Koszty to koniecznaczęść inwestowania. Nie znam funduszy inwestycyjnych zarządzanych za darmo. Nie znam biura maklerskiego, które nie pobiera prowizji za kupno i sprzedaż akcji lub obligacji. Nie ma firmy ubezpieczeniowej, która bezpłatnie zorganizuje dla nas polisę inwestycyjną. Wszystkie usługi finansowe obciążone są opłatami.
A lokaty bankowe, a rachunki oszczędnościowe? Tu rzeczywiście nie ma otwartych kosztów, ale banki nadrabiają to na kilka sposobów, głównie oferując oprocentowanie na poziomie o wiele niższym niż ich zysk z obrotu naszymi pieniędzmi. Naliczają również opłaty za inne usługi, np. prowadzenie konta, przelewy i inne operacje, które można potraktować jako koszt oszczędzania w banku.
Skoro opłaty są nie do uniknięcia w branży finansowej, warto przyjrzeć się ich wpływowi na wartość naszych długoterminowych oszczędności i inwestycji.
Jakie są opłaty i koszty oszczędzania i inwestowania?

1. Banki
Przy odrobinie gimnastyki da się zminimalizować opłaty na rzecz banków do zera, a nawet zarobić na bonusach, promocjach czy zwrotach wydatków kartą. Nie ma kosztów założenia i prowadzenia lokaty, chyba że zerwiemy ją przed czasem. Wtedy nasz koszt to wartość utraconych odsetek.
Znajdą się całkowicie darmowe rachunki oszczędnościowe (np. BGŻ Optima), dużo częściej banki wymagają założenia konta osobistego, które może wiązać się z mniejszymi lub większymi kosztami. Na kontach oszczędnościowych warto również uważać na koszty przelewów wychodzących z rachunku – zazwyczaj tylko pierwszy jest darmowy.
Jako koszt możnarównież traktować niskie oprocentowanie lokat w stosunku do zwrotów z innych aktywów (np. obligacji czy akcji). Oczywiście w okresie bessy na rynkach i wysokich stóp procentowych nikt tego nie zauważy, bo depozyty bankowe będą najskuteczniejszą formą pomnażania kapitału. Ale w okresach, kiedy giełdy są łaskawsze, a stopy procentowe niskie, wiele osób zaczyna postrzegać dysproporcję między zyskami z lokat bankowych a np. funduszy jako koszt.
2. Fundusze
Fundusze inwestycyjneto obok depozytów bankowych najpopularniejszy sposób długoterminowego pomnażania majątku. Tutaj wszystko o superważnych różnicach między tymi dwoma usługami finansowymi.
Jednego typu opłatynie unikniemy przy inwestowaniu w fundusze – chodzi o opłatę za zarządzanie. Jest ona obliczana w skali roku i pobierana codziennie proporcjonalnie do wartości naszych aktywów. Wynosi od 0,5 do 4% w skali roku w zależności od typu funduszu (więcej w akcyjnych). Ta opłata to najgorszy wróg długoterminowego inwestora, o czym więcej w symulacji poniżej.
W zależności od tego, gdzie i jak kupimy jednostki funduszy możemy spotkać się z kolejnymi opłatami na rzecz towarzystw, np. za nabycie, za konwersję, za zbycie. Jeśli inwestujemy za pomocą tzw. polis inwestycyjnych np. Aegon, Axa, Open Life czy Generali, do opłaty za zarządzanie dla towarzystw dochodzą opłaty dla firmy ubezpieczeniowej (za administrację oraz zarządzanie).
3. Samodzielne inwestowanie na giełdzie
Olbrzymią zaletą samodzielnego inwestowania na giełdzie za pomocą rachunku inwestycyjnego (np. eMakler w mBanku) jest możliwość ograniczenia kosztów zarządzania naszymi aktywami.
Zapłacimy tylko za zakup i sprzedaż akcji lub obligacji – prowizja wynosi zazwyczaj ok 0,2-0,4% wartości transakcji w zależności od biura maklerskiego oraz rodzaju papieru wartościowego. Wiele biur nie pobiera opłat za prowadzenie konta oraz udostępnianie podstawowych narzędzi inwestora (np. arkusza zleceń z jedną ofertą).
Czyli może być tanio. Problem wielu inwestorów polega jednak na tym, że nie mają wiedzy, czasu lub uwagi, żeby wykonywać transakcje samodzielnie. Brak wysokich kosztów nie jest wtedy wcale zaletą, bo i tak nie mogą z niej skorzystać.
Jakimś rozwiązaniemsą fundusze notowane na giełdzie (tzw. ETF), które w prosty sposób pozwalają kupić np. cały indeks i w ten sposób znacznie zmniejszyć ryzyko związane z inwestowaniem w jedną czy dwie spółki. Ich największą zaletą są niskie koszty zarządzania w porównaniu z aktywnie zarządzanymi funduszami. Niestety, fundusze ETF to w Polsce nowość – na GPW można kupić zaledwie trzy, w tym jeden oparty o polski indeks i względnie płynny.
Tutaj więcej na temat funduszy notowanych na polskiej giełdzie oraz całej koncepcji inwestowania w indeksy.
Jaki jest wpływ opłaty za zarządzanie na długoterminową inwestycję?
Przy długoterminowej, pasywnej inwestycji w fundusze absolutnie najważniejsza jest dla nas opłata za zarządzanie pobierana od wartości aktywów. Dlaczego? Ponieważ jest powtarzalna, a nie jednorazowa. W długim terminie wysokie opłaty za zarządzanie oznaczają gigantyczny transfer naszego majątku do instytucji zarządzającej i niższe stopy zwrotu.
Zobrazujmy wpływ tej opłaty na inwestycję za pomocą symulacji. Przyjmuję, że:
- wpłacam 10 tysięcy złotych na okres 10 lat,
- towarzystwo pobiera opłatę za zarządzanie w wysokości 4% rocznie (standard w Polsce),
- fundusz przynosi 10% zysku rocznie przed opłatami,
- opłata jest naliczana na koniec roku, a realny zysk inwestora powiększa w kolejnym roku kapitał (w rzeczywistości opłata za zarządzanie pobierana jest proporcjonalnie codziennie, w symulacji upraszczam sprawę)
Co tu mamy? Suma pobranych opłat to prawie 5600zł, czyli ok. 56% początkowego kapitału i prawie 80% zysku, który zobaczył klient. Obecność opłaty za zarządzanie w wysokości 4% rocznie zmniejszyła roczny wskaźnik wzrostu z 10% do 5,6%.
Ale to nie wszystko. Dodajmy do tego tzw. koszty utraconych możliwości (opportunity costs). Chodzi o to, że opłaty pobrane regularnie przez instytucje finansowe na zawsze pomniejszają nasz majątek, a powiększają majątek towarzystw inwestycyjnych czy ubezpieczeniowych. Gdyby nie zostały pobrane, moglibyśmy zarabiać również na tych kwotach.
W obliczeniach zakładam, że opłaty przynoszą o połowę niższą stopę zwrotu (5% rocznie). Opłata za pierwszy rok pracuje w ten sposób 9 lat, z drugiego roku 8 lat, i tak dalej.
I co z tego wynika?Gdyby opłaty zostały w naszej kieszeni i przynosiły zwrot 5% rocznie, zaoszczędzilibyśmy ok. 1350zł. Opłata za zarządzanie oraz koszty utraconych możliwości kosztowały nas razem przez te 10 lat ponad 7 tysięcy złotych.
Dużo. Bardzo dużo. Za dużo.
Nie od dzisiaj wiadomo, że polskie fundusze inwestycyjne są bardzo, ale to bardzo drogie w porównaniu z odpowiednikami w USA czy Europie Zachodniej. I najgorsze jest to, że wysokie opłaty najbardziej uderzają w najlepszych klientów towarzystw – inwestorów długoterminowych.
Jednym z podstawowychargumentów za systematycznym inwestowaniem w fundusze jest możliwość uzyskania tzw. premii za ryzyko, która należy się uczestnikom bardziej ryzykownych rynków. W długim terminie premia z rynku akcji czy obligacji korporacyjnych przewyższa zyski np. z lokat bankowych.
Tyle że wysokie opłaty za zarządzanie (rzędu 4% rocznie) stosowane przez towarzystwa funduszy inwestycyjnych przejadają znaczną część tej premii. To główny powód, dla którego większość funduszy akcyjnych w Polsce nie wygrywa nawet z głównymi indeksami.
A skoro ktoś żąda za swoje usługi 4% moich aktywów rocznie, dobrze by było, gdyby wygrywał z rynkiem. Jeśli w długim terminie (np. 10 lat) osiąga wyniki gorsze niż indeksy (np. WIG), nie udaje mu się to. A klientowi nie udaje się zarobić nawet premii za ryzyko.
To, co mu pozostaje, to próba wyczuwania rynku (market timing) i przenoszenia swoich pieniędzy między różnymi typami funduszy (np. obligacji i akcji), żeby zmaksymalizować zyski. Niestety, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Tego typu podejście tak naprawdę zwiększa ryzyko całego przedsięwzięcia, szczególnie dla inwestorów działających bez narzędzi i strategii.
Co by się stało, gdyby opłata za zarządzanie była niższa?
Nie ma co gaworzyć, trzeba to pokazać na przykładzie. Wróćmy do dziesięcioletniej symulacji, ale zmniejszmy opłatę za zarządzanie do 1% rocznie.
Różnica może być dla niektórych naprawdę szokująca. Zamiast 5600zł zapłacilibyśmy niecałe 1700zł, czyli jakieś 17% początkowego kapitału. Roczny wskaźnik wzrostu wyniósłby 8,9% (w porównaniu z 5,6%), a koszty utraconych możliwości zmniejszyły się do ok. 370zł. Łącznie cała inwestycja kosztowałaby nas trochę ponad 2 tysiące złotych.
Wartość inwestycji po dziesięciu latach wyniosłaby nie 17244zł, ale 23457zł tylko i wyłącznie dzięki temu, że opłata za zarządzanie w tym okresie wynosiłaby nie 4%, ale 1% wartości aktywów rocznie.
Czy tak niskie opłaty za zarządzanie są możliwe? Tak – dzięki dużo tańszym w obsłudze funduszom indeksowym oraz funduszom ETF (notowanym na giełdzie). Mimo że inwestują na dokładnie tym samym rynku akcji czy obligacji robią to w sposób zautomatyzowany i bez pretensji do wygrywania z rynkiem. Po prostu starają się odzwierciedlić indeks, na którym bazują.
W USA i wielu krajach Europy Zachodniej tego typu fundusze to najtańszy sposób na długoterminowe uczestniczenie w rynkach i podstawowy składnik inwestowania na emeryturę. W Polsce te usługi dopiero raczkują – jest jeden ETF odwzorowujący polski indeks (WIG20) oraz jeden fundusz indeksowy (na mWIG40). Z obu od pewnego czasu korzystam i czekam na kolejne, np. branżowe.
Niektóre zagraniczne biura maklerskie działające w Polsce dają dostęp do dużo większej oferty funduszy ETF na zagranicznych giełdach prowadzonych w euro lub dolarach. Przymierzam się do inwestycji na długi termin w ETF na greckim indeksie. Opłata za zarządzanie – 0,5% rocznie. A zdarzają się fundusze pobierające 0,1-0,2% w skali roku!
Co z opłatami manipulacyjnymi?
Uważam, że dla długoterminowego inwestora opłata za zarządzanie pobierana regularnie z aktywów to największe zło. Ale warto też zwrócić uwagę na opłaty manipulacyjne w funduszach inwestycyjnych. Co to takiego? To koszty zakupu, konwersji oraz odkupienia jednostek.
Pobierają je niektórzydystrybutorzy funduszy. Na szczęście można ich uniknąć inwestując bezpośrednio w towarzystwie lub poprzez platformy inwestycyjne banków, np. mBanku czy BGŻ Optima.
Wróćmy na chwilę do symulacji i dodajmy do 4% opłaty za zarządzanie, 4% opłaty za nabycie jednostek.
Nie jest dobrze. Roczny wskaźnik wzrostu leci do 5,14% (mimo, że inwestycja przynosiła 10% rocznie przed opłatami), łączne koszty (opłaty + utracone możliwości) to prawie 7500zł, więcej niż inwestor zarobił przez ten czas na swoim kapitale.
Wpływ opłat dla instytucji finansowych na długoterminowe inwestycje – podsumowanie
Obniżenie opłat powinno mieć dla długoterminowego inwestora taki sam priorytet jak obniżenie podatków, o którym pisałem kilka dni temu. To dwa sposoby, żeby bez podejmowania dodatkowego ryzyka i wysiłku, podwyższyć stopy zwrotu z różnych aktywów.
Problem polega na tym, że jedna z najpopularniejszy metod wygodnego inwestowania w długim terminie – fundusze inwestycyjne – jest w Polsce niewiarygodnie droga. Koszty towarzystw przejadają zyski z premii za ryzyko i zmuszają niedoświadczonych inwestorów do nadmiernej aktywności w poszukiwaniu dodatkowych stóp zwrotu. Nikt nie chce inwestować w ryzykowne fundusze i zarabiać mniej niż na lokatach bankowych – niestety taka jest właśnie rzeczywistość wielu funduszy akcyjnych, jeśli spojrzymy na ich wieloletnią stopę zwrotu.
Tanie fundusze indeksowe oraz fundusze ETF oparte o różne indeksy i typy aktywów byłyby pod tym względem rewolucją na polskim rynku usług inwestycyjnych. Póki co oferta polskiej giełdy i polskich towarzystw jest mikroskopijna, a branża nie wygląda na specjalnie zainteresowaną tego typu innowacjami. Co bardziej niecierpliwi mogą założyć rachunek inwestycyjny w zagranicznym biurze maklerskim i korzystać z o wiele szerszej oferty – niestety wtedy w grę nie wchodzą np. tarcze podatkowe IKE czy IKZE.
Tutaj wszystkie artykuły odługoterminowym inwestowaniu, strategiach inwestycyjnychoraz funduszach inwestycyjnych.
Warto również przejrzećróżne narzędzia wspomagające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam do zapisywania się nabezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.