedzieć, że każdy miks lokaty z funduszem jest zły, manipulacyjny, itp. W przeszłości z powodzeniem korzystałem z tego typu ofert, a najnowszą edycję lokaty z funduszami Skarbiec w BGŻ Optima uważam za naprawdę hojną ze strony banku.

Trzeba jednak umieć z niej skorzystać i mieć wobec całego rozwiązania realistyczne oczekiwania. W jakich okolicznościach warto założyć lokatę z funduszem w BGŻ Optima i jak podzielić środki, żeby zarobić?

Na czym polega lokata na 8% z funduszem w BGŻ Optima?

BGŻ Optima opinie o lokacie z funduszem Skarbiec 2014 8%
Wykonałem szybki testna mojej żonie, której na pewno nie brakuje inteligencji, ale w sprawach finansowych się nie specjalizuje. Przedstawiłem jej szczegóły oferty ze strony internetowej BGŻ Optima i poprosiłem o wytłumaczenie mi warunków.

Główne niejasności, które szybko wypłynęły i mogą występować też u innych „niedoświadczonych” klientów:

1) czy jednostki funduszu inwestycyjnego trzymam przez taki sam okres co lokatę? 
2) czy bank kupi i sprzeda jednostki funduszy w moim imieniu? (szybka odpowiedź: nie)
3) czy fundusze wypłacą mi takie same „odsetki” co bank (8% w skali roku)? 
4) czy mogę na tym stracić swoje oszczędności?

Zacznijmy od początku. Od 2 stycznia do 28 lutego 2014 roku bank BGŻ Optima umożliwia założenie promocyjnej lokaty bankowej połączonej z inwestycją w fundusze inwestycyjne towarzystwa Skarbiec.

Lokata jest nieodnawialna i trwa trzy miesiące. Jest oprocentowana na 8% w skali roku. Do tej części produktu może trafić maksymalnie jedna trzecia środków z całej inwestycji (np. 2000zł z łącznej kwoty 6000zł). Minimalna kwota lokaty to 1000zł (przy 3000zł łącznej inwestycji), nie ma górnego limitu.

Jeśli chodzi o część funduszową, do naszej dyspozycji jest siedem subfunduszy towarzystwa Skarbiec – dwa dłużne, dwa mieszane i trzy akcyjne. W żadnym przypadku nie ma gwarancji zysku ani po trzech miesiącach, ani kiedykolwiek.

Jednostki musimy utrzymywać na rejestrze co najmniej przez trzy miesiące, żeby bank wypłacił nam promocyjne odsetki od części depozytowej (8% w skali roku). Do funduszy trafia dwie trzecie kwoty inwestycji. Minimalnie możemy zainwestować 2000zł (przy łącznej kwocie inwestycji 3000zł), nie ma górnego limitu.

Z inwestycji w funduszemożna zrezygnować przed upływem trzech miesięcy, ale wtedy bank wypłaci odsetki od części depozytowej w wysokości 2,5% w skali roku.

Z funduszy nie musimy rezygnować po upływie trzech miesięcy (kiedy zakończy się promocyjna lokata na 8%) – ta inwestycja ma charakter otwarty i to, czy będzie kontynuowana, czy zakończona, zależy wyłącznie od nas.

Podsumowując– BGŻ Optima proponuje nam miks gwarantowanej, trzymiesięcznej lokaty na 8% w skali roku (1/3 środków) z niegwarantowaną, nieokreśloną w czasie, elastyczną inwestycją w dowolnie skomponowany zestaw funduszy towarzystwa inwestycyjnego Skarbiec (2/3 środków).

Każdy klient możezałożyć tylko jedną lokatę na 8% w skali roku z funduszami Skarbiec. Jeśli ktoś nie jest jeszcze klientem BGŻ Optima, może skorzystać również z „czystej” Lokaty Bezkarnej na trzy miesiące lub założyć tylko bezpłatne konto oszczędnościowe z pełnym dostępem do środków.

Z jednej strony 8% w skali roku na trzymiesięcznej to bardzo dużo na tle konkurencji, ale z drugiej nie mamy pewności, co wydarzy się po stronie funduszowej. Czy da się to jakoś przeskoczyć?

Matematyka lokaty na 8% w skali roku z funduszem w BGŻ Optima

Zacznijmy od prostej kalkulacjimożliwych do osiągnięcia stóp zwrotu. Przyjmijmy, że najchętniej po trzech miesiącach wycofalibyśmy środki z lokaty i z funduszy. Nie jest to rekomendowany sposób postępowania, ponieważ każdy z dostępnych w ofercie funduszy ma sugerowany horyzont inwestycyjny większy niż 6 miesięcy.

Mimo tego przyjrzyjmy się, co może się wydarzyć z całością inwestycji właśnie po trzech miesiącach – w momencie, kiedy kończy się promocyjna lokata na 8% w skali roku dla jednej trzeciej środków.

Przyjmuję, że łącznie inwestujemy 9000zł, jedna trzecia tej kwoty trafia na lokatę, a 6000zł do funduszy Skarbiec.

Jak łatwo obliczyć, po trzech miesiącach bank wypłaci nam 60zł odsetek na lokacie, ale 19% tej kwoty przeleje na konto urzędu skarbowego tytułem podatku Belki. Tym samym do nas trafi ok. 48,6zł odsetek plus cały kapitał, razem – 3048,6zł.

Nie da się dokładnie przewidzieć, jak zachowywać się będą przez trzy miesiące takie aktywa jak akcje czy obligacje, które stanowią podstawę wyceny każdego z oferowanych funduszy. Powtarzam – nie da się tego przewidzieć.

Przyjrzyjmy się więcszerszemu zakresowi możliwych wyników i ich wpływowi na końcowy rezultat inwestycji. Proponuję ograniczyć się do stóp zwrotu z części funduszowej w przedziale od +10% (super optymistyczny scenariusz, który wymaga dużego zaangażowania w fundusze akcyjne) do -10% (super pesymistyczny scenariusz).

Poniższa tabelka oraz wykres pokazują łączną wartość całej inwestycji (lokata + fundusze) w zależności od stóp zwrotu w części funduszowej. Uwzględniałem podatek Belki od zyskownych wyników.

lokata z funduszem 8% w BGŻ Optima - opinie czy warto

czy warto założyć lokatę na 8% z funduszem inwestycyjnym BGŻ Optima


Najważniejszy wniosekz tych obliczeń jest następujący: wystarczy strata w wysokości 1% po trzech miesiącach po stronie funduszowej, żeby cała inwestycja zakończyła się stratą. Nic nie pomoże lokata na 8% rocznie. Jej waga jest zbyt mała, żeby zniwelować nawet 1% straty po stronie funduszowej.

Jeśli komuś leci ślinka na widok 8% w skali roku na promocyjnej lokacie i chciałby się skupić na tej części tego produktu, może sobie od razu dać spokój. Dlaczego? Ponieważ kluczowe w tym miksie będzie zachowanie funduszy inwestycyjnych i w rzeczywistości tylko na tym powinien skupić się klient banku BGŻ Optima. To od stóp zwrotów funduszy, bez względu na to, czy zakończymy inwestycję po trzech miesiącach, czy później, będzie zależał sukces całej inwestycji.

Każdy klient może założyć tylko jedną lokatę na 8% w skali roku z funduszami Skarbiec. Jeśli ktoś nie jest jeszcze klientem BGŻ Optima, może skorzystać również z „czystej” Lokaty Bezkarnej na trzy miesiące lub założyć tylko bezpłatne konto oszczędnościowe z pełnym dostępem do środków.

Jak podzielić środki między fundusze Skarbiec?

Na początek proponujęprzyjrzeć się możliwościom po stronie funduszowej tego produktu. BGŻ Optima udostępnia 7 subfunduszy towarzystwa Skarbiec i daje całkowitą dowolność, jeśli chodzi o kompozycję naszego portfela inwestycyjnego.

Może być to tylko jeden fundusz, może być kilka w dowolnych proporcjach. Możemy również w trakcie trwania inwestycji dokonywać konwersji jednostek między subfunduszami bez opłat. Byle nie umorzyć ich przed upływem trzech miesięcy, bo wtedy żegnamy się z promocyjnym oprocentowaniem na lokacie i wskakuje 2,5% w skali roku.

Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak coś innego. Moim zdaniem cała inwestycja ma sens tylko i wyłącznie wtedy, jeśli:

1) jesteśmy autentycznie przekonani, że chcemy jakąś część oszczędności ulokować w funduszach,
2) wiemy, co chcemy osiągnąć za pomocą funduszy w tym miksie od BGŻ Optima.

Dlatego to tak ważne?Po pierwsze dlatego, że fundusze stanowią dużo większą część całej inwestycji i to one, a nie promocyjna lokata na 8% w skali roku, głównie zdecydują o ostatecznym wyniku inwestycji. Po drugie dlatego, że lokowanie pieniędzy w funduszach w stanie strachu, podejrzliwości, niechęci, ignorancji czy nonszalancji wobec tej formy inwestowania jest wielkim błędem – bez względu na bonusy doklejane przez pośredników (w tym przypadku świetnie oprocentowaną lokatę bankową). Po trzecie dlatego, że subfundusze towarzystwa Skarbiec mogą posłużyć do stworzenia bardzo różnych strategii krótko- i długoterminowych.

Dobra do rzeczy. W naszym scenariuszu przyjmijmy, że nie mamy awersji do inwestowania za pośrednictwem funduszy, przemyśleliśmy to i jesteśmy gotowi na pewne ryzyko (rozumiane jako wahania wyceny jednostek), żeby zarobić również na tej części inwestycji. Promocyjną lokatę traktujemy po prostu jako miły bonus, ale nie główny powód skorzystania z tej oferty BGŻ Optima.

Generalnie– subfundusze dłużne Skarbiec Depozytowy oraz Skarbiec Obligacja reprezentują wśród dostępnych opcji najniższe ryzyko inwestycyjne. Wahania ich wyceny nie powinny być gwałtowne, ale tymczasowa strata rzędu kilku procent w przeciągu trzech miesięcy nie jest wykluczona.

Ze względu na niskie stopy procentowe, wizję ich podwyżek pod koniec roku, możliwość wzrostu inflacji oraz „grzebanie” przy obligacjach skarbowych w posiadaniu OFE przez rząd, rok 2014 nie zapowiada się dla polskich funduszy dłużnych zbyt dobrze. Nie ma co oczekiwać zysków porównywalnych z rekordowym 2013. Stabilizację w okolicach 3-4% rocznie i brak dużej zmienności będzie można uznać za sukces.

Dlatego fundusze dłużnenie nadają się raczej do poszukiwania wysokich zysków. Mogą stanowić mniejszą (np. 30%) lub większą (np. 80%) część stabilizującą portfel.

Trzy subfundusze akcyjne– Skarbiec Akcja, Skarbiec Spółek Wzrostowych oraz Skarbiec Małych i Średnich Spółek dają ekspozycję na trzy różne klasy aktywów. Skarbiec Akcja jest zdominowany przez duże polski spółki, głównie banki i firmy surowcowe z WIG20. Skarbiec Spółek Wzrostowych ma w portfelu dynamicznie rozwijające się firmy (głównie z branży usługi i konsumpcja) z Turcji, Polski, Rosji, Wielkiej Brytanii i innych krajów – jest zdywersyfikowany geograficznie. Skarbiec Małych i Średnich Spółek skupia się na firmach o mniejszej kapitalizacji, głównie z indeksów mWIG40, sWIG80 czy WIG-Poland.

Wahania wyceny każdegoz tych funduszy nie tylko mogą, ale na pewno będą gwałtowne. Tymczasowe straty rzędu 10-15% i więcej w trakcie trzech miesięcy nie są wykluczone – w przeszłości wielokrotnie występowały i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to kiedykolwiek zmienić.

Polskie akcje nie są okazyjnie tanie, a na rynkach krajów rozwiniętych mamy do czynienia z zaawansowaną hossą, co nakazuje ostrożność. Na polskim rynku czynnikiem ryzyka w 2014 roku będzie demontaż OFE. Sporo niepewności jest w tej chwili również w Turcji i Rosji. Mimo tego, jeśli jakaś klasa aktywów ma przynieść w 2014 roku większe zyski, są to właśnie akcje.

Być może dobrym rozwiązaniem dla osoby poszukującej dodatkowego zysku na funduszach jest rozpoczęcie inwestycji głównie w subfunduszach dłużnych (np. 70%), z mniejszą alokacją w akcje przy obecnych cenach (np. po 10% na każdy subfundusz akcyjny).

Jeśli za trzy miesiąceod startu rynki będą na wyższych poziomach, jesteśmy w komfortowej sytuacji – otrzymujemy promocyjne odsetki od lokaty i możemy natychmiast zamknąć inwestycję w fundusze z zyskiem.

Jeśli za trzy miesiąceod startu rynki będą na niższych poziomach, na pewno wraca do nas lokata z odsetkami. Jeśli chodzi o fundusze, mamy kilka możliwości manewru w zależności od naszej oceny sytuacji:

1) możemy wydłużyć horyzont inwestycyjny i czekać,
2) możemy zwiększyć zaangażowanie w fundusze akcji kosztem funduszy dłużnych (konwersja), jeśli spodziewamy się powrotu wzrostów,
3) możemy zakończyć inwestycję ze stratą, która dzięki konserwatywnej alokacji między fundusze dłużne i akcyjne powinna być stonowana.

Osobiście mam dobre doświadczenia z drugim rozwiązaniem, choć na pewno wymaga ono „zagryzienia zębów” w momencie, kiedy notuje się straty kapitału, i wzięcia na siebie dodatkowego ryzyka. Taktyka może się nie sprawdzić wtedy, gdy rynek przechodzi długoterminowe załamanie i kursy akcji przez wiele miesięcy tanieją.

A co jeśli funduszemocno zyskują lub tracą w pierwszych tygodniach od ich zakupu? BGŻ Optima umożliwia nieograniczoną ilość konwersji między subfunduszami – jeśli planujemy zakończyć inwestycję po trzech miesiącach, a już po jednym czy dwóch część funduszowa przynosi satysfakcjonującą nas stopę zwrotu, być może warto przenieść wszystkie środki do najmniej ryzykownych funduszy dłużnych?

Jeśli po jednym czy dwóch miesiącach część funduszowa przynosi ujemną stopę zwrotu, być może warto przenieść dodatkowe środki do najbardziej ryzykownych funduszy akcyjnych licząc na powrót cen na wyższe poziomy?

Możliwości jest praktycznie nieskończona ilość (włącznie z pozostawieniem pieniędzy w funduszach na dłużej), a decyzje zależą od preferencji każdego inwestora. Warto jednak na samym początku ustalić, jak chcemy się zachować, gdy pojawią się różne scenariusze i jakie mamy założenia wobec części funduszowej inwestycji (np. horyzont inwestycyjny, alokacja między klasy aktywów, itp.).

Lokata 8% z funduszem jest dostępna dla wszystkim klientów BGŻ Optima. Nowi klienci mogą skorzystać również z „czystej” Lokaty Bezkarnej na trzy miesiące lub założyć tylko bezpłatne konto oszczędnościowe z pełnym dostępem do środków.

Czy warto założyć lokatę na 8% z funduszami Skarbiec w BGŻ Optima?

Moim zdaniem to nie jest oferta dla każdego. W szczególności nie jest to oferta dla osób napalonych głównie na promocyjne oprocentowanie 8% w skali roku na trzymiesięcznej lokacie. Waga tego miłego bonusu od banku jest minimalna w końcowym rezultacie całej inwestycji. Wystarczy 1% straty na funduszach i miks przynosi ujemny zwrot.

To jest oferta dla klientów, którzy rzeczywiście chcą zainwestować w jednostki funduszy – być może na kilka miesięcy, być może na dłużej. Niewielu innych pośredników udostępnia platformę, na której nie są pobierane opłaty za nabycie, konwersję i zbycie jednostek, jest szeroki wybór subfunduszy reprezentujących różne klasy aktywów (chociaż trochę szkoda, że nie ma pieniężnego Skarbiec Kasa), a do tego dokłada bonus w formie wysokiego oprocentowania lokaty.


Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, żeby mieć jasny pomysł na swoją inwestycję. W sensie, jak długo pozostawiamy pieniądze w funduszach, jak dzielimy środki między subfundusze oraz co robimy w okresach wzrostów i spadków wyceny.



Czy inwestowanie w spółki dywidendowe to dobry pomysł dla długoterminowego inwestora?

$
0
0
Dywidendy to obokzysków kapitałowych najważniejszy powód, żeby w ogóle inwestować w akcje spółek giełdowych. Z założenia – firmy, którym powierzamy kapitał, mają przynosić zysk i w jakiejś perspektywie zacząć się nim dzielić z akcjonariuszami. Przyjmując, że nigdy nie sprzedamy akcji, to właśnie z dywidend, a nie różnicy między ceną kupna i sprzedaży, będzie pochodził nasz ewentualny zwrot.

Rola dywidendy w całym mechanizmie udziałowych papierów wartościowych jest tak duża, że to właśnie o ich przyszłą wartość oparte są najważniejsze wzory, za pomocą których analitycy i eksperci z branży finansowej próbują wyceniać na bieżąco akcje.

Czy warto inwestować w spółki dywidendowe? Czy to dobry pomysł dla inwestorów zainteresowanych inwestowaniem na emeryturę lub inne odległe cele?

Co to jest dywidenda?

Inwestowanie w spółki dywidendowe
Dywidenda to nic innegojak wypłata przez spółkę na rzecz akcjonariuszy części zysku. Jeśli firma wypracowała zysk, może podzielić się z nim z właścicielami akcji. Zazwyczaj do akcjonariuszy nie trafia cały zysk, tylko jego część – reszta finansuje bieżącą działalność i rozwój spółki.

W Polsce dywidendywypłacane są najczęściej raz w roku, na dużo bardziej dojrzałym pod tym względem rynku amerykańskim spółki płacą swoim akcjonariuszom co kwartał. Stosunek wypłaconej w danym roku dywidendy do aktualnej ceny akcji nazywa się stopą dywidendy.

Kwota wypłaconejdywidendy jest odpisywana od rynkowej wartości firmy. Z kasy spółki ubywa jednorazowo np. 100 milionów złotych, co daje – powiedzmy – 1zł na akcję. Właśnie tyle odcięte zostanie od giełdowego kursu spółki. Z kolei na rachunek inwestycyjny akcjonariuszy trafi gotówka (wartość dywidendy na akcję razy ilość posiadanych akcji minus podatek, chyba że inwestujemy przez IKE lub IKZE).

Uwaga, uwaga– firmy mogą, ale nie muszą dzielić się zyskiem. To nie jest obowiązek podobny do wypłaty odsetek przez emitenta obligacji.

To ważna różnicamiędzy inwestowaniem w obligacje i akcje. W pierwszym przypadku mamy zapisany w umowie harmonogram spłaty odsetek oraz wyjściowej kwoty pożyczki – jeśli emitent będzie wypłacalny, mamy zagwarantowany stały dochód. W przypadku akcji kupujemy tylko i aż obietnicę wzrostu wartości firmy (potencjalne zyski kapitałowe) oraz możliwe, ale nie gwarantowane, płatności dywidend w przyszłości, jeśli firma będzie przynosić zyski.

Co więcej– nie ma żadnej gwarancji, że jeśli w tej chwili firma wypłaca dywidendy, będzie to robić również za rok, dwa lub dziesięć. Może wykorzystać zyski do finansowania swojej działalności, rozwoju, przejęć, itp., może też nie przynosić przez jakiś okres zysków.

Co to jest spółka dywidendowa?

Spółka dywidendowa to spółka, która regularnie dzieli się ze swoimi akcjonariuszami zyskiem – w sposób przewidywalny wypłaca dywidendy.

Idealna spółka dywidendowa dzieli się zyskiem co roku od wielu lat, a na dodatek nominalna wartość zysku wypłacanego akcjonariuszom rośnie z roku na roku.

W USA, gdzie tradycja wypłacania dywidend jest znacznie dłuższa niż historia całego rynku kapitałowego w Polsce, są firmy, które od ponad 25 lat co roku zwiększają kwotę dywidendy na akcję – nazywa się je często Dividend Aristocrats, a ich akcje uchodzą za przewidywalne źródło stałego dochodu. Wśród nich są takie marki jak Procter & Gamble, Coca-Cola czy Exxon-Mobile.

W Polsce dobrym punktem wyjścia do poszukiwań spółek dywidendowych jest indeks WIGdiv – skupia on trzydzieści firm notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, które w miarę regularnie dzielą się ze swoimi akcjonariuszami zyskiem. Można wśród nich znaleźć przedstawicieli wielu sektorów gospodarki, od banków poprzez media po branżę budowlaną. Poniżej komponenty WIGdiv (stan na październik 2013r).

Jakie spółki wypłacają dywidendy?

Od pewnego czasusolidnymi płatnikami dywidend są przynoszące zyski spółki skarbu państwa – reperowanie budżetu państwa stało się do pewnego stopnia obowiązkiem firm takich jak PZU, PKO czy KGHM, a przy okazji korzystają też inni akcjonariusze.

Kluczem do wpłatydywidend są przede wszystkim stabilne zyski oraz stosunkowo zaawansowana faza rozwoju przedsiębiorstwa. Nie można ich oczekiwać od firmy skupionej w tej chwili na wzroście – wolne środki będzie ona wykorzystywać na dalsze inwestycje, np. ekspansję na nowe rynki.

Jeśli rozwój się powiedzie, niewykluczone że w przyszłości pojawią się także dywidendy. Przykład z amerykańskiego podwórka – przez kilkanaście lat firma Microsoft w ogóle nie dzieliła się z akcjonariuszami zyskiem, tylko go reinwestowała w siebie. W tym roku wydała na dywidendy 7,5 miliarda dolarów, co plasuje ją na czwartym miejscu na liście największych płatników dywidend na amerykańskiej giełdzie.

Zalety inwestowania w spółki dywidendowe

1. Olbrzymią zaletąspółek dywidendowych jest to, że generują względnie stały, pasywny dochód – ich akcje są źródłem gotówki, która pojawi się na naszym rachunku inwestycyjnym i będzie do naszej dyspozycji. Może służyć do sfinansowania bieżących potrzeb lub kolejnych inwestycji.

W tym sensie spółkidywidendowe mają swoje zalety zarówno dla osób, które liczą na dodatkowy dochód do wydania już teraz (np. obecnych emerytów) oraz długoterminowych inwestorów, którzy planują przeznaczać wypłacone przez przedsiębiorstwa zyski na kolejne inwestycje i w ten sposób napędzać wzrost swojego majątku.

Skutki reinwestowaniadywidend widać wyraźnie na porównaniu dwóch popularnych indeksów giełdowych – WIG20 oraz WIG20TR. Ten pierwszy, chyba najbardziej rozpoznawalny w Polsce, to indeks cenowy – nie uwzględnia wypłat i reinwestycji dywidend największych polskich spółek przez lata. Z kolei WIG20 Total Return jest obliczany tak, jakby inwestor natychmiast po otrzymaniu dywidendy przeznaczał ją na dalszą akumulację akcji spółek z indeksu WIG20.

Czym się różni WIG20 od WIG Total Return

Stopa zwrotu WIG20przez ostatnie trzy lata to ok. -9%, ale jeśli uwzględnimy reinwestowane dywidendy, będzie to ponad 8% na plusie. Nie jest to oszałamiający wynik, ale warto pamiętać, że ostatnie trzy lata były dla tego indeksu raczej trudne.

2. Czy można polegaćna dywidendach jako dodatkowym źródle bieżących dochodów (np. na prywatnej emeryturze)? To super ciekawe pytanie. Nasze dochody zawsze od czegoś zależą i nie są pewne.

Jeśli pracujemy, wszystko zależy od kondycji naszego pracodawcy lub naszej własnej firmy. Dochody mogą się nagle zmniejszyć na skutek jakichś niepożądanych zmian (np. zwolnienia, redukcje płac, kłopoty z kontrahentami, itp.). Jeśli zakończyliśmy pracę zawodową, nasze dochody zależą od kondycji państwa – czy będzie w stanie na czas i w pełnej wysokości wypłacać w nieskończoność powszechne emerytury? Jeśli dysponujemy własnymi oszczędnościami, ich wartość również będzie zależeć od stabilności banków czy giełdy papierów wartościowych, gdzie ulokowaliśmy gotówkę. Nie ma nic absolutnie pewnego.

Dlaczego to piszę?Ponieważ stały dochód z akcji spółek dywidendowych działa na podobnych zasadach. Nie jest absolutnie pewny – zależy od kondycji i stabilności poszczególnych firm z naszego portfela. W okresach wysokich zysków przedsiębiorstw może być bardzo atrakcyjny. W okresach załamania gospodarczego, gdy wszyscy walczą o przetrwanie, może być znacznie skromniejszy.

Firmy takie jak PZU, KGHM, PKO, Impel, Forte, Novita i wiele innych konsekwentnie utrzymują stopę dywidendy na poziomach znacznie wyższych niż średnie oprocentowanie lokat bankowych czy obligacji skarbowych.

Nie ma gwarancji, że zawsze tak będzie, a spółki będą dobrze zarządzane i rentowne w nieskończoność, ale nie ma też gwarancji, że nie zniknie nasze stanowisko pracy, państwo nie będzie miało problemów z wypłacalnością czy nie wydarzy się jakiś inny ekonomiczny kataklizm. Receptą na ryzyko specyficzne dla jednej firmy, jest rozłożenie swojego portfela inwestycyjnego między kilka spółek dywidendowych różnej wielkości i z różnych sektorów gospodarki.

Wady inwestowania w spółki dywidendowe

Po pierwsze – przy inwestowaniu w akcje nie sposób całkowicie oddzielić części dochodowej (dywidendy) od części kapitałowej inwestycji (wahania wartości firmy, a co za tym idzie jej kursu). Kupując akcje nabywamy co prawda prawo do przyszłych dywidend, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy cena którą płacimy za udziały jest na pewno atrakcyjna.

W najlepszym scenariuszu możemy nabyć akcje po niskich cenach i w kolejnych latach skorzystać nie tylko na wypłacie dywidend, ale również wzroście rynkowej wartości firmy. Tego typu okazje trafiają się zazwyczaj we wczesnej fazie rozwoju spółki lub w trakcie załamania gospodarczego, gdy niewielu inwestorów wierzy w jej przyszłość. Kupienie wtedy akcji oznacza podjęcie dużego ryzyka, za które jednak rynek potrafi wypłacić za jakiś czas hojną premię.

Przykład? W wrześniu 2008 roku – pod dramatycznej przecenie na polskiej i światowych giełdach – akcje koncernu wydobywczego KGHM można było kupić za niewiele ponad 20zł. Rynek wyceniał je na tyle przez kilka tygodni największego pesymizmu.

Jeśli ktoś miał na tyle wiary w przyszłość tej firmy, żeby kupować wtedy udziały, z samych dywidend wypłaconych w kolejnych latach odzyskał już ponad 55zł, a za każdą akcję dostałby dzisiaj od kupujących dodatkowo jakieś 120zł.

Dywidendy z KGHM - czy to się opłaca

W najgorszym scenariuszu może być dokładnie odwrotnie – akcje kupujemy po wysokich cenach na fali rynkowego optymizmu, a w kolejnych latach ich ceny oraz stopa dywidendy spadają. Efekt jest taki, że nasz kapitał jest zdecydowanie niższy i generuje niższe dochody niż prawdopodobnie zakładaliśmy.

Przykład? Powiedzmy, że w 2010r. ktoś decyduje się na kupno akcji spółki medialnej Agora, która została przez bessę przeceniona do ok. 20zł, ma historię dzielenia się z akcjonariuszami zyskiem i jest komponentem ówczesnego WIGdiv. Dzisiaj bilans tamtego posunięcia nie wypadłby najlepiej – wartość firmy nadal się kurczyła i dziś wynosi ok. 10zł na akcję, w 2012r. nie było zysku, więc rok później nie wypłacono żadnej dywidendy. Łącznie od 2010r. inwestorowi udało się odzyskać niecałe 2zł na akcje w dywidendach, a jego kapitał stopniał o połowę.

Agora - dywidendy

To dwa ekstremalne przypadki– inwestowanie w spółki dywidendowe można trochę „wygładzić” rozkładając inwestycję w czasie i uśredniając cenę zakupu. Istotna jest również staranna selekcja spółek, ale o tym dużo łatwiej mówić, niż zrobić. Post factum wszystko wydaje się oczywiste (np. KGHM był lepszą inwestycją w 2008r. niż Agora), ale w momencie podejmowania decyzji zawsze mamy do czynienia z niepewnością.

Tak czy inaczej – spółki dywidendowe to nie tylko stały dochód uzależniony od zysków firm oraz kondycji gospodarki, to również naturalne dla rynku akcji wahania wartości kapitału. Zmiany kursów akcji, które posiadamy, nie zawsze będą po naszej myśli – zawsze natomiast będą powodować silne emocje.

Typowy inwestorindywidualny ma udowodnioną naukowo skłonność do kupowania akcji na fali optymizmu (gdy są relatywnie drogie) oraz pozbywania się ich na fali zniechęcenia (gdy są relatywnie tanie). Konsekwencje tego zachowania mogą zachwiać całą strategią inwestowania w spółki dywidendowe dla stałego, długoterminowego dochodu.

Po drugie– hojnymi płatnikami dywidend są firmy o określonym profilu. To zazwyczaj spółki w zaawansowanym stadium rozwoju, często z mniej dynamicznych sektorów gospodarki (np. energetyka, przemysł wydobywczy, banki), a co za tym idzie z mniejszym potencjałem wzrostu wartości przedsiębiorstwa w przyszłości.

Zagrożeniem jest w tym kontekście możliwość ulokowania oszczędności w akcjach firmy schyłkowej, mało innowacyjnej, bez perspektyw rozwoju. Nawet jeśli dzisiaj wypłaca wysokie dywidendy, czy jest w stanie utrzymać lub zwiększyć ich wielkość w przyszłości? Co może się stać z wartością firmy i kursem akcji, jeśli przedsiębiorstwo nie ma wizji dalszego rozwoju?

W ostatnich latach na polskiej giełdzie najszybciej nabierały wartości nie spółki dywidendowe, ale ambitne, innowacyjne biznesy, np. producent gier CD Projekt czy operator pocztowy Integer. Inwestując wyłącznie w spółki regularnie oferujące wysoką stopę dywidendy, nie mamy szansy uczestniczyć w zyskach kapitałowych, które są udziałem tego typu mniejszych, bardziej dynamicznych przedsiębiorstw często związanych z nowymi technologiami i trendami w gospodarce.

Inwestowanie w spółki dywidendowe – podsumowanie

Dzielenie się zyskiemz akcjonariuszami jest wśród polskich spółek dużo powszechniejsze niż kilka lat temu – to objaw cywilizowania się rynku kapitałowego. Jeszcze pięć-dziesięć lat temu dominujące było przekonanie, że kapitał powinien płynąć tylko w jedną stronę – do firm, a inwestorzy niech zarabiają głównie na spekulacji cenami. Niech kupują taniej i sprzedają drożej. Dla przeciętnego inwestora to droga donikąd.

Daleko nam jeszcze do rynków o dłuższej tradycji i kulturze inwestowania w sektor prywatny, ale jest na polskim rynku rosnąca grupa firm, których polityka zakłada regularne dzielenie się z akcjonariuszami wypracowanym zyskiem.

Jeśli już rozważaminwestycję w konkretną spółkę, czego od pewnego czasu unikam jak mogę, bo stawiam na fundusze indeksowe, ETF-y oraz fundusze parasolowe, fakt, że wypłaca stabilne dywidendy uważam za wielki plus i ważne kryterium doboru.


Jaki jest limit wpłat na IZKE w 2014 i co z nim zrobić?

$
0
0
W roku 2014 każdy właściciel indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego będzie mógł na nie wpłacić 4495,20zł. To rewolucyjna zmiana w stosunku do poprzednich dwóch lat. Nowe zasady naliczania rocznych limitów wpłat na IKZE wprowadziła ustawa z dnia 6 grudnia 2013r.

Gdyby podzielićtegoroczny limit na 12 równych części, miesięczna składka wynosiłaby 364,60zł. Oczywiście nie ma żadnego przymusu regularnego oszczędzania na IKZE. Nawet mając działające indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego możemy równie dobrze nic na nim w 2014 nie odłożyć lub oszczędzać nieregularnie.

W połączeniu z limitem wpłat na indywidualne konto emerytalne (IKE) w 2014, który wynosi 11 238zł, na uprzywilejowanych podatkowo kontach w trzecim filarze (bez PPE) będziemy mogli łącznie odłożyć 15 733,20zł.

W jaki sposób zmienia się limit wpłat na IKZE od 2014 roku oraz jak ulokować te długoterminowe oszczędności?

Nowy limit wpłat na IKZE od 2014 – zasady

limit wpłat na ikze 2014
IKZE istnieją od 2012 roku i przez pierwsze dwa lata roczny limit był obliczany dla każdego właściciela indywidualnie. Składka mogła wynosić 4% jego wynagrodzenia brutto, od którego odprowadzał składki na ubezpieczenie społeczne (tzw. podstawy wymiaru składek).

To powodowałokilka komplikacji. Po pierwsze, konieczność samodzielnego obliczania indywidualnego limitu – wiele osób nie śledzi ze specjalną uwagą spraw płacowych, interesuje się głównie tym, co faktycznie wpływa na konto, a nie jakąś podstawą wymiaru składki.

Po drugie, limit promował osoby lepiej zarabiające – mogły one oszczędzać większe kwoty (do ok. 4 tysięcy złotych) i otrzymywać wyższe zwroty podatku dochodowego.

Po trzecie, tak obliczany limit wykluczał z oszczędzania na IKZE osoby (tymczasowo lub na stałe) nieodprowadzające składek na ubezpieczenie społeczne, np. emeryci, bezrobotni, rolnicy, osoby pracujące zagranicą, itp. W tej chwili jedyny warunek, jaki trzeba spełnić, żeby móc odkładać środki na indywidualnych kontach zabezpieczenia emerytalnego , to ukończenie 16 roku życia (osoby niepełnoletnie muszą dodatkowo wykazać w danym roku dochody z umowy o pracę).

Jak obliczany jestlimit wpłat na IKZE od 2014 roku? Maksymalna roczna składka stanowi 1,2 krotność przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok.

Skąd wziąć wartość przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia? Z projektu budżetu na dany rok. Dla 2014 został opublikowany we wrześniu 2013 i znajdziemy w nim przeciętne prognozowane wynagrodzenie miesięczne w kwocie 3746zł. Jego 1,2 krotność to 4495,20zł i tyle wynosi limit wpłat na IKZE w 2014.

Oficjalna informacja o limitach wpłat na IKE oraz IKZE na kolejny rok pojawia się również z końcem poprzedzającego roku na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

Poniżej tabelka oraz wykres pokazujący limity wpłat na IKZE od początku istnienia tego mechanizmu w 2012 roku. Co ważne, o ile limit z 2014 jest identyczny dla wszystkich, wartości z 2012 i 2013 to maksymalna dopuszczalna składka dla najlepiej zarabiających – faktyczne limity dla wielu osób mogły być znacznie niższe.

Ile można wpłacić na IKZE w 2014

limity wpłat na IKZE we wszystkich latach

Jak wykorzystać limit wpłat na IKZE w 2014?

Teoretycznie, na indywidualnym koncie zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) możemy oszczędzać w tych samych formach co na indywidualnym koncie emerytalnym (IKE). Dla przypomnienia są to:

- rachunek oszczędnościowy / lokata w banku,
- obligacje skarbowe,
- fundusze inwestycyjne,
- dobrowolny fundusze emerytalny,
- rachunek maklerski,
- ubezpieczenie z funduszem kapitałowym

Niestety, w momencie publikowania tego artykułu pierwsze dwie metody oszczędzania są de facto niedostępne. IKZE w formie rachunku oszczędnościowego oferuje co prawda Deutsche Bank, ale wyłącznie jako część pakietu z drogą polisą inwestycyjną. Obiło mi się o uszy, że na IKZE można też oszczędzać w dwóch bankach spółdzielczych (w Człuchowie oraz Skórczu), ale to raczej propozycje bardzo niszowe.

Jeśli chodzi o obligacje skarbowe, sporą popularnością cieszy się IKE obligacje, które można założyć w każdym biurze maklerskim PKO BP, ale póki co nie istnieje coś takiego jak IKZE obligacje. Czytałem, że ma się to od tego roku zmienić.

Dużo lepiej jest z ofertą indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego w towarzystwach funduszy inwestycyjnych, powszechnych towarzystwach emerytalnych (które zarządzają również OFE), biurach maklerskichoraz towarzystwach ubezpieczeniowych. W każdym przypadku warto zwrócić uwagę na koszty założenia i prowadzenia konta oraz zakres naszej odpowiedzialności za wyniki inwestycji – to nie są gwarantowane rozwiązania.


Warto również zaznaczyć, że – podobnie jak w przypadku IKE – nie ma konieczności wykorzystania całego rocznego limitu wpłat na IKZE i nie ma obowiązkowego harmonogramu wpłat.

To oznacza, że w 2014 roku możemy wpłacić na istniejące IKZE jakąkolwiek kwotę między 0zł a 4495,2zł. Możemy to zrobić jednorazowo lub „na raty”, z jakąś regularnością (np. co miesiąc, co kwartał) lub kompletnie nieregularnie.

Ważną zachętą do wykorzystania limitu wpłat na IKZE w całości jest bez wątpienia możliwość odpisania składki od podstawy opodatkowania w zeznaniu rocznym i pomniejszeniu sobie w tej sposób podatku PIT. W zeszłym roku w szczegółach opisałem, jak wyliczyć ulgę podatkową od składki IKZE.

W tym momencie warto wspomnieć, że druga super ważna zmiana zasad funkcjonowania indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego z ustawy z 6 grudnia 2013r. polega na wprowadzeniu ryczałtowej stawki podatku PIT w wysokości 10% od przyszłych wypłat z IKZE. W tym artykule obliczyłem, na jakie korzyści dzięki opakowaniu swoich oszczędności w formę indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego.

Jak mam zamiar wykorzystać swój limit wpłat na IKZE w 2014?

Założyłem IKZEw 2012r. i przez dwa lata wpłacałem jednorazowo cały limit, który wynosił w moim przypadku dużo mniej (ok. 1 tysiąc złotych rocznie) niż limit globalny (ok. 4 tysiące złotych rocznie). Prowadzę własną działalność gospodarczą i mam niską podstawę wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne. Od tego roku nie będzie to miało znaczenia, ponieważ limit wpłat na IKZE staje się jednakowy dla wszystkich.

Wybrałem rachunek maklerski w biurze BDM i nie mam specjalnych zastrzeżeń do dostawcy mojego konta – jest prowadzone bez opłat i w pełni funkcjonalne. Dla osób preferujących aktywny handel dużym problemem może być jednak stosunkowo wysoka prowizja za realizację zleceń.

W moim przypadku nie ma to wielkiego znaczenia, ponieważ co roku wykonywałem tylko jedną transakcję – kupowałem za cały limit pakiet jednostek funduszu ETF na WIG20TR.

Czy ta prosta strategiauśredniania ceny zakupu jednostek funduszu odzwierciedlającego zachowanie indeksu dwudziestu największych polskich spółek się sprawdza? Jeśli spojrzymy wyłącznie na stan mojego konta IKZE dzisiaj, nie ma powodów do zadowolenia. Uwzględniając rozkład składek w czasie, inwestycja od sierpnia 2012 roku zarobiła zaledwie ok. 2% w skali roku (przy absolutnej stopie zwrotu na poziomie 2,5%).

W co inwestować przez indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego

Ocenianie tego wynikutylko przez pryzmat dzisiejszego odczytu uważam za błąd. Dlaczego? Po pierwsze – gdybym pisał ten tekst dwa miesiące temu, mógłbym się pochwalić zwrotem ponad 10% w skali roku (zamiast 2%). Mamy w tej chwili głęboką korektę na polskiej giełdzie, która zniekształca całościowy obraz sytuacji.

Po drugie– nie przechodzę na emeryturę ani w tym, ani w przyszłym, ani w kolejnych latach. Jestem w fazie akumulowania aktywów. Nie tylko nie przeszkadza mi niższa wycena jednostki funduszu ETF na WIG20, ale wręcz zachęca do dodatkowych zakupów. W styczniu 2013 kupowałem ją za 264zł (w trakcie roku przekraczała 280zł), w styczniu 2014 mogę ją kupić za 254zł.

Wyniki fundusze ETF na WIG20
W 2010 i 2011 fundusz wypłacić dywidendy, od 2012 je reinwestuje w spółki z WIG20

Czy to znaczy, że za za cały limit wpłat na IKZE zamierzam kupić w 2014 jednostki funduszu Lyxor ETF WIG20?

Prawdopodobnie tak, ale zakupy mam zamiar rozłożyć w czasie (najpewniej 3-4 transakcje). Wzrost rocznego limitu wpłat oznacza jednak, że będę w kolejnych latach chciał wyjść poza duże polskie spółki. Przy większych kwotach nie chciałbym na dłuższą metę całego ryzyka koncentrować w tym bardzo specyficznym segmencie naszego lokalnego rynku.

Wyobrażam sobie dwa możliwe scenariusze:

1) albo zostawiam IKZE w formie rachunku maklerskiego, ale dodaję do portfela fundusze ETF na innych indeksach (na razie nie ma niestety prawie żadnego wyboru), albo dodaję do portfela wybrane spółki o mniejszej kapitalizacji (na razie nie czuję się niestety komfortowo na poziomie pojedynczych papierów wartościowych, nie posiadam procesu inwestycyjnego, na którym mógłbym polegać podczas selekcji)

2) przenoszę IKZE do towarzystwa funduszy inwestycyjnych, które daje możliwość inwestowania w różne klasy aktywów, również zagranicą.

W tym artykule jest więcej informacji o limicie wpłat na IKE w 2014, możliwościach inwestycyjnych dla ich właścicieli oraz moim osobistym podejściu.

Tutaj wszystkie artykuły o trzecim filarzeIKE oraz IKZE.

Które produkty IKE i IKZE pozwalają na inwestowanie zagranicą?

$
0
0
Wypłata świadczeń z powszechnego systemu emerytalnego dzisiaj i w przyszłości zależy od kondycji polskiej gospodarki. Pierwszy filar (ZUS) działa dzięki składkom ubezpieczeniowym od obecnie pracujących oraz dotacjom z budżetu. Im więcej ludzi pracuje i im więcej zarabiają, tym więcej składek i podatków wpływa do systemu.

Drugi filar (OFE) od lutego 2014 będzie oparty o udziałowe i dłużne papiery wartościowe w przede wszystkim polskich firmach. Od ich kondycji będzie zależeć zdolność do wywiązania się ze zobowiązań wobec akcjonariuszy i obligatariuszy, w tym – pośrednio – obecnych i przyszłych emerytów.

Jeśli dodamy do tegolokaty i rachunki oszczędnościowe w złotówkach zdeponowane w polskich bankach, na których znajduje się ponad 60% indywidualnych oszczędności, wychodzi na to, że stawiamy wszystko na jedną kartę. Praktycznie wszystkie nasze aktywa finansowe, i krótko, i długoterminowe, są w całości powiązane z losem Polski.

Zostawiając na boku kwestię tego, jakie są plusy i minus takiego podejścia, proponuję przyjrzeć się możliwościom inwestowania zagranicą w trzecim filarze – na IKE i IKZE.

Po co inwestować zagranicą?

IKE IKZE inwestowanie zagranicą
Wyjście ze swoim kapitałem poza Polskę to element dywersyfikacji. Jeśli posiadamy w portfelu aktywa denominowane w dolarze, euro lub innych walutach obcych i oparte o gospodarki innych rejonów świata, nie koncentrujemy całego ryzyka w Polsce i możemy korzystać z okazji poza naszymi granicami.

Jeśli chodzi o ryzyko, z jednej strony jest to kwestia możliwych zawirowań w lokalnej polityce, systemie finansowym czy gospodarce, które mogłyby odbić się na wycenach polskich aktywów. W ostatnich latach polskie obligacje i – w mniejszym stopniu – akcje cieszyły się sporym zaufaniem inwestorów, ale ono nie jest dane bezwarunkowo i raz na zawsze.

Warto spojrzeć nabłyskawiczną zmianę w postrzeganiu takich krajów jak Irlandia czy Hiszpania, które jakieś dziesięć lat temu przedstawiane były jako wzór do naśladowania. Jeszcze w 2004 roku Grecja była gospodarzem letnich igrzysk olimpijskich w Atenach, a trzeci największy grecki bank Eurobank Ergasias podbijał polski rynek marką Polbank. Kryzys zadłużenia z 2010 i jego konsekwencje przetrzebiły aktywa finansowe oparte o gospodarki tych krajów.

Z drugiej jest to kwestia kategorii, do której przynależy polski rynek w oczach międzynarodowych inwestorów. Jesteśmy „w jednym koszyku” z innymi krajami rozwijającymi się, szczególnie Turcją, Węgrami i Rosją, i zachowania globalnych inwestorów w stosunku do całej tej grupy mogą być zbliżone.

Polska waluta ma tendencję do dynamicznego osłabiania się w stosunku do walut krajów rozwiniętych w momentach kryzysowych. Proszę spojrzeć na zachowanie kursu złotego do dolara na przełomie 2008/2009 (kryzys bankowy w USA) czy w 2010 (kryzys zadłużenia w Grecji).

ike ikze czy można inwestować zagranicą

Do tego dochodzą spadki cen polskich aktywów finansowych, przede wszystkim akcji. W takich momentach dobrą lokatą kapitału są strategiczne obligacje krajów rozwiniętych czy największych firm świata – one najmniej tracą na wartości, a dzięki umocnieniu dolara czy euro są warte więcej w przeliczeniu na złotówki. W których my na codzień kupujemy usługi i produkty.

Jeśli chodzi o korzystanie z możliwości, Polska wciąż jest krajem o dużym potencjale rozwoju i warto opierać część swoich inwestycji o lokalną gospodarkę, ale inne części świata też mają wiele do zaoferowania poza dywersyfikacją.

Wśród topowych klas aktywów ubiegłego roku były akcje spółek amerykańskich oraz japońskich. W 2012 bardzo dobrze spisywały się akcje tureckie. Jeszcze wcześniej hitem były akcje dużych krajów rozwijających się, tzw. BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny).

Problem polega na tym, że dużo łatwiej ekscytować się przeszłością niż trafnie obstawić kolejne topowe kierunki inwestycyjne. Wymaga to zdolności do analizy makroekonomicznej w skali globalnej, śledzenia wiarygodnych źródeł informacji oraz strategii, dzięki której ograniczymy rolę przypadku.


Jeśli jednak wypracujemy warsztat, żeby konsekwentnie radzić sobie z tymi dwoma problemami, korzystanie z możliwości inwestycyjnych poza granicami kraju stanie się bardziej realne.

Które produkty IKE i IKZE pozwalają inwestować zagranicą?

Na starcie odpadająIKE i IKZE bankowe oraz w formie polskich obligacji skarbowych. To lokaty kapitału pośrednio lub bezpośrednio gwarantowane przez państwo i w 100% związane z losem polskiej gospodarki. 

Jeśli chodzi o dobrowolne fundusze emerytalne, ich polityka zakłada zdecydowaną lub całkowitą dominację polskich aktywów – obligacji i akcji. Tutaj też nie ma raczej mowy o dużej ekspozycji na zagraniczne gospodarki.

Jeśli chodzi o IKE i IKZE w formie ubezpieczenia z funduszem kapitałowym, wszystko zależy od konkretnej oferty towarzystwa. Jeśli dopuszcza ona indywidualny dobór funduszy do portfela, a wśród dostępnych funduszy są fundusze z ekspozycją na rynki zagraniczne, będziemy mogli z nich skorzystać. Ale portfele modelowe oraz gwarantowane są w zdecydowanej większości zbudowane z polskich aktywów.

Zostają dwa rozwiązaniaIKE w formie rachunku maklerskiego oraz funduszy inwestycyjnych. Rachunek maklerski daje dostęp do akcji, obligacji i certyfikatów notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Czy znajdzie się wśród tych aktywów coś o niepolskim charakterze?

Tak. Po pierwsze dwa fundusze ETF – jeden oparty o spółki z niemieckiego indeksu DAX, drugi oparty o spółki z amerykańskiego indeksu S&P500. To tani i prosty sposób na zainwestowanie w Niemczech i USA. Niestety, póki co płynność na tych certyfikatach jest dość niska (chociaż systematycznie się poprawia).


Na GPW jest notowanych kilka spółek z siedzibą poza granicami Polski, np. ukraiński Kernel, czeski CEZ, słoweńskie Gorenje, a nawet chiński Peixin. Inwestując w nie bierzemy na siebie nie tylko ryzyko specyficzne dla każdej z tych firm, ale również ryzyko związane z ich specjalnym statusem na polskiej giełdzie, w tym mniejszymi możliwościami egzekwowania wobec nich polskiego prawa czy barierami informacyjnymi. Podwyższona ostrożność niezbędna.

Do tego dochodząbardziej egzotyczne instrumenty typu certyfikaty strukturyzowane, które mogą być oparte o indeksy rynków zagranicznych czy rynków surowcowych

Paleta możliwości inwestowania zagranicą przez GPW jest więc ograniczona. Polskiej giełdzie daleko do parkietów zachodnich, na których domyślnym sposobem wychodzenia poza lokalny rynek są tanie i płynne fundusze ETF.

Co ważne, nie są to tylko fundusze akcyjne, ale także obligacyjne, rynku pieniężnego, surowcowego i inne. ETFy to alternatywa wobec dwóch rzeczy – samodzielnego inwestowania w wybrane spółki (co nie odpowiada każdemu indywidualnemu inwestorowi) oraz tradycyjnych funduszy inwestycyjnych zarządzanych aktywnie (które są drogie w utrzymaniu).

Ostatnie rozwiązanieto IKE i IKZE w funduszach inwestycyjnych. Jak wygląda pod tym względem oferta towarzystw? Z 15 towarzystw, które mają w ofercie IKE, dziesięć umożliwia inwestowanie w innych rejonach świata, pięć skupia się wyłącznie na Polsce.

ikze ike w towarzystwach funduszy inwestycyjnych zagranica

Najbogatszą ofertę, jeśli chodzi o dywersyfikację geograficzną, mają Pioneer, ING TFI oraz Arka BZWBK. Wyróżnia je też to, że prowadzą subfundusze obligacji, a nie tylko akcji, spoza naszego regionu.

Jak zwykle w przypadku tradycyjnych funduszy inwestycyjnych, minusem są wysokie koszty zarządzania, szczególnie w przypadku subfunduszy, które inwestują nie bezpośrednio w akcje lub obligacje, tylko w fundusze zagranicznych towarzystw lub ETF, które również obciążone są opłatami za zarządzanie. Innymi słowy, w tzw. funduszach funduszy płacimy podwójną opłatę za zarządzanie.

Z braku lepszych możliwości, inwestorzy zainteresowani ekspozycją na obce rynki przez IKE i IKZE będą musieli zapłacić tę cenę, ale nie jest to normalna sytuacja.

Poza tym, wybór subfunduszy to tylko jeden aspekt konta IKE i IKZE w towarzystwie inwestycyjnym. Oprócz tego trzeba koniecznie zwrócić uwagę na koszty i ograniczenia, a warto przyjrzeć się również wynikom inwestycyjnym w krótkim i długim terminie oraz innym czynnikom związanym z jakością zarządzania w towarzystwie.

To, że w towarzystwach Pioneer, ING czy BZWBK jest najwięcej dostępnych subfunduszy nie oznacza, że są automatycznie najlepszym rozwiązaniem zawsze i dla każdego wewnątrz trzeciego filaru.

Tutaj wszystkie artykuły o trzecim filarzeIKE oraz IKZE.


Za i przeciw geograficznej dywersyfikacji portfela inwestycyjnego

$
0
0
Jaka jest waga spółek notowanych w Warszawie w globalnym indeksie grupującym wszystkie akcje firm z całego świata w publicznym obrocie? Jeśli chodzi o udział procentowy, polskie walory stanowią od 0,15% do 0,20% w zależności od przyjętej metodologii.

Dla przykładu w indeksie FTSE Global All Cap, który śledzi zachowanie 7400 firm z rynków rozwiniętych oraz rozwijających się oraz jest podstawą kilku funduszy indeksowych i ETF, polskie akcje stanowią 0,16% wszystkich aktywów. W indeksie Vanguard Total World Stock, w który również da się inwestować przez fundusze, jest bardzo podobnie. Z wynikiem 0,2% jesteśmy na poziomie takich państw jak Turcja, Izrael, Chile czy Tajlandia.

Być może lepiej wyglądamy, jeśli chodzi o produkt krajowy brutto? Jaka jest waga polskiego PKB w światowym PKB? W 2012 roku było to niecałe 0,7%, jakiejkolwiek miary byśmy nie zastosowali. To lepszy wynik niż to, co sugerują globalne indeksy rynków akcji, ale wciąż raczej marginalny.

Skoro polska giełda i polska gospodarka są takie nieznaczące w skali świata, dlaczego niewiele mniej niż 100% naszych krótko i długoterminowych aktywów finansowych opieramy właśnie na nich? Jakie są za i przeciw większej geograficznej dywersyfikacji portfela inwestycyjnego?

Najlepiej gra się na własnym boisku

dywersyfikacja geograficzna inwestycji
Można się pocieszać tym, że preferowanie rodzimych aktywów finansowych jest powszechnym zjawiskiem na całym świecie. Doczekało się nawet fachowego terminu – badacze rynku nazywają takie zachowanie home bias.

Na początku lat 90-tych amerykańscy inwestorzy mieli ponad 90% środków ulokowanych w amerykańskie papiery udziałowe, mimo że stanowiły one niecałe 50% globalnego rynku. Co ciekawe, zjawisko przejawia się nie tylko w faworyzowaniu aktywów z własnego kraju, ale też z regionu czy miasta. Krótko mówiąc – mamy tendencję do wybierania tego, co jest nam bliskie.

Jak może to wyglądać w przypadku portfela inwestycyjnego przeciętnego Jabłońskiego? Po pierwsze – jego wszystkie aktywa są denominowane w złotówkach.

Po drugie– krótkoterminowe aktywa, np. lokaty czy rachunek oszczędnościowy, utrzymuje w swoim podstawowym banku, powiedzmy PKO BP, Pekao, BZWBK lub mBanku, który niekoniecznie jest liderem, jeśli chodzi o oprocentowanie depozytów, ale jest za to dobrze znany.

Po trzecie – za jego przyszłą emeryturę z powszechnego systemu odpowiadają polski budżet (ZUS) oraz polskie państwo i firmy za pośrednictwem rynku kapitałowego (OFE). Po czwarte – jeśli wystawia swoje pieniądze na ryzyko w funduszach, najpopularniejszymi rozwiązaniami są polskie fundusze pieniężne, obligacji, akcji i mieszane.

Po piąte– jeśli posiada akcje lub obligacje notowane na GPW, zachodzi duże podejrzenie, że – jeśli nie jest aktywnym inwestorem – są to akcje pracownicze firmy, w której jest zatrudniony (np. KGHM, Enea, Energa, JSW) lub obligacje/akcje firmy czy branży, którą dobrze zna (np. informatyk może mieć skłonność do celowania w branżę informatyczną, itp.).

W ostatecznym rozrachunku jego aktywa są prawdopodobnie nie tylko skoncentrowane w Polsce (reprezentującej ok. 0,2-0,7% globalnej gospodarki), ale też w branżach i firmach, które są mu najbliższe geograficznie i zawodowo.

Po co dywersyfikacja geograficzna?

Nie jest to optymalne zachowanie z punktu widzenia dywersyfikacji ryzyka. Wyobraźmy sobie, że dominująca w naszym regionie firma, w której pracujemy i mamy jej papiery wartościowe, przechodzi trudny okres. Spada wartość jej akcji, dywidendy są znacznie mniejsze niż w przeszłości lub są na jakiś czas zawieszone. Na dodatek musi zwolnić część pracowników i w tej grupie jesteśmy niestety również my.

Efekt to utrata głównego źródła dochodu (praca), dodatkowego źródła dochodu (dywidenda) oraz znaczne uszczuplenie wartości naszego kapitału w spółce (spadek cen akcji).

Podobnie można myślećo koncentracji ryzyka w polskich aktywach. Jeśli w polskiej gospodarce dzieje się źle, mamy do czynienia z błyskawicznym splotem negatywnych wydarzeń. Ludzie tracą pracę lub zarabiają mniej, ceny akcji polskich spółek i wartość wypłacanych dywidend pikują, złotówka osłabia się w stosunku do takich walut jak euro czy dolar. Krótko mówiąc: nasze dochody oraz kapitał się kurczą.

W tym toku rozumowania prawdopodobieństwo, że jedna firma, jedna branża, jedno miasto czy jeden region będą przeżywać głębokie kłopoty jest większe niż prawdopodobieństwo, że cała polska gospodarska będzie przeżywać głębokie kłopoty.

Z kolei prawdopodobieństwo, że polska gospodarka i państwo będą przeżywać głębokie kłopoty jest większe niż prawdopodobieństwo, że cała światowa gospodarka będzie przechodzić głębokie kłopoty.

Tylko jeśli kryzys ma wymiar globalny, jak w latach 2008-2009, przed zagrożeniami właściwie nie ma dokąd uciec.

Wszystko to brzmibardzo defensywnie i rzeczywiście dywersyfikacja to sposób na rozproszenie lokalnych zagrożeń. Ale w podobny sposób można myśleć o szansach i potencjale większego wzrostu wartości naszych aktywów.

Czy te 0,7% globalnego PKB lub 0,2% kapitalizacji wszystkich spółek publicznych w obrocie giełdowym, które reprezentuje Polska, to najlepsze, co może zaoferować nam świat? Czy jesteśmy liderem innowacyjności, produktywności lub przedsiębiorczości?

Jesteśmy średniej wielkości krajem rozwijającym się o sporym potencjale i aspiracjach, ale też wielu ograniczeniach, których nie udaje nam się przekroczyć od lat i nic nie wskazuje, żeby miało się to szybko zmienić.

Dlatego wyjście poza Polskę ze swoim kapitałem nie rozpatrywałbym tylko w kategoriach ruchu defensywnego (w sensie uprzedzania czy rozpraszania wpływu lokalnych kryzysów na nasze inwestycje). To również możliwość osiągnięcia ekspozycji na inne rynki na świecie, całe branże czy trendy w globalnej gospodarce.

Ryzyko dywersyfikacji geograficznej

Wszystko to brzmi naprawdę przekonująco w teorii, ale nie mam wątpliwości, że wdrożenie globalnej alokacji aktywów jest w praktyce co najmniej tak samo trudne, jak samodzielne dobieranie spółek giełdowych do portfela czy wybór między różnymi typami i dostawcami funduszy inwestycyjnych. Przyjrzyjmy się kilku możliwym komplikacjom:

1. ryzyko kursowe

Złotówka może się osłabić w stosunku do innych walut, ale równie dobrze może się umocnić. Kursy walut są w ciągłym ruchu i nie ma żadnej gwarancji, że nasze zagraniczne inwestycje będą za miesiąc, rok czy dekadę wyceniane po korzystnym dla nas przeliczniku. A przecież na co dzień wydajemy w złotówkach i chcielibyśmy, żeby wartość aktywów w złotówkach rosła.

Komplikacje mogą byćnaprawdę wielowarstwowe. Powiedzmy, że chcemy zainwestować w Indiach przez polski lub zagraniczny fundusz inwestycyjny. Jego jednostki będą denominowane w dolarach lub euro – to są domyślne waluty świata finansów. Ale aktywa pod zarządzaniem będą denominowane w indyjskich rupiach. A my będziemy przyglądać się wynikom w polskich złotych.

Czyli na ostateczny wynik wpływać będzie kurs rupii do dolara/euro oraz kurs dolara/euro do złotówki. O tym, jakie mogą być konsekwencje różnych ruchów na walutach pisałem obszernie we wcześniejszym artykule.

Zresztą nie trzebadaleko sięgać. Od połowy 2013 roku mamy ciekawą sytuację na tureckiej giełdzie. Indeks 100 największych tureckich spółek osunął się już o ok. 30% od szczytów z maja ubiegłego roku, a fundusze akcji tureckich denominowane w euro czy złotówkach straciły 50% i więcej. Dlaczego? Ponieważ spadkowi cen akcji towarzyszy gwałtowne osłabienie się tureckiej liry. Nie dosyć, że akcje są tańsze w lokalnej walucie, to na dodatek sama waluta jest mniej warta w przeliczeniu na euro, dolara czy złotówki.


W tym momencie nie mogę sobie odmówić spojrzenia na wyniki funduszu inwestycyjnego Union Investment UniAkcje: Turcja, który startował – uwaga, uwaga – w maju 2013 roku i stracił od tego czasu blisko 50% wartości.


Jak dziś pamiętamkampanię reklamową tego funduszu w Trójce (której przytomnie nie uległem - zadziałał mój coraz skuteczniejszy filtr) oraz ogólny zachwyt nad możliwościami zarabiania w Turcji. Po raz kolejny potwierdziło się jednak, że jeśli wszyscy są zainteresowani łatwym zarobkiem na jakimś rynku, prawdopodobnie czeka ich niemiła niespodzianka.

Nawiasem mówiąc– po obecnych cenach fundusze akcji tureckich zaczynają wyglądać coraz atrakcyjniej dla długoterminowego inwestora gotowego na sporą zmienność, szczególnie jeśli ich zakup jest rozłożony w czasie.

2. dostęp do informacji i ich interpretacja

Pół biedy, jeśli operujemy językami obcymi, szczególnie angielskim, i jesteśmy w stanie korzystać z wiarygodnych źródeł informacji o kondycji i perspektywach globalnej gospodarki, gospodarek narodowych, branż czy konkretnych spółek. Ale nawet wtedy nasza wiedza może być niekompletna w stosunku do lokalnych inwestorów.

Widać to po aktywnościzagranicznych inwestorów w Polsce. Najchętniej kupują duże, płynne spółki z WIG20 i reagują na kluczowe dane makroekonomiczne. Indeks MSCI Poland, który służy za podstawę wielu zagranicznych funduszy inwestujących w polskie akcje, składa się z wyłącznie 42 komponentów (ok. 10% wszystkich dostępnych). Głębiej zagraniczni inwestorzy nie zapuszczają się zbyt często, nie tylko ze względu na małą płynność, ale też trudności z oceną informacji o spółkach.

Druga sprawa to zdolność do interpretowania informacji. Umówmy się, że nie jest to mocna strona niedoświadczonego inwestora indywidualnego, jakkolwiek nie chciałby się do tego przyznać. Schemat zachowań często wygląda tak – kupujemy na fali entuzjazmu po dużych wzrostach, być może pojawiają się nawet nowe fundusze inwestujące w tym regionie (jak w Turcji), a potem porzucamy inwestycję w rozczarowaniu po pierwszych głębszych spadkach.

Żeby zarobić, trzeba wyprzedzić wydarzenia – kupić, wtedy gdy wszyscy boją się ryzyka i ceny są niskie, a sprzedać wtedy, gdy temat staje się modny i ceny są o wiele wyższe. Do analizy służyć mogą dane makroekonomiczne, wskaźniki wyprzedzające czy wskaźniki sentymentu, ale i tak każda decyzja wymaga samodzielnego myślenia i interpretacji danych.

3. ryzyko polityczne i pokrewne

Być może na co dzień nie zdajemy sobie z tego specjalnie sprawy, ale ludzie i firmy działają zagranicą w innych systemach politycznych, prawnych i kulturowych. Wbrew pozorom te miękkie aspekty gospodarki mają olbrzymie znaczenie dla inwestorów, ponieważ przekładają się na takie sprawy jak poziom korupcji, poziom ingerencji państwa w gospodarkę, wolności obywatelskie czy gotowość do wywiązywania się ze zobowiązań wobec akcjonariuszy czy obligatariuszy.

Osoby, które inwestowały w 2012 i 2013 w Turcji, mogły być poważnie zdziwione zamieszkami społecznymi w tym kraju, skandalami korupcyjnymi czy ujawnieniem się nadmiernego deficytu na rachunku bieżącym. Podobne kłopoty przechodzą w tej chwili Brazylia, Indie i Rosja.

Zresztą kraje rozwinięte też nie są bez grzechu. Trudno być zadowolonym z poziomu zadłużenia krajów Europy Zachodniej czy ultra luźnej polityki pieniężnej Stanów Zjednoczonych i Japonii.

Przecież jeszcze pięć lat temu cały świat przyglądał się, jak system finansowy USA stał na krawędzi rozpadu, a trzy lata temu Grecja ogłaszała techniczną niewypłacalność. Przez poprzednie dwie dekady Japonia była pogrążona w stagnacji. Te i inne ryzyka nie zniknęły.

4. Koszty i bariery wejścia

Z praktycznego punktu widzenia problemem dla indywidualnych inwestorów są również koszty inwestowania zagranicą. Polskie i zagraniczne fundusze inwestycyjne pozwalają na lokowanie niewielkich kwot, ale obciążają właścicieli jednostek wysokimi opłatami za zarządzanie, a w niektórych przypadkach również opłatami dystrybucyjnymi.

Standardem w oferciepolskich towarzystw są tzw. fundusze funduszy, czyli polskie fundusze, które inwestują nie bezpośrednio w akcje czy obligacje, ale w jednostki zagranicznych funduszy. Czy to źle? Jeśli chodzi o koszty, to fatalnie. Dlaczego? Ponieważ opłaty za zarządzanie się dublują i nasz majątek rośnie dużo, dużo wolniej.

Interesującym rozwiązaniem, jeśli chodzi o koszty, są fundusze ETF rynków zagranicznych. Problem polega na tym, że na polskiej giełdzie ich prawie nie ma w obrocie, a jeśli posiadamy rachunek z dostępem do zagranicznych rynków (np. w DM BOŚ, DIF Broker czy Saxo Banku), gdzie wybór i płynność tego typu funduszy jest niebywała, minimalna prowizja za transakcję wynosi ok. 10-12 euro.

Nie wyklucza to zakupu za 100 czy 200 euro, ale wtedy koszty transakcji na kupnie i sprzedaży mogą sięgnąć nawet 20%. Nie warto strzelać sobie w ten sposób w kolano. Na zagranicznych rynkach opłaca się lokować w pojedynczej transakcji większe kwoty, a kilka tysięcy euro to spora bariera wejścia dla zwykłego śmiertelnika.

Tutaj cały artykuło inwestowaniu zagranicą z Polski.

Czy warto zastosować dywersyfikację geograficzną portfela?

Jestem zdecydowanie na tak, ale przy zachowaniu ostrożności oraz zrozumieniu, co chcemy w ten sposób osiągnąć.

Jeśli zależy nam na prostej i taniej dywersyfikacji, najlepiej celować w fundusz ETF lokujący środki w akcje na całym świecie. Warto jednak pamiętać, że ok. 50% aktywów będą stanowić w nim akcje amerykańskich spółek. Być może najkorzystniej rozpoczynać taką inwestycję i dokupować jednostki w momentach mniejszego i większego pesymizmu, kiedy ich ceny są niższe.

Inny pomysł to postawienie na fundusze spółek dywidendowych z różnych rejonów świata. To zazwyczaj stabilne przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu dla gospodarek narodowych (jak PKO BP czy KGHM w Polsce) i światowej (np. Microsoft, Procter&Gamble, Coca-Cola), które generują regularny dochód dla akcjonariuszy. Fundusze ETF zazwyczaj wypłacają dywidendy (i są tańsze w utrzymaniu), fundusze inwestycyjne zazwyczaj je reinwestują (i są droższe w utrzymaniu).

Jeśli zależy nam na wykorzystywaniu możliwości, a nie tylko zabezpieczaniu tyłów, najlepiej lokować pieniądze tam, gdzie spodziewamy się ponadprzeciętnych zwrotów. Do tego będzie potrzebna strategia (np. oparta o zachowania kontrariańskie czy korzystanie z momentum), a przynajmniej jakieś przekonania co do potencjału różnych gospodarek i rejonów świata.

Wtedy do naszej dyspozycji są polskie i zagraniczne fundusze inwestycyjne (wiele dostępnych bez opłat dystrybucyjnych na platformie mBanku, BGŻ Optima oraz BossaFund) oraz fundusze ETF na rachunkach inwestycyjnych z dostępem do rynków zagranicznych.

Krótka recenzja książki „Potęga pieniądza. Finansowa historia świata” Nialla Fergusona

$
0
0
Niall Ferguson to znany brytyjski historyk, który najchętniej bierze na warsztat duże, panoramiczne tematy dotyczące całej cywilizacji. W „Potędze pieniądza” przygląda się roli, jaką na przestrzeni stuleci odgrywały i nadal odgrywają finanse oraz rynki. Pierwsze wydanie książki zbiegło się w czasie z kryzysem finansowym w 2008 roku i zostało raczej chłodno przyjęte, ale z perspektywy czasu widać, że jej treść się broni.

To nie jest raczej propozycja z kategorii finanse osobiste. Nie znajdziemy w niej też zbyt wielu praktycznych wskazówek, jak i gdzie inwestować pieniądze, żeby chronić i pomnażać kapitał.

„Potęga pieniądza”to raczej próba zrozumienia, skąd się wzięły mechanizmy współczesnych finansów – i tych na poziomie osobistym, i tych na poziomie korporacyjnym czy państwowym. Czy nam się to podoba, czy nie, są one jednym z fundamentów rzeczywistości, w której żyjemy, więc być może warto widzieć ich szerszy kontekst?

O czym dokładnie jest książka „Potęga pieniądza. Finansowa historia świata” Nialla Fergusona? Czy warto ją przeczytać? Czy zawiera jakiekolwiek praktyczne informacje dla kogoś zainteresowanego zorganizowaniem własnych finansów osobistych?

O rynkach

potęga pieniądza finansowa historia świata niall ferguson recenzja
Książka Fergusonamogłaby z powodzeniem służyć jako podręcznik do wstępu do finansów i bankowości – co prawda nie ma tu matematyki, ale jeśli ktoś chce po prostu zrozumieć najważniejsze pojęcia z tej dziedziny, nie powinien się zawieść.

Na szczęście, finansowa historia świata nie jest tu opowiedziana chronologicznie przy pomocy dat, miejsc i wydarzeń – główną osią opowieści są cztery najważniejsze rynki: obligacji, akcji, ubezpieczeń oraz nieruchomości, a do tego brytyjski historyk dorzuca rozdziały o początkach pieniądza oraz globalizacji.

Rozdział pierwszy – skąd się wzięły pieniądze?

Pieniądze istnieją z prostego powodu – są potrzebne. Są „jednostką rozliczeniową, która ułatwia wycenę oraz inne obliczenia”, a także „służy do przechowywania wartości, dzięki której możliwe jest zawieranie transakcji w różnym czasie i miejscu”. To również „środek płatniczy, którego najważniejszą zaletą jest to, że eliminuje konieczność korzystania z pośredników oraz barteru”.

Pierwsze pieniądze były wykonane z metali szlachetnych – złota, srebra, brązu. Dlaczego? Ponieważ były poręczne, trwałe, dostępne, stosunkowo łatwo wymienialne i prestiżowe. Niektórzy do dzisiaj uważają, że metale szlachetne to najważniejsza przechowalnia wartości.

W praktyce– ich wartość również jest względna, o czym przekonali się hiszpańscy kolonizatorzy już w XVI wieku. Wyprawy do bogatej w złoża srebra i złota Ameryki Południowej oraz ich agresywna eksploatacja (np. w takich miastach jak Potosi) nie uchroniły imperium hiszpańskiego przed zmierzchem. Nie da się wzbogacić wyłącznie „wytwarzając” więcej pieniędzy, bez względu na ich formę.

Jak pisze Niall Ferguson, pieniądze są kwestią wiary – zaufania, że druga osoba zwróci nam wartość, którą od nas otrzymała. Pieniądze to zaufanie. To oznacza, że i wszystko, i nic może służyć jako środek płatniczy z jednakowym powodzeniem.

Dzisiaj posługujemy się pieniędzmi zapisanymi na kontach bankowych, bez fizycznej formy, bez oparcia w złocie czy innej „kotwicy”. Płacimy kawałkiem plastiku lub aplikacją na telefon komórkowy, która sama w sobie nie ma żadnej wartości. Nie przeszkadza nam to jednak w dokonywaniu codziennie olbrzymiej ilości transakcji kupna i sprzedaży.

Co więcej, jeśli komuś bardzo ufamy, np. krewnemu, sąsiadowi czy koledze z pracy, jesteśmy w stanie pożyczyć mu jakąś kwotę lub zrobić coś dla niego totalnie „na gębę”. Bez wymiany czegokolwiek poza zaufaniem.

Nie przez przypadekpierwsze usługi bankowe w nowoczesnym rozumieniu tego słowa pojawiły się w miejscach, gdzie kwitł handel i inne formy wymiany gospodarczej, np. w XIV wiecznej Florencji, Pizie, Wenecji, Amsterdamie czy później Sztokholmie i Londynie.

Kupcy potrzebowaliusług finansowych, żeby skuteczniej działać, a właściciele kapitału krok po kroku wypracowali innowacyjne metody obsługiwania ich płatności, udzielania im kredytów czy przyjmowania depozytów. Pierwsi bankierzy siedzieli w centralnym punkcie miasta przy prowizorycznych stołach (bank) i w specjalnie przygotowanych sztambuchach zapisywali zobowiązania klientów oraz zobowiązania wobec klientów. Ich profesja opierała się przede wszystkim na drobiazgowej księgowości oraz ocenianiu ryzyka, czyli tego jak bardzo mogą ufać drugiej stronie transakcji. Nie przypadkiem słowo kredyt, które ma podobną formę w innych językach, pochodzi od łacińskiego credo, czyli „wierzę” (że oddasz mi pieniądze).

Zresztą, dokładnie to samo jest podstawą współczesnej bankowości, tylko większość pracy wykonują systemy komputerowe, a banki inwestują więcej w marketing, budowanie marki i temu podobne.

Rozdział drugi – rynek obligacji

Zdaniem Fergusona„narodziny rynku obligacji były drugą wielką rewolucją w finansach po stworzeniu przez banki instytucji kredytu”. Dlaczego? Ponieważ w ten sposób do udzielania kredytów dopuszczone zostały osoby prywatne i inne instytucje niż banki.

Współczesne rynki obligacji to potężna instytucja, na której codziennie właścicieli zmienia wielokrotnie więcej papierów wartościowych niż na rynkach akcji. Głównym emitentem długu są państwa, ale z możliwości pożyczania na rynku korzystają również korporacje, miasta czy regiony.

To właśnie uczestnicy rynków obligacji ustalają w swobodnej wymianie długoterminową stopę oprocentowania długu. Jeśli tracą wiarę w zdolność kraju czy firmy do spłaty swoich zobowiązań, spadają ceny wcześniej wyemitowanych obligacji i rośnie ich rentowność. Nowy dług musi być znacznie wyżej oprocentowany, żeby ktokolwiek go objął. A że wiele państw i firm jest uzależnionych od dostaw nowego kredytu, koszty jego obsługi błyskawicznie rosną. Konsekwencje mogą być dramatyczne.

Kryzys zadłużenia w Grecji w 2010 roku to nic innego jak utrata zaufania wobec tego kraju przez uczestników rynku obligacji. W najgorętszym momencie załamania rentowność dziesięcioletnich obligacji tego kraju, które służą za podstawę określania długoterminowych stóp procentowych i ogólny barometr wiarygodności kraju, wynosiła 40-50% w skali roku!

oprocentowanie obligacji w grecji

W nieodległej przeszłości niewypłacalność ogłaszały też Argentyna, Rosja, Tajlandia czy Korea Południowa. W pierwszej połowie XX wieku dług państwa jednostronnie anulowały bolszewicka Rosja, a w Niemczech wartość pożyczonych pieniędzy strawiła hiperinflacja. Współczesna Polska nie honoruje obligacji wyemitowanych przed wojną. Wielokrotnie spłaty długu odmawiały kraje Ameryki Południowej.

Mimo długiej i ciągle wydłużającej się listy wpadek, obligacje pozostają najważniejszą klasą aktywów, w którą zainwestowane są olbrzymie środki zgromadzone przez fundusze emerytalne, firmy ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne i osoby prywatne. Mimo gigantycznego zadłużenia takich krajów jak USA, Japonii, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, ich obligacje są postrzegane jako punkt odniesienia dla innych oraz „bezpieczna przystań”.

Rozdział trzeci – rynek akcji

Instytucja akcjonariatupowstała w krajach, które podejmowały się kosztownych i ambitnych przedsięwzięć, głównie kolonialnych. Pierwszą spółką akcyjną we współczesnym znaczeniu tego słowa była Holenderska Kompania Wschodnioindyjska. Po co wyemitowała akcje?

Koszty i skala jej działalności były tak duże, że pomysłodawcy chcieli rozłożyć ryzyko finansowania na większą liczbę osób. W przeciwieństwie do obligacji, które gwarantowały zwrot kapitału po upływie określonego czasu oraz wypłatę regularnych odsetek, papiery udziałowe zostały oparte na innych zasadach.

Po pierwsze– nie miały określonej długości życia, były bezterminowe. Po drugie – nie gwarantowały jakichkolwiek wypłat, ale jeśli przedsięwzięcie było zyskowne, dzieliło się z akcjonariuszami dywidendami. Po trzecie – jeśli wartość spółki na rynku wtórnym rosła, np. w oczekiwaniu na dobre wyniki czy perspektywy rozwoju, właściciel akcji mógł je sprzedać z zyskiem. W zamian za te przywileje akceptował ryzyko utraty całego kapitału w razie niepowodzenia.

Pod tym względemniewiele się zmieniło od 9 września 1606 roku, kiedy wyemitowano pierwsze akcje Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Gdyby ktoś się pytał, instytucja papierów udziałowych ma już więc ponad 400 lat.

Od samego początkurynek akcji cechował się wielkimi emocjami i zmiennością, która je odzwierciedla. Mniejsze i większe bańki spekulacyjne były na porządku dziennym, co potwierdza historia angielskiej Kompanii Mórz Południowych oraz francuskiej Kompanii Missisipi. Jeśli chcielibyśmy szukać bliżej współczesności, można przyjrzeć się bańce internetowej czy losom amerykańskiej firmy Enron.

Rozdział czwarty – rynek ubezpieczeń

Podobnie jak w przypadku usług bankowych, obligacji oraz akcji, rynek ubezpieczeń wykształcił się wśród kupców i w pierwszych fazach miał formę warunkowych pożyczek, które były anulowane, jeśli wydarzała się jakaś katastrofa (np. zatonięcie statku handlowego).

Rozwój branży ubezpieczeniowej jest blisko związany z postępami wiedzy matematycznej, szczególnie opanowaniem rachunku prawdopodobieństwa i statystyki. Dzięki tym narzędziom ubezpieczyciele byli w stanie obliczyć ryzyko związane z wystawieniem polisy i zabezpieczyć w ten sposób swoje zyski. Dla klientów najważniejsze było coś innego – użyteczność ubezpieczenia jako względnie taniego sposobu na ograniczenie katastrofalnych z ich punktu widzenia strat.

Ciekawym wczesnymprzedsięwzięciem ubezpieczeniowym był Fundusz Wdów Szkockich Pastorów, który pobierał od żyjących uczestników składki na wypadek ich śmierci i wypłacał świadczenia osieroconym dzieciom i wdowom. Stworzenie systemu było możliwe między innymi dzięki umiejętności obliczenia statystycznej długości życia oraz dostosowaniu składki do przewidywanych wypłat.

Po pojawieniu się ubezpieczeń handlowych i indywidualnych, w XIX i XX wieku na tapetę wchodzą ubezpieczenia społeczne, czyli olbrzymie rządowe systemy zabezpieczania najsłabszych obywateli przed skutkami niekorzystnych okoliczności, od bezrobocia po starość.

Kanclerz RzeszyNiemieckiej Otto von Bismark wprowadza pierwszy na świecie system ochrony emerytalnej. Dlaczego? Jego zdaniem „z człowiekiem, który może liczyć na pensję na starość, łatwiej sobie poradzić”. Po drugiej wojnie światowej idea państwa socjalnego (welfare state), które praktycznie od kołyski do grobu wspiera świadczeniami finansowymi obywateli, przyjmuje się w różnym stopniu w całym zachodnim świecie, od USA poprzez Wielką Brytanię, Skandynawię, Europę Zachodnią po Japonię. W skali adekwatnej do zasobności budżetu jest również stosowane w mniej zamożnych częściach świata, w tym w Polsce.

Z potrzeby „ubezpieczania” swoich inwestycji (tzw. hedging) rozwija się także rynek instrumentów pochodnych, np. kontraktów terminowych czy opcji. Dzięki tym instrumentom finansowym firmy mogą zabezpieczyć się na wypadek niechcianych spadków i wzrostów cen ważnych dla nich surowców czy walut. To również coraz popularniejsze, choć wciąż raczej słabo zrozumiane aktywa inwestycyjne. W latach 90-tych firma zarządzana przez dwóch zdobywców nagrody Nobla za innowacyjną metodę wyceny opcji straciła miliardy dolarów na handlu nimi.

Rozdział piąty – rynek nieruchomości

Ważnym aktywem finansowym w świecie zachodnim stały się również prawa własności do nieruchomości – mieszkań, domów, lokali handlowych czy gruntów. Mimo że ta klasa aktywów uchodzi za bardziej realną niż np. akcje czy obligacje, w pewnym sensie też opiera się na papierowych zapisach.

Gdyby wróciły czasy, kiedy nikt nie respektuje prawa własności (np. wojna, rewolucja, itp.), co wydaje się z dzisiejszej perspektywy nieprawdopodobne, na nic zda się to, że mamy akt własności mieszkania czy ziemi. To przecież tylko zapis na papierze – nie wygra raczej z prawem pięści, które staje się obowiązujące w sytuacjach kompletnego rozpadu społeczeństwa.

Rynek nieruchomościrozwinął się inaczej w różnych częściach świata. W USA czy Wielkiej Brytanii posiadanie własnej nieruchomości mieszkalnej to praktycznie punkt honoru i element przynależności do klasy średniej. W system fiskalny wbudowane są ulgi podatkowe dla biorących kredyty hipoteczne. Inaczej jest w Niemczech, gdzie standardem nie jest posiadanie nieruchomości, ale wynajem.

Tak czy inaczej– tytuł własności do domu, mieszkania czy innej nieruchomości to rodzaj aktywa. Może być wykorzystany jako zabezpieczenie kredytu, może być sprzedany za gotówkę. Bardziej zamożni i zaradni potrafią budować swój majątek w oparciu o wynajmowanie lub handel nieruchomościami.

Ale również na tym rynku dochodzi do baniek spekulacyjnych oraz spektakularnych krachów. W latach 80-tych i 90-tych przez Stany Zjednoczone przetoczyła się fala upadłości towarzystw depozytowych, które zbierały od klientów oszczędności i udzielały nisko oprocentowanych kredytów hipotecznych. Jednym z powodów kryzysu finansowego z 2008 roku była popularność produktów strukturyzowanych, na które składały się ryzykowne, niespłacane kredyty hipoteczne w USA.

W Polsce też mieliśmy swoje kłopoty na rynku nieruchomości. Szczyt popularności kredytów we frankach szwajcarskich przypadł na okres, kiedy za jednego franka płaciło się niewiele ponad 2 złote. Dzisiaj trzeba za niego zapłacić ok 3,4 złote, a bywało drożej. To zwiększa wartość zobowiązań wobec banku w przeliczeniu na złotówki oraz wysokość raty dla dziesiątek tysięcy rodzin.

Rozdział szósty – globalizacja

Na zakończenie książki „Potęga pieniądza” Niall Ferguson przygląda się procesom globalizacji, które w ostatnich dekadach są jednym z głównych motorów innowacji w finansach.

Z punktu widzeniahistoryka nie jest to nic nowego – w XIX i na początku XX wieku świat przechodził już etap globalizacji napędzany przez kolonializm oraz rewolucję przemysłową. Za jego zakończenie uznaje się dwie wojny światowe oraz gigantyczny kryzys gospodarczy znany jako Wielka Depresja z lat 1929-1933. Przez kilka kolejnych dekad nastąpił gwałtowny odwrót od globalizacji na rzecz gospodarek centralnie sterowanych (np. ZSSR, Polska, NRD) lub – przynajmniej w teorii – samowystarczalnych (np. dzisiejsza Korea Północna, Zimbabwe, Kuba).

Co ciekawe, o ile z dzisiejszego punktu widzenia ciąg wydarzeń, który doprowadził do tamtych katastrofalnych zniszczeń, wydaje się oczywisty, właściwie nikt nie przewidział ich skali i konsekwencji. Do ostatnich dni przed drugą wojną światową handlowano obligacjami państw, które za chwilę miały stać się zaciętymi wrogami, a ich rentowność wcale nie sugerowała nadchodzących problemów. Wielu teoretyków i analityków twierdziło, że długi konflikt na skalę światową nie jest możliwy, ponieważ nikt nie ma interesu w naruszaniu pokoju oraz lukratywnych związków gospodarczych i inwestycyjnych między państwami.

Pokazując, jak błyskawicznie rozpadały się w przeszłości relacje między stronami, Niall Ferguson zwraca uwagę na to, że dzisiejsza globalna gospodarka nie jest stanem gwarantowanym raz na zawsze, a zaufanie między państwami, firmami czy osobami, które stanowi podstawę rynków finansowych, jest nieprawdopodobnie ulotnym zasobem.


Czego nauczyłem się z książki „Potęga pieniądza. Finansowa historia świata”?

Moje cztery najważniejsze (i trochę przygnębiające) spostrzeżenia dotyczące finansów po przeczytaniu wywodu Nialla Fergusona są następujące:

1. Ekonomia i finanse mają ewolucyjną naturę

Autor „Potęgi pieniądza” pokazuje fascynującą ewolucję rynków od prymitywnych form wymiany gospodarczej do dzisiejszych rynków finansowych z całym ich skomplikowaniem i wyrafinowaniem. To, co jest w tym wszystkim najbardziej uderzające, to sposób, w jaki narzędzia finansowe dostosowywały się do zmieniających się potrzeb ludzi i instytucji.

To jest naturalny proces, który nigdy nie ustanie, ponieważ ludzie zawsze będą chcieli wchodzić w transakcje z innymi ludźmi i będą potrzebowali narzędzi do rozliczania, księgowania czy finansowania tych transakcji, w jakiejkolwiek postaci.

Z drugiej strony każda ewolucja ma naturalistyczny aspekt polegający na stopniowym eliminowaniu najsłabszych (państw, miast, firm, rodzin, itp.), a przedłużaniu życia silniejszym. O ile w odniesieniu do przyrody taka ewolucja pewnie nie będzie nam przeszkadzać, można poczuć się trochę nieswojo myśląc o sobie, swojej rodzinie, swojej firmie czy swoim kraju jako „ofierze” nieubłaganej ewolucji ekonomicznej. To dość brutalny, ale w jakiejś mierze prawdziwy obraz sytuacji i warto nauczyć się z nim żyć, bez względu na to, czy pasuje do naszych przekonań o świecie, czy nie.

2. W finansach wszystko jest względne, płynne – nie ma od tego ucieczki

Dla większości normalnych ludzi w cenie są stabilność, bezpieczeństwo, pewność zatrudnienia i temu podobne wartości. Najchętniej chcielibyśmy gwarancji (np. od państwa, od pracodawców, od instytucji finansowych), że ich sytuacja się nie pogorszy. Za takie deklaracje jesteśmy gotowi oddać głos w wyborach, zapłacić cenę niskiego oprocentowania depozytów w banku czy też zaakceptować niższe zarobki w stabilnej pracy. Chcemy być odizolowani od niepewności i zmian.

Tylko że to niemożliwe. Wszystkie tego typu gwarancje są kompletną ułudą i nigdy nie usuwają w 100% ryzyka. Dlaczego? Ponieważ instytucje, które je wystawiają – państwa, banki, firmy ubezpieczeniowe, itp., zalezą od zmiennych i niepewnych rynków finansowych, żeby się z nich wywiązać.

Rynek ma naprawdęsporą paletę możliwości, żeby odzwierciedlić ryzyko w cenach. Jeśli państwo jest nadmiernie zadłużone w stosunku do możliwości i nic z tym nie robi, może się to skończyć wzrostem rentowności obligacji lub dewaluacją waluty. Na pewno odczują to w swoich portfelach jego obywatele, bez względu na deklaracje i zapewnienia polityków.

Jeśli spółka jest źle zarządzana i się nie rozwija, z jakiegokolwiek powodu, skończy się to spadkiem cen jej akcji, koniecznością obniżek płac i zwolnieniami, oddaniem części rynku konkurencji, itp. I nie będzie miało wielkiego znaczenia, co zarząd obiecał akcjonariuszom czy pracownikom, bo i tak nie będzie z czego za to płacić.

3. Zaufanie i zobowiązania

„Potęga pieniądza”utwierdziła mnie w przekonaniu, że cała gospodarka – na każdym poziomie – oparta jest o wzajemne zobowiązania oraz zaufanie. Wyobraźmy sobie, że od jutra każda osoba i każda instytucja może bezkarnie anulować wszystkie swoje zobowiązania wobec innych – kredyty, ubezpieczenia, świadczenia emerytalne, depozyty, obligacje, akcje, akty własności, umowy najmu, umowy pracy i wszelkie inne umowy, w tym ustne. Wszystko to staje się nieważne.

To byłby prawdziwy horror, kryzys niewyobrażalnych rozmiarów, rewolucja i anarchia. Dlaczego? Ponieważ funkcjonowanie praktycznie każdego elementu rzeczywistości opiera się na wzajemnych zobowiązaniach. Nie każde z nich ma tak formalny charakter jak umowa kredytu czy ubezpieczenia, część jest zawierana ustnie, część jest w ogóle niewypowiedziana, tylko domyślna. Ale wszystkie zależą od jednego czynnika – zaufania między stronami zobowiązania.

O zaufanie opiera się również sama instytucja pieniądza, który jest po prostu wygodnym sposobem na zorganizowanie wymiany usług i produktów. Tylko tyle i aż tyle. Ani papierowy dolar, ani złota moneta, ani elektroniczny zapis na karcie płatniczej, ani Bitcoin nie mają żadnej wartości, jeśli nie będziemy ich wspólnie honorować jako środka płatniczego.

4. Nieustający transfer zasobów i majątku

Każde zobowiązanie ma dwie strony, a wiele z nich ma asymetryczny charakter – jedna strona otrzymuje głównie korzyści, druga głównie obowiązki i koszty. Tak jest chociażby w przypadku kredytów bankowych – właściciele kapitału zarabiają na odsetkach i opłatach za usługi bankowe, biorcy kapitału muszą za to wszystko płacić. Właściciele nieruchomości zarabiają na najemcach, itp. Za pomocą tego typu zobowiązań finansowych trwa i zawsze będzie trwać nieustający transfer zasobów i majątku.

To smutne, ale prawdziwe – w pewnym sensie sukces w finansach osobistych polega na przejściu na stronę tych, którzy posiadają kapitał lub inne aktywa i mogą dzięki temu dyktować warunki tym, którzy ich akurat potrzebują. To brutalna wizja świata, ale w gruncie rzeczy do tego sprowadza się bycie deponentem oszczędności w banku czy obligatariuszem. Na nasze odsetki pracuje ktoś, komu bank lub rynek udostępnił nasz kapitał – być może jest to jakaś dorabiająca się rodzina, być może jakaś firma w tarapatach finansowych. Tak czy inaczej - to jest układ naczyń połączonych.

Niall Ferguson cytuje w tym kontekście amerykańskiego ekonomistę Frederica Mishkina, który pisze, że „system finansowy to mózg życia gospodarczego – służy jako mechanizm koordynujący alokację kapitału do najbardziej produktywnych biznesów oraz gospodarstw domowych”.

W innej książcewyczytałem kiedyś, że proces transferu zasobów i majątku do najproduktywniejszych osób i instytucji jest tak nieubłagany, że gdybyśmy dzisiaj zadekretowali, że każdy musi mieć dokładnie tyle samo, ale potem znowu zezwolili na swobodną wymianę ekonomiczną, i tak po pewnym czasie wróciłyby dysproporcje między najbogatszymi i najbiedniejszymi w podobnej skali co dzisiaj.





Jakie są zasady IKZE po zmianach w 2014?

$
0
0
W lutym 2014 wchodzi w życie ustawa o zmianie niektórych zasad funkcjonowania otwartych funduszy emerytalnych (OFE), w której przy okazji znalazły się ważne zmiany w funkcjonowaniu indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Zmieni się między innymi sposób obliczania rocznego limitu wpłat oraz naliczania podatku od wypłat z tego konta. W gruncie rzeczy to kluczowe sprawy, które wpływają na atrakcyjność tego rozwiązania.

Indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego, które istnieją od 2012r., wciąż ciężko będzie określić jako przejrzyste i intuicyjne z punktu widzenia przeciętnego oszczędzającego. Ogarnięcie całej konstrukcji wymaga sporego wysiłku. Ale jeśli zrozumie się zasadę działania IKZE, łatwiej docenić zalety długoterminowego oszczędzania na tym koncie i zdecydować, czy jest to właściwy kierunek w naszej osobistej sytuacji.

Jakie są zasady IKZEpo zmianach w 2014? Czy IKZE to rozwiązanie dla każdego? Jakie są jego zalety i wady? Czy w nowych szatach wypada lepiej na tle IKE, drugiego konta w trzecim filarze?

IKZE – podstawy podstaw

zasady ikze 2014
Proponuję zacząć od samego początku. Oszczędzanie na IKZE jest dobrowolne (inaczej niż w ZUS i do niedawna OFE) – to część tzw. trzeciego filaru, czyli rozwiązań prawnych, które mają za zadanie zachęcać Polaków do gromadzenia kapitału na odległą przyszłość. Dwa inne mechanizmy trzeciego filaru to IKE (oszczędzanie indywidualne) oraz PPE(oszczędzanie zbiorowe w miejscu pracy).

W praktyce oznacza to, że ani IKZE, ani IKE, ani PPE możemy nigdy nie mieć i nikt nie zwróci nam na to uwagi. To kompletnie nieobowiązkowa sprawa.

Trzeci filar nie jest więc częścią powszechnego (czyli obejmującego wszystkich) systemu emerytalnego. Regulują go dwie odrębne ustawy, jedna dla części indywidualnej (IKE i IKZE), jedna dla części zbiorowej (PPE). Wpłaty na te programy nie przechodzą przez instytucje państwa (np. ZUS lub budżet), tylko trafiają bezpośrednio do instytucji finansowych (np. banków, towarzystw funduszy, itp.), mogą być lokowane w tradycyjne aktywa finansowe: depozyty bankowe, obligacje, akcje i jednostki funduszy inwestycyjnych. W przypadku IKE i IKZE występuje możliwość zwrotu wpłaconych pieniędzy na żądanie właściciela. Dlaczego o tym piszę w sekcji podstawy podstaw?

Zauważyłem, że wielką obawą przed oszczędzaniem w trzecim filarze jest perspektywa przejęcia naszych oszczędności przez państwo w stylu tego, co w tej chwili wydarza się z oszczędnościami w drugim filarze (OFE).

Nie ośmielę się napisać, że takie posunięcie jest całkowicie wykluczone (bo co jest?), ale uważam je za skrajnie mało prawdopodobne i właściwie niewarte martwienia się z wyprzedzeniem.

Byłoby to równieniewyobrażalna sprawa jak konfiskata zwykłych lokat bankowych czy jednostek funduszy inwestycyjnych. Nie ma żadnych wątpliwości, że oszczędności na IKE i IKZE to własność oszczędzającego i może on nimi swobodnie dysponować – inaczej niż w obowiązkowych ZUS i OFE. A gdyby takie pomysły jednak pojawiły się na poważnie, do naszej dyspozycji w każdym momencie jest zwrot środków z IKE i IKZE – operacja niemożliwa do wykonania w odniesieniu do oszczędności w ZUS i OFE. Zanim zmiany zostałyby uchwalone, co zawsze trwa, pieniądze byłyby na naszym koncie osobistym. Ale to scenariusz dramatyczny, którego w ogóle nie widać na horyzoncie.

IKZE – najważniejsze zasady

Zostawmy tego typu strachy i skupmy się na najważniejszych zasadach i możliwościach IKZE. Proponuję podzielić je na pięć sekcji: ważne daty, limity wpłat, opcje inwestycyjne, dziedziczenie środków oraz – najważniejsze – ulgi podatkowe.

1.

Na IKZE może oszczędzać każdy, kto skończył 16 lat. Osoby niepełnoletnie mogą wpłacać składki tylko w latach, kiedy zatrudnione były na umowę o pracę. Nie ma górnego limitu wieku, który upoważniałby do otworzenia IKZE.

Wypłatę z konta IKZE, która uprawnia do ryczałtowego podatku od wypłacanych środków w wysokości 10%, można wykonać jednorazowo lub w ratach po ukończeniu 65 roku życia pod warunkiem, że wpłaciliśmy środki w co najmniej pięciu dowolnych latach kalendarzowych

Ważne! Wypłata nie jest jednym sposobem dostępu do naszych oszczędności. Możemy również w każdym momencie, bez względu na wiek czy staż w programie, zażądać zwrotu środków. Zwrot może być tylko całościowy i jednorazowy (inaczej niż na IKE) i podlega opodatkowaniu według obowiązującej skali podatkowej (a nie ryczałtem 10%).


2.

Od 2014 roku każdy właściciel IKZE będzie mógł na swoje konto wpłacić co roku 1,2-krotność przewidywanego przeciętnego wynagrodzenia w Polsce. W 2014 daje to roczny limit wpłat w wysokości 4 495,20zł.


3.

Konta IKZE mogą prowadzić następujące instytucje: banki, towarzystwa funduszy inwestycyjnych, towarzystwa ubezpieczeniowe, domy maklerskie oraz powszechne towarzystwa emerytalne.

To oznacza, że możemy gromadzić oszczędności w formie depozytów bankowych, jednostek funduszy inwestycyjnych, jednostek ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych, na rachunkach maklerskich oraz w dobrowolnych funduszach emerytalnych.

Do tej pory nie ma w ofercie IKZE w formie obligacji skarbowych.

4.

Oszczędności zgromadzone na IKE i IKZE są w całości dziedziczone. W umowie prowadzenia IKE lub IKZE możemy wskazać osobę lub osoby uprawnione do otrzymania środków po naszej śmierci.

Spadkobiercy nie płacą od środków z IKE i IKZE podatku od spadków i darowizn. Mogą dodatkowo zdecydować się na przeniesienie wartości spadku na własne konto w trzecim filarze. Wtedy nie zapłacą podatku od zysków kapitałowych (IKE) ani 10% podatku ryczałtowego (IKZE). Jeśli zdecydują się na bezpośredni zwrot środków na konto poza trzecim filarem, zapłacą podatek od zysków kapitałowych (IKE) lub 10% podatek ryczałtowy (IKZE).


5.

Najważniejsze w tym wszystkim i tak są ulgi podatkowe, bez których nie widziałbym w ogóle sensu posiadania kont w trzecim filarze. W 2014 nic się nie zmienia, jeśli chodzi o IKE, ale wchodzą za to korzystne zmiany na IKZE.

Zmiana polega na tym, że wypłaty z indywidualnego konta emerytalnego będą podlegać niższej, ryczałtowej stawce podatku w wysokości 10%. Nie zmienia się to, że składki na IKZE będziemy mogli odliczyć od podstawy opodatkowania w zeznaniu rocznym. Nie zmienia się również to, że zyski ze środków zgromadzonych koncie IKZE nie podlegają opodatkowaniu podatkiem Belki.

Przejdźmy przez to po kolei na przykładzie:

W lipcu 2012 wpłaciłem na IKZE mój cały roczny limit – 967,34zł. W marcu 2013 złożyłem zeznanie podatkowe za 2012, w którym odliczyłem składkę na IKZE od podstawy opodatkowania. Byłem w pierwszym progu podatkowym (stawka 18%), więc urząd skarbowy zwrócił na moje konto 174zł (= 967,34 x 18%).

Co z tego mam? Po pierwsze – kapitał na odległą przyszłość na wydzielonym koncie (osobiście korzystam z rachunku inwestycyjnego w DM BDM), na którym zyski kapitałowe nie podlegają podatkowi Belki. Po drugie – zwrot podatku za 2012, z którym mogę zrobić, co mi się żywnie podoba. Ten proces mam zamiar powtarzać w kolejnych latach.

Jeśli spełnię warunki (wiek 65 lat oraz wpłaty w 5 latach kalendarzowych), wypłaty z konta IKZE będą opodatkowane ryczałtem w wysokości 10%. Czyli teraz dostaję zwrot 18% (dla kogoś, kto wpada w drugi próg podatkowy, może to być 32%), a w przyszłości oddam tylko 10%. A do tego zyski nie będą podlegały podatkowi Belki.

Zestawmy to z gromadzeniem kapitału na zwykłej lokacie czy w funduszu inwestycyjnym poza trzecim filarem:

Nie możemy tych oszczędności odliczyć od podstawy opodatkowania w zeznaniu rocznym. Innymi słowy – trafiają tam pieniądze już raz opodatkowane podatkiem dochodowym z pracy (18%, 19% lub 32%). Na dodatek od zysków, które osiągniemy wcześniej czy później zapłacimy podatek Belki (19%).

Krótko mówiąc – IKZE to sposób na odroczenie w czasie i drobne pomniejszenie podatku dochodowego z pracy oraz uniknięcie podatku Belki.


W tym momencie nie da się nie zapytać, jaki jest sens oszczędzania na koncie, którego główna korzyść (ulga w podatku dochodowym) jest odsunięta do momentu osiągnięcia przez właściciela 65 roku życia.

Przecież jeśli ktośma w tej chwili 30-50 lat, będzie musiał czekać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, żeby wypłacić pieniądze po preferencyjnej stawce podatkowej. Jaką mamy pewność, że zasady się do tego czasu nie zmienią? Jaką mamy pewność, że nie będziemy zmuszeni skorzystać z tych pieniędzy wcześniej?

Jeśli chodzi o pierwszą wątpliwość, nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Oczywiście, że zasady mogą się zmienić – na korzyść (jak ostatnio), lub na niekorzyść. Z mojego punktu widzenia jest to kompletnie nieprzewidywalne, dlatego wolę skupić się na wykorzystywaniu realnych możliwości niż kreśleniu hipotetycznych czarnych scenariuszy.

Jeśli chodzi o drugą wątpliwość, dotyczy ona zagrożenia polegającego na tym, że w jakimś punkcie przyszłości będziemy mieli na IKZE zgromadzone tyle oszczędności, że ich ewentualny zwrot będzie skutkować wpadnięciem w najwyższy próg podatkowy. Przypominam, że zwrot (a nie wypłata) środków z IKZE podlega opodatkowaniu według obowiązującej skali podatkowej.

Wyobraźmy sobie, że za 15 lat na naszym IKZE mamy 75 tysięcy złotych, ale z jakiegoś powodu musimy zamknąć to konto i zażądać zwrotu pieniędzy. Jest to oczywiście możliwe, ale ten dochód trzeba uwzględnić w zeznaniu rocznym i odprowadzić od niego podatek. Umówmy się, że skala jest taka sama jak dzisiaj (18% i 32%) i od nadwyżki ponad 120 tysięcy wskakuje wyższa stawka.

Ze względu na to, że 75 tysięcy złotych zwrotu z IKZE powiększy nam w tym roku dochód, jest duże zagrożenie, że zapłacimy część podatku po wyższej stawce. A tego każdy chciałby uniknąć.

Ale pomyślmy o tym– dlaczego ktoś chciałby żądać zwrotu kapitału gromadzonego z myślą o emeryturze? Najprawdopodobniej dlatego, że brakuje mu bieżących dochodów z pracy lub w ogóle ich nie ma – być może stracił pracę. Wtedy środki z IKZE i tak będą jego jedynym lub głównym źródłem dochodu w tym roku i zniknie zagrożenie znacznego przekroczenia dochodów wpadających w wyższy próg podatkowy.

W takich przypadkachoszczędności na IKZE zadziałają jak polisa na wypadek utraty normalnych źródeł dochodu. Zapłacimy wtedy co prawda wyższy podatek niż ryczałt 10% w przypadku wypłaty, ale będzie to prawdopodobnie niższa stawka ze względu na niewielki poziom dochodów w tym okresie.

Oczywiście można sobie wyobrazić inne okoliczności zwrotu środków z IKZE, choćby wpadnięcie w kłopoty finansowe przy bardzo wysokich bieżących dochodach czy coś podobnego lub jakieś super priorytetowe potrzeby finansowe w danej chwili. Wtedy IKZE po prostu nie będzie najkorzystniejszym źródłem ich zaspokojenia.

IKZE zasady – podsumowanie

W każdym razieindywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego to na pewno interesujący kanał gromadzenia kapitału na odległą przyszłość. Do wzięcia jest coroczna ulga w podatku dochodowym z pracy  oraz zwolnienie zysków z podatku Belki

Warunek osiągnięcia 65 roku życia, żeby skorzystać z ryczałtowego podatku od wypłat (10%), może wydawać się abstrakcyjny dla obecnych trzydziestolatków czy czterdziestolatków. IKZE można wtedy potraktować bardziej jako „polisę” od utraty bieżących źródeł dochodu, która – jeśli wszystko jednak będzie w porządku – w przyszłości „zamieni się” w oszczędności emerytalne, gdy zbliżymy się do wieku wypłaty.

Co ważne– im dłużej chronimy kapitał przed podatkiem od zysków kapitałowych i im dłużej odraczamy zapłatę podatku dochodowego, tym lepiej dla nas.

Ważne tylko, żeby pogoń za tymi korzyściami w trzecim filarze szła w parze z pomysłem, jak optymalnie lokować swoje oszczędności (np. jak unikać nadmiernych kosztów, nadmiernego ryzyka, błędów inwestycyjnych, braku dyscypliny itp.). Te wszystkie kwestie są na dobrą sprawę niezależne od konstrukcji prawnej IKZE i stanowią wyłączną odpowiedzialność właściciela konta. Ani państwo, ani instytucje finansowe nas nie wyręczą.

Tutaj wszystkie artykuły o trzecim filarzeIKE oraz IKZE.

Jak działają opłaty na polisach inwestycyjnych Skandia, Generali, Aegon, Axa, Open Life, itp. - praktyczny przewodnik

$
0
0
W lutym mija dwa lata odkąd opłacam swoją polisę inwestycyjną – mam zamiar użyć tej okazji, żeby poprzyglądać się tej inwestycji pod różnymi kątami, więc ten i kilka kolejnych artykułów będzie właśnie o tej formie gromadzenia kapitału. Podobny przegląd robiłem po roku od początku polisy.

O polisach inwestycyjnych stało się ostatnio głośno za sprawą orzeczeń Sądu Ochrony Konsumentów i Konkurencji o stosowaniu przez ubezpieczycieli niedozwolonych zapisów w umowach oraz przygotowywanych pozwów zbiorowych ze strony klientów, którym te długoterminowe, obarczone ryzykiem produkty inwestycyjne zostały sprzedane jako bezpieczne, przewidywalne lokaty kapitału. Więcej informacji na stronach stowarzyszenia Przywiązani do Polisy oraz kancelarii LWB, która reprezentuje poszkodowanych.

Ciekawa sytuacja– mimo że w mojej umowie też użyte zostały klauzule uznane za niedozwolone, osobiście nie mam wobec sprzedawcy mojej polisy oraz firmy ubezpieczeniowej żadnych roszczeń i chciałbym doprowadzić ją do końca. Nabyłem ją z pakietem atrakcyjnych bonusów (m.in. zwrot 2% wydatków kartą przez 5 lat) i ze świadomością większości konsekwencji i traktuję jako długoterminowy kanał gromadzenia kapitału.

Dzisiaj chciałbym się przyjrzeć jednej z największych wad długoterminowych polis inwestycyjnych, czyli wysokim kosztom ich utrzymania. Ile w długim okresie będzie mnie kosztować oszczędzanie w ten sposób?

Kilka słów o pojęciach

Jakie są koszty i opłaty na polisach inwestycyjnych?
Przy okazji ostatnich materiałów w mediach na temat polis inwestycyjnych zauważyłem spore zamieszanie, jeśli chodzi o terminologię. Gazeta Prawna w dużym artykule nazwała je polisolokatami. Być może jest to właściwe określenie, ale osobiście pod pojęciem polisolokata znałem prawdziwą i gwarantowaną lokatę bankową (np. na rok) opakowaną w minimalne ubezpieczenie na życie i dożycie w celach podatkowych. Odkąd polisolokaty przestały chronić przed podatkiem Belki, praktycznie zniknęły z oferty banków.

Większość polis inwestycyjnych to nie gwarantowane produkty bankowe tylko inwestycyjne. Mogą mieć formę ubezpieczenia na życie i dożycie (o symbolicznej wartości) z funduszami kapitałowymi, czyli w gruncie rzeczy jest to inwestycja w otwarte fundusze inwestycyjne. Mogą mieć formę ubezpieczenia na życie i dożycie (o symbolicznej wartości) z instrumentami pochodnymi, np. opcjami na indeksy lub kontraktami, czyli w gruncie rzeczy jest to inwestycja w tzw. produkt strukturyzowany (z lub bez gwarancji kapitału na zakończenie).

Polisy inwestycyjnemogą występować jako program regularnego inwestowania ze składkami rozłożonymi w czasie lub jako inwestycja jednorazowa z wpłatą na początek. Mogą być również oparte o zasadę Pareto i inne wynalazki. Zazwyczaj wymagają blokady środków na kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat.

Warto jeszcze rozróżnićubezpieczenia inwestycyjne od ubezpieczeń z funkcją ochronną. W obu przypadkach mamy do czynienia z formą ubezpieczenia na życie i dożycie, ale tylko w drugim przypadku towarzystwo bierze na siebie wypłatę świadczeń na wypadek śmierci, choroby i innych okoliczności zawartych w umowie.

A co dostają bliscy w przypadku śmierci właściciela ubezpieczenia inwestycyjnego? Wartość zgromadzonych na koncie środków (np. jednostek funduszy inwestycyjnych) i symboliczną kwotę „ubezpieczenia”, np. złotówkę.

Od razu mówię, że cała reszta tego artykułu odnosi się do kosztów utrzymania polisy inwestycyjnej rozumianej jako ubezpieczenie na życie i dożycie z funduszami kapitałowymi, regularną składką i samodzielnym zarządzaniem środkami.

Jak działają opłaty na mojej polisie inwestycyjnej?

Warto zacząć od tego, że gotówka wpłacana na polisy z funduszami kapitałowymi przyjmuje formę jednostek ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych. To w gruncie rzeczy otwarte fundusze inwestycyjne– dokładnie takie same, jakie możemy nabyć bezpośrednio w towarzystwach czy na platformach typu BossaFund czy Supermarket Funduszy Inwestycyjnych. W zależności od towarzystwa i produktu klient ma możliwość lokowania środków w od jednego do kilkudziesięciu różnych funduszy.

Innymi słowy do wyceny jednostek funduszy na naszej polisie inwestycyjnej możemy zastosować dokładnie te same notowania, z których korzystają właściciele zwykłych funduszy inwestycyjnych. Na przykład 6 lutego 2014r. jedna jednostka funduszu Skarbiec Akcja była warta 300,73zł dla osoby posiadającej ją zarówno przez polisę inwestycyjną, jak i bezpośrednio w towarzystwie Skarbiec.

W takim razie skąd biorą się opłaty towarzystwa ubezpieczeń? Otóż co miesiąc umarza ono niewielką ilość jednostek każdego funduszu, który posiadamy akurat na koncie. Wartość każdej jednostki pozostaje taka sama, ale zmniejsza się liczba posiadanych przez nas jednostek. Tak wyglądało wyszczególnienie składników pierwszej opłaty w lutym 2012r.

Skandia Generali OpenLife opłaty

Rodzaje i wpływ opłat

Są dwie kluczowe opłaty – administracyjna, która wynosi ok 11zł i jest stała (powiększana tylko o inflację), oraz za zarządzanie, która stanowi określony w umowie procent wartości aktywów rocznie. W moim przypadku jest to 2,9% aktywów rocznie.

W pierwszym okresie, kiedy zgromadzone aktywa są niewielkie, stała opłata administracyjna przewyższa opłatę za zarządzanie i całość wydaje się stosunkowo niegroźna. W pierwszym miesiącu mojej polisy opłata za zarządzanie wynosiła tylko 0,76zł, po dwóch latach w styczniu 2014 było to już 18,77zł (plus 11,51zł opłaty administracyjnej – razem: 30,34zł).

Co ważne– opłata za zarządzanie nie oznacza, że ktoś zarządza za nas pieniędzmi. Moja polisa jest w 100% samoobsługowa.

Przez pierwsze dwa lata opłaty pobrane z moich oszczędności wyniosły 519zł, co stanowi ponad 5% wartości aktywów brutto i ponad 6% wpłaconych składek. To wyższa kwota niż mój zysk netto w tym okresie. Na poniższym zestawieniu rzeczywistych kosztów polisy inwestycyjnej widać, jak koszty zwiększają się z miesiąca na miesiąc wraz ze wzrostem wartości aktywów. Za ten wzrost odpowiada głównie opłata „za zarządzanie”.

koszty Skandia Generali Aviva PZU Axa oszczędzanie

W mojej umowiezobowiązałem się do odkładania 350zł miesięcznie przez siedem lat i utrzymywania środków na polisie przez kolejne osiem (czyli łącznie piętnaście lat bez dostępu do oszczędności).

Postanowiłem stworzyćprognozę łącznych kosztów mojej polisy przy założeniu, że po siódmym roku jej wartość nie będzie rosnąć o nowe wpłaty. W takiej sytuacji towarzystwo pobierze z moich aktywów przez 15 lat ok. 12 tysiący złotych. W scenariuszu, kiedy wartość moich aktywów po siódmym roku rośnie w takim samym tempie jak dotychczas (np. dzięki skutecznym decyzjom inwestycyjnym) towarzystwo zainkasuje ponad 15 tysięcy złotych.

Ile kosztuje utrzymanie polisy inwestycyjnej

Warstwy opłat w produktach inwestycyjnych

Polisy inwestycyjne to jedne z najdroższych wehikułów do inwestowania. Widać to wyraźnie, jeśli rozłożymy moją inwestycję na części pierwsze i zidentyfikujemy kilka warstw opłat, które pomniejszają wartość oszczędności.

Zacznijmy od tego, że każdy produkt inwestycyjny składa się w gruncie rzeczy z podstawowych papierów wartościowych – akcji, obligacji lub instrumentów pochodnych.

W najtańszej wersjiinwestowania to my sami za pomocą rachunku maklerskiego kupujemy i sprzedajemy papiery wartościowe. Naszym najważniejszym kosztem będą prowizje za każdą transakcję. Nie zapłacimy wtedy jednak żadnych opłat za zarządzanie, administracyjnych i temu podobnych. Jeśli do tego będzie to rachunek maklerski w formie IKE lub IKZE, nie zapłacimy od zysków podatku Belki, a na nasze konto będą wpływać kupony i dywidendy niepomniejszone o tę daninę. Problem polega na tym, że nie każdy potrafi i chce inwestować samodzielnie.

Rozwiązaniem sąfundusze inwestycyjne (aktywnie zarządzane, indeksowe lub ETF) – każda z tych form wspólnego inwestowania obarczona jest jednak kosztami, z których najważniejszy dla długoterminowego inwestora to opłata za zarządzanie pobierana od aktywów.

W tym wpisie opisałemjej wpływ na nasze oszczędności. Tutaj w szczegółach wyjaśniałem, jak działają opłaty w funduszach inwestycyjnych.

Co ważne– w publicznie dostępnych notowaniach funduszy widzimy już cenę netto, czyli po odliczeniu opłaty za zarządzanie dla towarzystwa. Czyli niby nie ma to znaczenia dla klienta.

Ale to nieprawda– koszty są po prostu gustownie ukryte. Proszę zwrócić uwagę na wyceny różnych kategorii jednostek towarzystwa Legg Mason – w skład ich portfeli wchodzą dokładnie te same aktywa, ale naliczane są różne opłaty za zarządzanie. Największą płacą klienci detaliczni (kategoria A), najmniejszą firmy prowadzące pracownicze programy emerytalne (kategoria E). Efekt? Po kilkunastu latach różnica na jednej jednostce to ponad 35zł.

Opłaty za różne kategorie jednostek funduszy inwestycyjnych

W polisach inwestycyjnych nabywamy jednostki funduszy inwestycyjnych dla klientów detalicznych (czyli najdroższe). Płacimy najpierw opłatę za zarządzanie dla towarzystwa funduszy inwestycyjnych, a potem wszystkie opłaty dla firmy ubezpieczeniowej. To są dwie warstwy opłat nałożone na portfel ogólnie dostępnych na rynku aktywów – akcji, obligacji i instrumentów pochodnych.

Innymi słowy– najtaniej jest samodzielnie stworzyć stabilny portfel papierów wartościowych. Więcej zapłacimy za możliwość uczestniczenia w funduszach inwestycyjnych. Najdrożej będzie na polisach inwestycyjnych, ponieważ tutaj występują aż dwie warstwy opłat stałych od aktywów (dla towarzystwa inwestycyjnego i ubezpieczeniowego).

Ryzyko inwestycyjne

O ile opłaty dla firm ubezpieczeniowych są pewne przez cały okres trwania polisy, na praktycznie wszystkich ubezpieczeniach na życie i dożycie z funduszami kapitałowymi nie ma gwarancji utrzymania wartości kapitału i zysku. Innymi słowy – inaczej niż na lokacie bankowejczy detalicznych obligacjach skarbowych– klient może zarobić, ale może też stracić. W przypadku polis samoobsługowych – jak moja – wszystko zależy od tego, jak wykorzystujemy dostępne narzędzia.

Moim zdaniem większość niedoświadczonych inwestorów nie ma wielkich szans (poza przypadkiem), żeby systematycznie generować zyski na rynku w sytuacji tak dużego obciążenia stałymi opłatami.

Do tego ryzyko w finansach to bardzo przewrotne i słabo zrozumiane pojęcie. Bez uporządkowanego podejścia (tzw. strategii) bardzo trudno je ujarzmić bez względu na to, co mówią sprzedawcy różnych systemów, algorytmów i narzędzi wspomagających inwestowanie (którzy jednak przezornie nigdy nie biorą odpowiedzialności za wyniki).

Warto jednak rozróżnić dwie rzeczy– niższą wartość naszej inwestycji spowodowaną opłatami dla towarzystwa ubezpieczeniowego oraz niższą wartość inwestycji spowodowaną naszymi błędnymi decyzjami inwestycyjnymi.

Podsumowanie – jak działają opłaty na polisach inwestycyjnych

Najważniejsza informacja brzmi – towarzystwo ubezpieczeniowe co miesiąc umarza drobną część naszych jednostek ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych i przelewa na własne konto. W trakcie życia typowej polisy oddamy w ten sposób towarzystwu kilkadziesiąt tysięcy złotych i więcej.

To olbrzymia kwota pieniędzy, z którą nie musielibyśmy się rozstawać inwestując za pomocą funduszu parasolowego czy samodzielnie tworząc długoterminowy portfel papierów wartościowych.

Takie wydatki są uzasadnione tylko wtedy, jeśli mamy pomysł na wykorzystanie możliwości polisy inwestycyjnej (niektóre dają dostęp do olbrzymiej grupy funduszy opartych o różne aktywa, w tym zagranicznych) lub z jakiegoś innego powodu ta forma gromadzenia kapitału nam odpowiada.

Osobiście w momencie podpisywania umowy nie byłem świadomy skali kosztów w trakcie życia całej polisy i ich wpływu na wartość inwestycji. Od początku wiedziałem natomiast, że jest to obarczona ryzykiem inwestycja w fundusze i wymaga siedmiu lat regularnych wpłat oraz blokady środków na piętnaście lat.

Część kosztówzwrócą mi hojne bonusy banku, który sprzedał mi to rozwiązanie (przede wszystkim nieograniczony zwrot 2% wydatków na karcie przez 5 lat, nawet po ustawowych zmianach w stawce interchange).

Przez pierwszekilkanaście miesięcy szamotałem się bez ładu i składu z decyzjami inwestycyjnymi. Mimo wcześniejszych doświadczeń z funduszami i giełdą, nie byłem w stanie stworzyć stabilnego portfela i nie rozumiałem do końca możliwości i ograniczeń polisy inwestycyjnej.

Postawiłem naintensywną, organiczną i w 100% darmową edukację (poza kosztami książek i poświęconego czasu) i od jakichś 9 miesięcy czuję się dużo bardziej komfortowo prowadząc swoją inwestycję. Nie twierdzę, że jestem w stanie codziennie powiększać jej wartość, ale ma ona względnie stabilny kierunek i nawet po ostatniej korekcie i wszystkich opłatach pobranych po drodze jest na kilkuprocentowym plusie (uwzględniając rozkład wpłat w czasie).

To nie jest jednaknajważniejsza informacja – jeśli wystawia się pieniądze na ryzyko, każdy plus może błyskawicznie zmienić się na minus. Najważniejsze jest to, że mam poczucie kontroli nad losem tych pieniędzy i rozumiem jakiego rodzaju ryzyko znajduje się w moim portfelu (dlaczego właśnie ten rodzaj i jakie mogą być jego konsekwencje w krótkim i długim okresie dla wartości konta).



Dlaczego w długim terminie osiągnięcie dodatniej stopy zwrotu na polisie inwestycyjnej to spore wyzwanie?

$
0
0
Polisy inwestycyjne to jeden ze sposobów długoterminowego gromadzenia kapitału. W większości przypadków polegają one na lokowaniu oszczędności w otwarte fundusze inwestycyjne, które w produktach towarzystw ubezpieczeniowych nazywają się ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi.

Banki i niezależni pośrednicy finansowi prześcigają się w sprzedawaniu swoim klientom takich polis jako regularnych, wieloletnich programów oszczędnościowych. W ich wersji wydarzeń mają one za zadanie uporządkować oszczędności klientów lub pomóc tworzyć zasoby pod przyszłe potrzeby finansowe, np. prywatną emeryturę.

Mimo że polisy inwestycyjne prowadzone przez takie towarzystwa ubezpieczeniowe jak Nordea, Compensa, Aegon, PZU, Skandia, Open Life, Generali, Axa, Aviva czy ING są kosztowne, restrykcyjne, skomplikowane i obarczone ryzykiem inwestycyjnym, dzięki aktywności sprzedawców posiada je olbrzymia grupa klientów.

Osiągnięcie przez nich dodatnich (nie mówiąc o atrakcyjnych) stóp zwrotu w tych wieloletnich programach inwestycyjnych będzie bardzo trudne. Dlaczego?

1. Koszty

stopy zwrotu Skandia, Generali, AegonZacznijmy od tego, że każda inwestycja składa się z ogólnie dostępnych na rynkach papierów wartościowych, np. akcji i obligacji spółek, obligacji skarbowych, certyfikatów inwestycyjnych, instrumentów pochodnych, itp.

W inwestowaniu chodzi o to, żeby te produktywne papiery wartościowe przynosiły dochód. Może on pochodzić z ich sprzedaży po wyższej cenie, wypłat dywidend lub wypłat kuponów. Nie ma innych źródeł zarabiania na rynku kapitałowym – koniec kropka.

Czyli potencjalne zyski(lub straty) biorą się z odpowiedniego doboru papierów wartościowych. Ale to tylko połowa historii.

Druga połowa to koszty. Nie istnieje coś takiego jak bezpłatne inwestowanie. Są bezpłatne konta osobiste, bezpłatne konta oszczędnościowe, bezpłatne lokaty bankowe, ale nie ma bezpłatnych inwestycji na rynku kapitałowym.

Czyli na nasze papiery wartościowe, które mają nam przynieść dochody, działa „spowalniająca siła” w postaci różnych kosztów. W przeciwieństwie do zysków, koszty są pewne – i na rachunku maklerskim, i w funduszach inwestycyjnych (nawet ETF), i na polisach inwestycyjnych.

No właśnie– weźmy sobie te trzy popularne możliwości długoterminowego inwestowania: samodzielny dobór papierów wartościowych na rachunku maklerskim, inwestycję w fundusz parasolowy oraz inwestycję za pomocą polisy.

Powtarzam– w gruncie rzeczy każda z tych inwestycji składa się z akcji spółek publicznych (np. PZU, KGHM, Energa, Work Service, LPP, Integer, Apple, Microsoft, BMW, Jeronimo Martins), obligacji korporacyjnych, obligacji skarbowych i innych publicznie dostępnych instrumentów finansowych (np. opcji, kontraktów, funduszy ETF).

Przyniosą one więc w każdym przypadku dokładnie takie same zyski lub straty. Prawdziwą różnicę zrobią koszty.

Proponuję podzielić opłaty na trzy grupy – jednorazowe opłaty od transakcji, stałe opłaty od aktywów oraz podatek Belki.

opłaty na polisach inwestycyjnych

To logiczne, że im mniejsze koszty działają na te same aktywa, tym lepszy wynik osiągniemy. Z tego punktu widzenia optymalnym rozwiązaniem jest stworzenie stabilnego portfela papierów wartościowych za pomocą rachunku maklerskiego. Dlaczego?

Ponieważ jedynymotwartym kosztem mogą być wtedy prowizje dla biura maklerskiego za każdą transakcję kupna i sprzedaży. Jeśli rachunek maklerski jest prowadzony bezpłatnie, odpadną regularne koszty jego utrzymania. Jeśli dodatkowo ma on formę IKE lub IKZE, może całkowicie odpaść podatek Belki (również od dywidend i kuponów), jeśli spełnimy ustawowe warunki.

Warto jednak pamiętaćo dwóch sprawach – jeśli będziemy wykonywać bardzo dużą ilość transakcji lub transakcje będą bardzo małe (poniżej ok. 500-1000zł), koszty mogą znacznie wzrosnąć. Taki portfel powinien być bardzo stabilny, żeby był tani w utrzymaniu.

Druga rzecz to ukryty koszt w postaci nieumiejętnego dobierania papierów wartościowych do portfela i innych możliwych błędach inwestycyjnych. O tym aspekcie więcej w dalszej części artykułu.

Podsumowanie kosztów wyglądałoby tak: na naszą niekorzyść na pewno będą działać prowizje za transakcje, dwóch innych częstych kosztów (opłaty za prowadzenie konta oraz podatku Belki) da się uniknąć. W najtańszej wersji daje to tylko jedną, stosunkowo „cienką” warstwę opłat nałożoną na produktywne aktywa.

czy na polisach inwestycyjnych da się zarobić

Opłaty będą dużo silniej spowalniać wzrost wartości naszych aktywów w funduszach inwestycyjnych czy dobrowolnych funduszach emerytalnych. Dlaczego? Tutaj też da się osiągnąć tylko jedną warstwę kosztów, ale będzie ona dużo „grubsza” niż w przypadku stabilnego portfela na rachunku maklerskim.

Najważniejszym kosztem w funduszach inwestycyjnych jest stała opłata za zarządzanie pobierana od aktywów. Wynosi od 0,5 do 5% w skali roku w zależności od klasy aktywów i strategii, którą reprezentuje fundusz, i jest pobierana w sposób ciągły tak długo, jak utrzymujemy w nim nasze środki.

Dla porównaniajednorazowa prowizja za transakcję na giełdzie wynosi od 0,14 do 0,39% wartości transakcji w zależności od biura maklerskiego i rodzaju papieru wartościowego.


W funduszach mogą występować również inne koszty: opłata za nabycie jednostek, opłata za konwersję, opłata za zbycie jednostek oraz podatek Belki. Wszystkich da się uniknąć na najlepszych IKE i IKZE w funduszach inwestycyjnych.

Podsumowanie kosztówwyglądałoby tak: na naszą niekorzyść działać będą stałe opłaty za zarządzanie naliczane w sposób ciągły od wartości aktywów i stosunkowo wysokie. Do uniknięcia w najtańszej wersji są opłaty manipulacyjne oraz podatek Belki.

jakie są opłaty w funduszach

A jak wyglądająkoszty na polisie inwestycyjnej? Na pewno powtórzą się opłaty za zarządzanie dla towarzystw inwestycyjnych. Ale oprócz tego dodać będzie trzeba kolejne warstwy opłat – administracyjną o stałej wysokości (ok. 10zł miesięcznie) oraz za zarządzanie o zmiennej wysokości. Obie obciążają nasze aktywa – towarzystwo ubezpieczeniowe co miesiąc odpisuje od naszego rachunku drobną część jednostek w ramach pobierania wynagrodzenia – tutaj szczegółowy opis tego mechanizmu.

Do tego na polisach inwestycyjnych Aegon, Generali, Skandia czy Axa nie da się ominąć podatku Belki. Możemy go odraczać do czasu wypłaty środków, ale na zakończenie inwestycji i tak zapłacimy podatek od dochodów kapitałowych (jeśli były). Restrykcyjne polisy inwestycyjne nie występują w formie IKE i IKZE, bo wiele ich założeń jest sprzecznych z elastycznymi założeniami trzeciego filaru.

Podsumowanie kosztówwyglądałoby tak: na nasze aktywa działają stała opłata za zarządzanie dla towarzystwa inwestycyjnego, stała opłata administracyjna dla ubezpieczyciela i stała opłata za zarządzanie dla ubezpieczyciela. Na koniec od ewentualnego dochodu zapłacimy podatek Belki.

ile się płaci za polisy inwestycyjne

Jakby tego było mało– wśród ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych są do dyspozycji właścicieli polis tzw. fundusze funduszy, które nie inwestują bezpośrednio w papiery wartościowe, tylko jednostki innych funduszy (np. ING Rosja, Noble Fund Africa and Frontier). Wtedy dochodzi jeszcze jedna warstwa opłat za zarządzanie. To daje cztery warstwy stałych opłat od aktywów plus perspektywę podatku Belki na zakończenie inwestycji.

Przy założeniu, że mówimy o tych samych aktywach, kto ma większe prawdopodobieństwo osiągnięcia wyższej stopy zwrotu w tych samych warunkach – właściciel rachunku maklerskiego, właściciel funduszu parasolowego czy właściciel polisy inwestycyjnej?

Nie może być innej odpowiedzi – właściciel polisy inwestycyjnej obarczającej produktywne aktywa kilkoma warstwami opłat jest w najtrudniejszej sytuacji.

2. Wiedza i zachowania inwestorów

W tym momencie można zaprotestować mówiąc, że samodzielne inwestowanie na giełdzie wymaga wiedzy. To prawda. Ale tak naprawdę każdy rodzaj inwestowania wymaga wiedzy. Od tego trzeba zacząć!

Dlatego nie widzę pod tym względem żadnej jakościowej różnicy między inwestowaniem przez rachunek maklerski, przez fundusze inwestycyjne i przez polisy inwestycyjne. Każda z tych opcji wymaga wiedzy.

Zgadzam się, że jest to wiedza trochę innego rodzaju – dla samodzielnych inwestorów liczyć się będzie przede wszystkim umiejętność oceny poszczególnych biznesów i zarządzania wielkością pozycji, dla inwestorów funduszowych ważniejsza będzie umiejętność oceny potencjału całych klas aktywów i jakości zarządzania w towarzystwach. W obu przypadkach pomocna będzie wiedza o sytuacji makroekonomicznej.

Między bajki można włożyć opowieści, że inwestując przez fundusze można się zdać w 100% na specjalistów. To do nas należeć będą takie podstawowe decyzje jak wybór alokacji między klasy aktywów, wybór konkretnych towarzystw, wybór momentów zakupu, konwersji i umorzenia jednostek oraz wiele, wiele innych.

Kluczem do sukcesu jest zidentyfikowanie potrzebnej nam wiedzy, opanowanie jej i wprowadzenie do swojej praktyki inwestycyjnej. To zawsze wymaga czasu i wysiłku.

Podobnie wyglądasprawa z możliwymi błędami inwestycyjnymi. Fundusze nie uchronią nas przed kupowaniem akcji lub obligacji na szczycie hossy i przenoszeniem środków na rynek pieniężny po głębokiej korekcie czy na samym dole bessy. Sądząc po tym, kiedy towarzystwa zaczynają ostro reklamować swoje fundusze, ich celem jest raczej sprowokowanie u klientów tego błędu. Część inwestorów indywidualnych nie może się powstrzymać przed działaniem w ten niekorzystny dla siebie sposób.

Czyli tutaj też nie ma jakiejś jakościowej różnicy między inwestowaniem przez rachunek maklerski, fundusze inwestycyjne i polisy inwestycyjne. W każdym przypadku działają na inwestorów bardzo podobne psychologiczne siły.

Prawdziwa różnicatkwi w kosztach.

3. Względy praktyczne

Do tego trzeba jeszcze dodać względy praktyczne. Zwykły rachunek maklerski nie daje dostępu do takiej samej ilości rynków i klas aktywów co polisy inwestycyjne z kilkudziesięcioma ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi.

W funduszu parasolowym(także na IKE i IKZE) możemy mieć tylko fundusze jednego towarzystwa. Za częste transakcje na rachunku maklerskim trzeba dodatkowo płacić. W funduszach parasolowych mogą występować ograniczenia ilości konwersji.

Na polisach inwestycyjnychmożna stworzyć rozproszony geograficznie portfel inwestycji i nabywać małe ilości jednostek trudno dostępnych funduszy, w tym lewarowanych i zagranicznych.

Z pewnością jest kilka praktycznych zalet polis inwestycyjnych, ale ich wartość jest warunkowa. Trzeba umieć skorzystać z tych dodatkowych możliwość.

Wymaganie odniedoświadczonego inwestora, że skorzysta z takich plusów jak olbrzymi wybór funduszy, możliwość nielimitowanych konwersji czy budowania portfela złożonego z dziesięciu klas aktywów, jest jak oczekiwanie, żeby wsiadł po raz pierwszy w życiu do odrzutowca, wystartował go, doleciał do celu i wylądował bez instrukcji i pomocy.

W gruncie rzeczy w niektórych funduszach parasolowych oraz na polskiej giełdzie znajdziemy podobne możliwości budowania międzynarodowych, rozproszonych portfeli.

I znowu– prawdziwa różnica tkwi w kosztach.

Podsumowanie – dlaczego na polisach inwestycyjnych trudno zarobić?

Systematyczne osiąganiedochodów kapitałowych na rynku to wyzwanie w każdej formie – od samodzielnych inwestycji przez rachunek maklerski po polisy inwestycyjne. Dlaczego? Z dwóch powodów niezależnych od formy inwestycji:


Czyli – ogólnie rzecz biorąc – im słabszy jest nasz warsztat inwestycyjny i im bardziej polegamy na instynkcie czy emocjach, tym mniejsze prawdopodobieństwo osiągnięcia atrakcyjnych stóp zwrotu.

Do tego nasze wyniki osłabiają wszelkie koszty związane z inwestowaniem. Im wyższe koszty, tym mniejsze prawdopodobieństwo osiągnięcia atrakcyjnych stóp zwrotu.

Jeśli ktoś tworzy własny, stabilny portfel kilku czy kilkunastu wysokiej jakości spółek giełdowych, osiągnie lepszy wynik niż ktoś, kto kupi ten sam portfel za pośrednictwem funduszu inwestycyjnego.

Jeśli ktoś kupuje fundusze jednego towarzystwa za pomocą bezprowizyjnej platformy, osiągnie lepszy wynik niż ktoś, kto kupi te same fundusze wewnątrz polisy inwestycyjnej. Ten przykład nie jest wcale taki abstrakcyjny – dostałem ostatnio e-mail z pytaniem, czy warto założyć polisę inwestycyjną opartą o fundusz dłużny PZU Polonez. Moja odpowiedź – nie warto, ponieważ jednostki dokładnie tego samego funduszu można nabywać na własnych zasadach i bez rygorystycznej umowy dużo taniej w wielu źródłach. I przede wszystkim bez dodatkowej warstwy opłat dla ubezpieczyciela.

Powiedzmy, że nasz samodzielnie tworzony portfel akcji i obligacji przynosił przez kilka lat 8% stopy zwrotu rocznie. Jeśli taki sam portfel aktywów był w posiadaniu funduszu, który pobierał 4% wartości aktywów rocznie w opłatach, nasza stopa zwrotu spadnie do mniej niż 4% w skali roku. Jeśli fundusz posiadamy za pośrednictwem typowej polisy inwestycyjnej, od aktywów należy odliczyć jakieś 3-5% rocznie w stałych opłatach, co prawdopodobnie sprowadzi naszą inwestycję na niewielki minus. Mimo tego, że produktywne aktywa pod wszystkimi warstwami opłat rzeczywiście wypracowały dochód.

A więc paradoksalniena polisach inwestycyjnych potrzebujemy więcej wiedzy i więcejsystematycznego podejścia (które i tak nigdy nie gwarantują sukcesu), żeby zwiększyć szansę na poradzenie sobie z zawyżonymi opłatami.

Warto zestawić ten fakt z tym, że te drogie, restrykcyjne i skomplikowane produkty sprzedawane są niedoświadczonym klientom jako dogodny sposób „pomnażania oszczędności”.



Jaką strategię stosuję na swojej polisie inwestycyjnej – obserwacje i wyniki po dwóch latach od startu

$
0
0
Wszyscy twierdzą, że strategia to podstawa skutecznego inwestowania, ale w rzeczywistości większość przeciętnych inwestorów indywidualnych z żadnej nie korzysta lub wydaje im się, że to, co robią, jest oparte o strategię. Niewykluczone, że mi też się wydaje, że mam strategię na swojej polisie, więc od razu przyznaję, że używam tego terminu trochę na wyrost.

W moim rozumieniu tego pojęcia, strategia to systematyczne podejście do inwestycji w trakcie jej trwania. W starszych wpisach przyglądałem się kilku mechanicznym i bardziej elastycznym strategiom inwestowania, np. uśrednianiu ceny zakupu i sprzedaży, równoważeniu portfela (rebalancing) oraz kierowaniu się cyklami koniunkturalnymi przy alokacji aktywów.

Strategia może byćbardzo precyzyjnie zdefiniowana za pomocą mniej lub bardziej skomplikowanych wzorów matematycznych lub opierać się na ogólnych przekonaniach i dość uznaniowych decyzjach.

Czy na swojej polisieinwestycyjnej stosuję jakiekolwiek systematyczne podejście? Jakie przekonania i zachowania składają się na moją strategię inwestycyjną?

Pierwsze czternaście miesięcy

Polisa inwestycjna - jaka strategia?
W lutym tego rokuminęły dwa lata od startu mojej polisy, ale przez pierwsze czternaście miesięcy nie miałem nad nią specjalnej kontroli. Mimo tego, że miałem wcześniej doświadczenia z polskimi funduszami inwestycyjnymi i rynkiem akcji, przez pierwsze kilka miesięcy dokonywałem częstych, impulsywnych zmian, które generalnie do niczego nie prowadziły. Wartość konta powoli malała, także pod wpływem opłat dla ubezpieczyciela, a ja nie miałem poczucia, że panuję nad tą inwestycją.

We wrześniu 2012skontaktował się ze mną były pracownik Szkoły Inwestowania, który zaproponował, żebym przez rok przetestował jego nowy system do strategicznego zarządzania funduszami inwestycyjnymi. W skrócie – miał w kluczowych momentach przesyłać mi powiadomienie e-mailem z informacją, w które fundusze ulokować na najbliższy okres pieniądze.

Nie musiałem płacić za tą usługę, byłem ciekawy i pozytywnie nastawiony do wszystkiego, co pozwoliłoby mi opanować tę inwestycję. Mimo tego, że miałem już wtedy własne przekonania na temat sytuacji na rynku, zdecydowałem się na ten eksperyment.

W kwietniu 2013 byłem już pewien, że nie chcę korzystać ani z tego, ani z żadnego innego narzędzia, algorytmu, systemu czy innej sztucznej metody zarządzania funduszami. Kilka słów o swoich wnioskach z tego okresu napisałem w tym wpisie.

Największy problempolegał na tym, że nie rozumiałem, na jakich założeniach (jeśli w ogóle jakieś były) polegał cały mechanizm i z wieloma decyzjami o alokacji kapitału się nie zgadzałem. Nie widziałem też żadnej wartości edukacyjnej w bezmyślnym kierowaniu się wskazaniami kogoś innego.

Skutkiem inwestowania w ten sposób może być uzależnienie się od płatnych porad oraz frustracja na cały świat, jeśli te porady się nie sprawdzą. Co ważne, dostawcy tego typu systemów nigdy nie biorą odpowiedzialności za wyniki klientów.

Tak czy inaczej, w kwietniu 2013 wartość polisy była na kilkuprocentowym minusie, a ja ostatecznie przestałem kierować się wskazaniami jakichkolwiek narzędzi, doradców, biuletynów, itp.

Dopasowanie strategii do założeń i ograniczeń mojej polisy

W międzyczasie sporo nauczyłem się o różnych klasach aktywów, podstawowych strategiach, ryzyku w finansach, rodzajach funduszy inwestycyjnych i wielu innych zagadnieniach, które mają związek z inwestycjami kapitałowymi. Co mi to dało?

Na pewno pomogło mi spojrzeć krytycznie, ale też konstruktywnie na swoją polisę inwestycyjną. To kosztowne i restrykcyjne rozwiązanie (o czym pisałem w poprzednich dwóch artykułach tutaj i tutaj), ale nie można mu odmówić wyrafinowania, jeśli chodzi o dostępne opcje inwestycyjne.

Po pierwsze– do dyspozycji w moim programie jest ponad sto ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych, które reprezentują praktycznie wszystkie najważniejsze klasy aktywów, włącznie z kilkunastoma rynkami lokalnymi (np. Turcja, Indie, USA, Europa Zachodnia, Japonia, Rosja) czy sektorami gospodarki (np. branża wydobywcza, nieruchomości). Do tego dochodzą specjalistyczne fundusze, które pozwalają np. zarabiać również na spadkach na polskim rynku akcji. Uważam, że warto (a wręcz trzeba) z tych możliwości korzystać.

Po drugie– przez 15 lat od startu polisy nie będę miał dostępu do pieniędzy i bez narażania się na wysokie opłaty likwidacyjne nic się nie da z tym zrobić. Z mojego punktu widzenia oznacza to, że nie należy patrzeć na te środki tak samo jak na oszczędności na płynnym rachunku oszczędnościowym czy krótkoterminowej lokacie, przy których nie akceptujemy żadnej zmienności i ryzyka.

Wręcz przeciwnie– przy tego typu horyzoncie inwestycyjnym powinniśmy poszukiwać aktywów obarczonych takim ryzykiem, które w długim terminie może przynieść wysokie stopy zwrotu.

Po trzecie– wysokie opłaty dla ubezpieczyciela na polisach inwestycyjnych są niezaprzeczalnym faktem i będą systematycznie spowalniać wzrost wartości inwestycji przez cały okres trwania programu.

To kolejny argument za tym, żeby nie trzymać się kurczowo funduszy o niskim ryzyku (np. pieniężnych), które przynoszą przed opłatami dla ubezpieczyciela zwroty porównywalne z lokatami bankowymi. W długim terminie całkowite unikanie ryzyka daje gwarancję minimalnych lub nawet ujemnych zwrotów po uwzględnieniu kosztów utrzymania polisy. Moim zdaniem dobre wyniki na polisach są możliwe tylko i wyłącznie, jeśli w naszym portfelu będą znajdować się (przynajmniej przez część czasu) niedowartościowane, ryzykowne aktywa.

Po czwarte– na mojej polisie konwersje między ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi dokonywane są z wyceną na dwa dni po złożeniu zlecenia. Na przykład, jeśli złożę zlecenie konwersji w poniedziałek do 21.30, zostanie ono wykonane po wycenach ze środy. W praktyce oznacza to, że przy podejmowaniu decyzji o zmianie nie wiemy, jak nasze aktywa zachowają się przez dwa dni.

Tego typu przesunięcie sprawia, że ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe nie nadają się specjalnie do krótkoterminowych spekulacji. Nie ma co liczyć na to, że jesteśmy w stanie wykorzystywać dzienne czy nawet tygodniowe ruchy na rynkach za pomocą polis inwestycyjnych. Powinniśmy raczej skupić się na dłuższych trendach, bo krótszych i tak nie da się wyłapać.

Tym bardziej, że i tak musimy utrzymywać nasze pieniądze na rynku przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Czy ktoś wyobraża sobie reagowanie na każde wahnięcie na rynku przez tak długi okres? Z technicznych i praktycznych względów można moim zdaniem od razu zapomnieć o intensywnej spekulacji na polisach inwestycyjnych.

Po piąte– moja polisa inwestycyjna jest oparta o regularną, miesięczną składkę o stałej wysokości. Przez co najmniej siedem lat wpłacony kapitał będzie się powiększał o 350zł miesięcznie. To oznacza, że w naturalny sposób będę uśredniać cenę nabycia jednostek w posiadanych ubezpieczeniowych funduszach kapitałowych.

Poza tym – przy tego typu programie – najważniejszy wpływ na końcowy wynik nie będzie miało to, co wydarzy się w pierwszych miesiącach, tylko to, co wydarzy się przez kilka ostatnich lat. Dlaczego? Ponieważ w pierwszym okresie kapitał będzie bardzo mały, a ewentualne straty lub zyski będą w skali kilkunastu lat symboliczne. Ich znaczenie będzie co najwyżej psychologiczne.

Dopiero po zgromadzeniuwiększości kapitału, konsekwencje każdej decyzji inwestycyjnej będą super istotne dla końcowego wyniku. Z kolei waga każdej kolejnej miesięcznej składki będzie stopniowo spadać. W drugim miesiącu programu gotówka z nowej składki stanowiła 50% mojego całego kapitału na polisie, w 25 miesiącu gotówka z nowej składki stanowiła już niecałe 4% mojego całego kapitału i ten udział będzie dalej spadać.

Na czym opiera się moja strategia na polisie inwestycyjnej?

Jest kilka pojęć, które mają wpływ na to, w jaki sposób lokuję środki na swojej polisie inwestycyjnej. Główne z nich to:
Podejście kontrariańskie polega na tym, że najbardziej interesują mnie klasy aktywów, które są od dłuższego czasu w największej niełasce. Na początek przyglądam się tym funduszom, których jednostki straciły najwięcej na wartości przez ostatni rok, dwa lub więcej. Im dłuższe i im dynamiczniejsze były spadki, tym więcej chciałbym o nich wiedzieć. Dodam tylko, że z urzędu odrzucam wszystkie fundusze o niejasnej polityce inwestycyjnej (np. absolutnej stopy zwrotu, mieszane, alternatywne).

Dlaczego to może mieć sens? Ponieważ na cyklicznych rynkach (a tylko takie mnie interesują) warto kupować aktywa w okresach pesymizmu i niechęci. Ceny są wtedy niższe, czasami dużo niższe, i na rynku pojawia się tzw. premia za podjęcie ryzyka. Jeśli w przyszłości sytuacja i sentyment się poprawi, będzie można sprzedać swoje aktywa dużo drożej i osiągnąć zysk.

Oczywiście nigdy nie ma się pewności, czy spadające aktywa, które już wydają się okazją, nie stanieją jeszcze bardziej. Być może dużo bardziej. Dlatego na tego typu od dawna niekochanych rynkach stawiam na rozłożone w czasie uśrednianie ceny, szczególnie przy okazji kolejnych fal pesymizmu, które sprowadzają ceny niżej. Robię również chociaż minimalny research, żeby oszacować, jakie jest prawdopodobieństwo dalszej presji na ceny i jak blisko może być stabilizacja.

Ale oczywiście nigdynie ma pewności, że jakiś rynek podniesie się po załamaniu, a dobry sentyment wróci. Nie wiadomo, czy i kiedy to się wydarzy. Remedium na pierwszy problem (czy się podniesie) jest dla mnie dywersyfikacja między kilka klas aktywów, które są aktualnie pod presją lub wykazują niedowartościowanie. W tej chwili w moim portfelu znajdują się fundusze reprezentujące pięć klas aktywów, które wydają mi się okazyjnie wyceniane w perspektywie kilkunastu miesięcy lub kilku lat. Pomyłka na jednym czy nawet dwóch z nich nie powinna zachwiać ogólnym kierunkiem inwestycji.

Elementem dywersyfikacji jest dla mnie również utrzymywanie części portfela w najstabilniejszych funduszach pieniężnych, które są do pewnego stopnia odpowiednikiem gotówki. Jeśli nie mam jasnych przekonań co do bardziej ryzykownych klas aktywów, nie widzę żadnych okazji lub nie chcę powiększać swojego udziału w tej części portfela, pozwalam środkom leżeć w funduszu pieniężnym.

Na co czekam? Na spadek cen i pojawienie się lub pogłębienie premii za ryzyko na jakimś rynku. Przez ostatnie dziesięć miesięcy utrzymywałem od 0 do 60% środków w funduszach pieniężnych. Moje nowe składki też trafiają domyślnie do funduszu pieniężnego, zanim obciążę je jakimkolwiek ryzykiem.

Do tego dodałbymposunięcia inspirowane strategią równoważenia portfela (rebalancingu). Jak to działa? Na przykład – im tańsze stają się akcje tureckie w miarę, jak dowiadujemy się o problemach tego kraju, i im droższe stają się akcje polskie w miarę, jak dowiadujemy się o polepszającej się koniunkturze w naszym kraju, tym chętniej zamieniam jednostki coraz droższych funduszy polskich akcji na jednostki coraz tańszych funduszy tureckich akcji.

W gruncie rzeczy jest to również pewna odmiana (powolnego) uśredniania o charakterze kontrariańskim. To podejście ma też w sobie coś ze strategii „kup i trzymaj” - akcji tureckich nie mam zamiaru pozbywać się podczas najbliższej korekty wzrostowej o parę procent. Interesuje mnie ich wartość w momencie, kiedy do tego kraju wróci stabilizacja i pozytywny sentyment inwestycyjny, co może wydarzyć się za długie miesiące, a nawet lata.

Biorąc pod uwagę, że i tak moje środki są zablokowane przez następne 13 lat, podjęcie tego ciekawego ryzyka na części portfela (np. do 15-20% po kilku rozłożonych w czasie, uśredniających zakupach) uważam za uzasadnione w kontekście potencjalnej premii w przyszłości.

Przy podejmowaniudecyzji ważna jest dla mnie również sytuacja makroekonomiczna, szczególnie w kontekście cykli koniunkturalnych. Ich przebiegu nigdy nie da się w pełni przewidzieć, ale jest to całkiem przydatne narzędzie do oceny potencjału różnych klas aktywów.

Pomogło mi na pewno w 2013 uniknąć lokowania pieniędzy w fundusze długoterminowych obligacji skarbowych. Kończył się wtedy cykl obniżek stóp procentowych w Polsce, rentowność obligacji była rekordowo niska, a ceny wyjątkowo wysokie. Było coraz mniej miejsca na wzrosty wyceny jednostek funduszy polskich obligacji.

To argumentacja związana z cyklem koniunkturalnym w Polsce przekonała mnie też do odważniejszego spojrzenia w 2013 na fundusze polskich akcji, w tym małych i średnich spółek. Gdyby obecny cykl na świecie i w Polsce miał mieć klasyczny przebieg, atrakcyjną klasą aktywów mogą stać się w pewnym momencie niekochane od dłuższego czasu surowce.

Ostatnim pojęciem, które staram się mieć z tyłu głowy obsługując swoją polisę inwestycyjną, jest cykl życia. To, że program jest piętnastoletni, a przez pierwsze siedem lat na konto wpływa co miesiąc składka, będzie miało znacznie przy moich wyborach.

Najważniejszą konsekwencją jest to, że nie zamierzam się bać podejmowania przemyślanego, rozproszonego, długoterminowego ryzyka. Atrakcyjne stopy zwrotu mogą pochodzi tylko i wyłącznie z tego źródła, więc przebywanie przez większość czasu w najbezpieczniejszych klasach aktywów jest w moim przekonaniu niezrozumiałą kapitulacją i błędem.

Jakie są wyniki mojej polisy inwestycyjnej po dwóch latach od startu?

Przyjemne jest to, że mniej więcej od połowy trzeciego kwartału 2013 inwestycja jest konsekwentnie na plusie. Tym bardziej, że jeszcze w lutym 2013 notowałem kilkuprocentową stratę, a dopiero od kwietnia 2013 samodzielnie i z przekonaniem podejmuję decyzje.

Przez ostatnie pół roku stopy zwroty z mojej polisy poruszały się w przedziale od ok. 0 do 10% w skali roku, a ostatnie odczyty oscylują wokół 5% w skali roku. Ok. 50% portfela stanowią ryzykowne aktywa, więc ekspozycja zarówno na spadki, jak i wzrosty nie jest mała.

Ryzyko do portfeladobieram zgodnie z opisanymi wyżej kryteriami. Jakieś 20% jego wartości to fundusze akcji polskich, 15% fundusze dwóch innych krajów rozwijających się, 15% fundusze surowcowe. Za obecne zyski na rachunku odpowiadają fundusze akcji polskich (ich udział był dużo większy) oraz (w mniejszym stopniu) surowcowe. Fundusze dwóch krajów rozwijających się to niedawne dodatki do portfela.

Wyniki monitoruję za pomocą funkcji XIRR, która uwzględnia rozłożenie wpłat w czasie i różni się pod kilkoma względami od absolutnej stopy zwrotu. Więcej o wzorach w tym artykule.

Z ciekawych informacji– w tej chwili mój zysk netto wynosi mniej więcej tyle samo ile wartość pobranych przez towarzystwo ubezpieczeniowe opłat w ciągu dwóch lat. Innymi słowy, opłaty stanowiły do tej pory 50% całego zysku brutto. Moim zdaniem nawet przy stosunkowo odważnej strategii będzie bardzo trudno polepszyć ten stosunek.

Proste na pewno nie będzie też systematyczne powiększanie wartości rachunku mojej polisy, mimo że wydaje mi się, że zaczynam kierować się czymś, co przypomina systematyczne podejście.



Jak sprawdzić, w co inwestuje fundusz inwestycyjny?

$
0
0
Po co w ogólne sprawdzać, w co inwestuje fundusz inwestycyjny? Przecież i tak nie mamy wpływu na dobór jego portfela inwestycyjnego, bo to zadanie zarządzających. To prawda, ale moim zdaniem podchodzenie do funduszu inwestycyjnego (jakiegokolwiek typu) jak do czarnej skrzynki, do której najpierw wrzuca się jakąś sumę pieniędzy, a potem wyciąga więcej lub mniej to kardynalny błąd.

Sprawa jest względnie prosta w przypadku funduszy indeksowych oraz ETF, które są oparte o powszechnie znane koszyki papierów wartościowych (np. indeks mWIG40 czy amerykański Russell 1000).

Gorzej jest z funduszami aktywnie zarządzanymi– z ich nazw trudno wywnioskować dokładny skład portfela, szczególnie jeśli używają pospolitych, nic tak naprawdę nie znaczących przymiotników typu bezpiecznego wzrostu, zrównoważony, mieszany, spółek wzrostowych, itp. A aktywnie zarządzanie, za które sowicie opłacamy kadrę prowadzącą fundusz, polega właśnie na selekcji aktywów.

Jak sprawdzić, jakie aktywa wchodzą w skład funduszu inwestycyjnego? W czym może pomóc taka wiedza? Czy jest sens poświęcać czas na poznanie bliżej funduszu, w który chcemy zainwestować?

Sprawozdania finansowe funduszy inwestycyjnych

W jakie spółki inwestują towarzystwa funduszy inwestycyjnych?
Co rok każdy fundusz inwestycyjny jest zobowiązany prawem do publikowania rocznego sprawozdania finansowego oraz dwóch sprawozdań półrocznych. Jednym z ich najważniejszych i najciekawszych składników jest zestawienie lokat funduszu. To tabelka, w której fundusz przedstawia, jakie akcje, obligacje, tytuły uczestnictwa i inne aktywa finansowe posiada oraz w jakiej ilości.

Sprawozdania finansowe można za darmo przejrzeć na stronach towarzystw funduszy inwestycyjnych, ściągnąć na własny komputer lub wydrukować. To informacja publiczna.

W jaki sposób może być pomocna dla inwestora? Początkujący mogą w ten sposób otrzymać bardziej konkretny obraz ich pierwszych samodzielnych inwestycji na rynku kapitałowym. Masz jednostki funduszu stabilnego wzrostu? A wiesz, na czym opiera się ten „stabilny wzrost”? Jakie papiery wartościowe posiada fundusz po stronie akcyjnej portfela i po stronie obligacyjnej? W jakich proporcjach? Czy stabilny wzrost może zamienić się w niekorzystnych warunkach w stabilny spadek? Jaki masz plan na tego typu okoliczności - czekasz, wyskakujesz, dopłacasz?

Zresztą nie tylko początkujący mogą skorzystać na zajrzeniu funduszowi pod maskę. W powszechnej opinii fundusze pieniężne uchodzą za ultrabezpieczne (głównie bony skarbowe i obligacje skarbowe o zmiennym oprocentowaniu).

Sprawdźmy, jakie lokaty stanowią fundament bardzo popularnego funduszu UniKorona Pieniężny – otóż z tego sprawozdania wynika, że ok. 40% to rzeczywiście obligacje skarbu państwa, ale reszta to obligacje korporacyjne (głównie banków) oraz bankowe listy zastawne.

Dla osób poszukującychultra bezpiecznego rozwiązania nazwa i klasyfikacja funduszu UniKorona Pieniężny może być trochę myląca. To przecież w dużej części fundusz obligacji korporacyjnych z mocną ekspozycją na sektor bankowy. Jeśli o tym wiemy i rozumiemy tego możliwe konsekwencje dla naszych pieniędzy, nie ma w tym absolutnie nic zdrożnego. Jeśli nie, możemy być zaskoczeni okresowymi wahaniami wyceny jednostki, która nie licuje z przekonaniem o maksymalnie bezpiecznym charakterze funduszy pieniężnych. Dlatego warto zaglądać do sprawozdania finansowego nawet funduszy o niskiej klasy ryzyka. One również potrafią się zasadniczo od siebie różnić.

Albo te wszystkiebardziej specjalistyczne fundusze inwestycyjne, które pozwalają inwestować np. w akcje spółek surowcowych z całego świata, w rynki wschodzące, giełdy afrykańskie, w Turcję, Rosję, zagraniczne obligacje korporacyjne i tysiąc innych tematów inwestycyjnych. To wszystko brzmi intrygująco – ze sprawozdania finansowego możemy wyczytać, czego możemy się po nich spodziewać w praktyce.

Wiele z nich to tzw. fundusze funduszy. Pieniądze trafiają do zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Znajdziemy je szczególnie w ofercie towarzystw inwestycyjnych, które są częścią międzynarodowej grupy kapitałowej (np. ING, Amplico). To wygodny sposób osiągnięcia ekspozycji na egzotyczne rynki (niskie pierwsze i kolejne wpłaty, łatwość nabycia i odkupienia), ale warto zwrócić uwagę na podwójne opłaty za zarządzanie (dla polskiego i zagranicznego towarzystwa).

Wysokie kosztyzarządzania mają bardzo erozyjny wpływ na długoterminową stopę zwrotu, szczególnie w pasywnych strategiach.

Z czystej ciekawości sprawdziłem, w co lokuje środki swoich klientów fundusz inwestycyjny PKO Złota – rynek metali szlachetnych oraz firm związanych z ich poszukiwaniem i wydobyciem przechodzi od kilkunastu miesięcy bardzo silną przecenę, a że interesują mnie aktywa pozostające aktualnie w niełasce przyglądam się różnym możliwościom.

Co wynika z czerwcowego sprawozdania PKO Złota? Na plus – zarządzający inwestują bezpośrednio w spółki z sektora, a nie fundusze innego towarzystwa. Na minus – aż 30% aktywów to środki pieniężne i ich ekwiwalenty. Jeśli daję swoją gotówkę w zarząd funduszowi inwestującemu w spółki związane z rynkiem złota, chciałbym jednak, żeby przyjęły formę odpowiednich aktywów. Rozumiem 5-15% w gotówce do obsługi wypłat obecnych klientów, ale jedna trzecia to trochę dużo.

Jeśli ktoś szukał informacji, czy PKO Złota inwestuje w fizyczne złoto, ze sprawozdania finansowego dowie się, że nie. Inwestuje głównie w akcje spółek z tego sektora. Mi to odpowiada, dla innych może być to informacja dyskwalifikująca. Tak czy inaczej – jest publicznie dostępna na stronach towarzystwa.

Dla mnie prawdziwą ucztą jest jednak przeglądanie portfela inwestycyjnego polskich funduszy akcyjnych. Do niedawna nie wiedziałem, że tak wiele z nich pewną część środków kieruje na zagraniczne giełdy, głównie z naszego regionu. Ale nie tylko – Skarbiec Akcja miał jeszcze w czerwcu 2013r. udziały w portugalskiej spółce Jeronimo Martins kontrolującej dyskont Biedronka i hiszpańskiej spółce odzieżowej Inditex (właściciel m.in. Zary). Pieniądze klientów Noble Funds Akcji ulokowane są m.in. na giełdzie w Toronto, Nowym Jorku, Istambule i Frankfucie. Z kolei Legg Mason Akcji inwestuje praktycznie 100% portfela w akcje spółek notowanych na GPW (jedyny wyjątek to pakiet udziałów w austriackiej firmie paliwowej OMV).

Z jednej strony to ciekawostki, z drugiej bardzo konkretna informacja. Czy chcę, żeby zarządzający inwestował w atrakcyjne jego zdaniem spółki z całego świata, czy raczej wolałbym fundusz z maksymalną ekspozycją na Polskę lub inny kraj czy sektor? Ja wolę to drugie rozwiązanie, bo zamiary funduszu są wtedy dla mnie czytelniejsze, ale rozumiem też przeciwne podejście.

Najlepsze zostawiłemsobie jednak na koniec – w sprawozdaniach finansowych jak na dłoni widać, w które spółki i w jakich proporcjach ulokowali pieniądze klientów zarządzający. Jest również informacja, czy fundusz zarobił czy stracił na poszczególnych pozycjach. Z danych można też łatwo obliczyć, jaka jest średnia cena zakupu udziałów w każdej ze spółek. Oczywiście są to informacje trochę przeterminowane (np. z czerwca 2013r.), ale fundusze inwestycyjne nie są aż tak ruchliwe, żeby co kilka miesięcy kompletnie zmieniać swój portfel.

Dla zaawansowanychuczestników rynku to kopalnia wiedzy o tym, jakie decyzje inwestycyjne podejmują ważni inwestorzy instytucjonalni, z którymi de facto konkurują o stopę zwrotu.

Dla mnie najciekawszy był w tym aspekt „inżynierii wstecznej” całego mechanizmu funduszu inwestycyjnego. Chciałem wiedzieć, ile spółek ma przeciętnie w portfelu fundusz akcyjny (30-40), jak rozkłada proporcje między poszczególne spółki, jak bardzo selektywny jest w stosunku do głównych indeksów, czy byłbym w stanie sam stworzyć sobie podobny portfel inwestycyjny, itp.

Interesowało mnie również, skąd się biorą wyjątkowo dobre wyniki niektórych funduszy, np. Quercus Agresywny, Skarbiec Małych i Średnich Spółek, Noble Funds Małych i Średnich Spółek, Legg Mason Akcji, itp. na tle konkurentów z grupy.

Wciąż trzymam się danego sobie słowa i do czasu lepszego poznania tematu nie będę kupował akcji czy obligacji pojedynczych spółek – będę działał na poziomie alokacji między klasy aktywów, a nie selekcji papierów wartościowych. Ale jeśli do tej formy inwestowania kiedyś wrócę, na liście (wielu) kryteriów, które będą musiały spełniać spółki z mojego portfela, będzie znacząca obecność co najmniej jednego z TFI, które cenię.

Informacja o przekroczeniu 5% udziału w ogólnej liczbie głosów

Za każdym razem, gdy jakaś instytucja staje się właścicielem akcji odpowiadającej 5% głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy, spółka jest zobowiązana do poinformowania publicznie o tym fakcie. Dzięki temu możemy na bieżąco śledzić doniesienia o ważnych zmianach własnościowych na giełdzie oraz zaangażowaniu towarzystw funduszy inwestycyjnych czy innych podmiotów w konkretne przedsiębiorstwa.

Co ważne– sprzedaż udziałów przez jakąś instytucję skutkujący spadkiem poniżej 5% udziału w głosach również zobowiązuje spółkę do upublicznienia tego faktu.

Informacje o dużych akcjonariuszach znajdziemy też na stronach internetowych o giełdzie, np. Stooq.pl. Money.pl czy Bankier.pl. Ten ostatni organizuje je w taki sposób, że widać wszystkie pozycje towarzystwa, które stanowią ponad 5% zaangażowania w konkretną spółkę.

Skądinąd wiem, że spółka informatyczna Sygnity ma czterech dużych inwestorów instytucjonalnych w swoim akcjonariacie – startując z jej profilu można przejrzeć szereg innych ważnych pozycji z portfela towarzystw Legg Mason oraz Quercus.

W jakie spółki inwestują fundusze inwestycyjne?

Przy okazji warto rozróżnić dwie rzeczy – to że fundusz X ma ponad 5% udziałów w spółce Y, nie oznacza, że spółka Y stanowi ponad 5% aktywów funduszu X. Jeśli fundusz jest bardzo duży, 5% udziałów w małej spółce może stanowić jedynie np. 1% jego aktywów. I odwrotnie – fundusz może mieć 0,5% udziałów w bardzo dużej spółce (np. KGHM czy PZU), które będą jednak stanowić aż 10% jego wszystkich aktywów.

Zresztą, z przeglądu sprawozdań finansowych uniwersalnych funduszy polskich akcji (np. Arka BZWBK Akcji, UniKorona Akcje, Aviva Polskich Akcji, itp.) wynika, że trzon portfela tych funduszy stanowią zawsze znane, duże, płynne spółki z WIG20, np. KGHM, PZU, PKOBP, Orlen, Lotos, PGE, PGNiG, Pekao, TPSA, itp. 

Materiały edukacyjne towarzystw inwestycyjnych

Większość towarzystwnie dzieli się zbyt chętnie wiedzą na temat spółek ze swojego portfela i inwestowania w ogóle. Część nie komunikuje się z klientami w żadnej innej formie niż poprzez reklamy i inne kanały marketingowe. To moim zdaniem wielkie zaniedbanie ze strony towarzystw – również w ich interesie jest edukowanie własnych klientów, a nie tylko sprzedawanie im swoich usług.

Nie znam szczegółówdziałalności każdego towarzystwa, ale spośród tych, które znam, na plus wyróżnia się otwartością Quercus. Prowadzi portal edukacyjny Qnews.pl oraz newsletter, w którym nie tylko dzieli się swoimi typami na giełdzie (nie korzystam), ale też regularnie analizuje sygnały z gospodarki, sentyment i sytuację techniczną w Polsce i zagranicą, komentuje ważne wydarzenia, które mogą mieć wpływ na rynki, i podpowiada, jak strategicznie prowadzić swoje inwestycje kapitałowe (korzystam).

Czy warto wiedzieć, w co lokuje pieniądze fundusz inwestycyjny?

Każdy inwestor czuje się komfortowo przy innym poziomie informacji o szczegółach swojej inwestycji. Przejrzenie sprawozdania finansowego nie sprawi, że fundusz będzie zarabiał więcej lub tracił mniej. Nie ma się też co łudzić, że jesteśmy w stanie samodzielnie przeanalizować wszystkie dostępne informacje i wyciągać zawsze prawidłowe wnioski.

Ale jeśli komuś brakuje informacji, nie rozumie, co się dzieje z jego pieniędzmi w formie jednostek funduszy inwestycyjnych lub po prostu chciałby się czegoś nauczyć, zapoznanie się ze szczegółami aktywów funduszu to dobry pomysł. Mniej dociekliwi znajdą sporo ogólniejszej wiedzy o funduszu w jego karcie oraz innych dokumentach informacyjnych.

Wiedząc więcej, szczególnie o możliwych konsekwencjach naszych decyzji, jesteśmy w stanie działać z większym przekonaniem (i mniej panikować) lub rezygnować z posunięć, których skutków się obawiamy.




Viewing all 399 articles
Browse latest View live