Oszczędzanie pieniędzyw funduszach inwestycyjnych kosztuje. Ale czy musi kosztować aż tak dużo? Ta wątpliwość leży u podstaw całej serii artykułów, którą napisałem w tym serwisie o opłatach w polskich funduszach inwestycyjnych.
Sprawdziłemmiędzy innymi, jaki jest w długim okresie wpływ opłat na rentowność inwestycji (więcej). Pokazałem, że opłaty mogą być różne u różnych dystrybutorów funduszy (więcej). Opisałem, jak działają kategorie jednostek z różnymi opłatami (więcej). Obliczyłem, jak poradziłby sobie wybitny inwestor Warren Buffet, gdyby jego inwestycje obciążone były opłatami porównywalnymi z tymi, jakie stosują polskie fundusze inwestycyjne (więcej). Przybliżyłem też nowoczesną alternatywę wobec funduszy aktywnie zarządzanych, czyli fundusze indeksowe oraz ETF (więcej).
W tym artykulechciałbym rozbić tzw. opłatę za zarządzanie na części pierwsze i pokazać, jak ważną jej częścią jest wynagrodzenie dla sprzedawców, a nie zarządzających funduszami. Czy ta wiedza może przydać się przeciętnemu oszczędzającemu?
TLDR (wersja jednozdaniowa tego artykułu)
Utrzymanie pracowników i narzędzi do zarządzania funduszem inwestycyjnym jest w Polsce znacznie tańsze niż opłacenie sprzedawców oraz akcjonariuszy TFI.
Cicha działka dla pośrednika
Umówmy się, że jakiś fundusz akcji pobiera 4% w skali roku w stałej opłacie za zarządzanie. Umówmy się też, że jego aktywa wynosiły w ubiegłym roku średnio 500 milionów złotych. Nietrudno obliczyć, że z aktywów funduszu 20 milionów złotych przeszło w ubiegłym roku na konto towarzystwa zarządzającego funduszem. Tak by to wyglądało na diagramie (na zielono aktywa, na czerwono przychody z opłaty).
Proponuję skupić się teraz na przychodach z opłaty za zarządzanie. To w praktyce jedyne źródło przychodów ze sprzedaży dla towarzystw funduszy inwestycyjnych.
Okazuje się, że w opłatę za zarządzanie „zaszyte” są również koszty sprzedaży, czyli wynagrodzenie dystrybutorów typu banki, domy maklerskie czy towarzystwa ubezpieczeń. Może ono pochłaniać połowę, a nawet więcej stałej opłaty za zarządzanie. Tak można by to zilustrować.
Najlepsze jest to, że informacja o faktycznym podziale opłaty za zarządzanie jest bardzo skąpa. Klienci generalnie nie wiedzą o tym, że z ich oszczędności hojnie opłacana jest dalsza sprzedaż jednostek funduszy inwestycyjnych.
W pewnym sensie pojęcie „opłata za zarządzanie” jest więc mylące. Przykrywa wyrafinowany system wynagrodzeń między instytucją zarządzającą funduszem a instytucją sprzedającą jednostki tego funduszu (np. domem maklerskim, bankiem czy firmą doradczą).
Na co idzie opłata za zarządzanie pobierana z aktywów funduszy?
Żeby nie pozostaćgołosłownym, proponuję sięgnąć do źródeł. W tym wypadku będą to sprawozdania finansowe towarzystw funduszy inwestycyjnych notowanych na GPW – Quercus TFI, Altus TFI oraz Skarbiec TFI. Prosta matematyka pozwoli nam w pewnym przybliżeniu oszacować na co w praktyce idzie opłata za zarządzanie pobierana z aktywów funduszy inwestycyjnych.
A) Quercus TFI
Dane pochodzą ze sprawozdania za 2015 rok. Dwie największe kategorie to koszty sprzedaży (ok. 53% przychodów z „opłaty za zarządzanie”) oraz zysk netto TFI (ok. 32% przychodów). Kolejne 7% to podatek dochodowy. Reszta, czyli mniej niż 10% przychodów z opłat za zarządzanie, to koszty wytworzenia produktów oraz zarządu (np. płace, koszty biurowe, itp).
![]() |
W nocie 29 opisującej rodzaje kosztów znajdziemy taką informację:
„Koszty sprzedaży związane są z dystrybucją produktów Spółki i są to w szczególności koszty opłat dystrybutorów, podróży służbowych, reprezentacji i reklamy i wynagrodzeń pracowników działu sprzedaży. Koszty wytworzenia sprzedanych produktów przedstawiają głownie koszty depozytariusza oraz agenta transferowego (które są następnie refakturowane na fundusze) i wynagrodzeń pracowników działu inwestycji. Do kosztów zarządu zaliczane są pozostałe koszty”.
B) Altus TFI
Dane pochodzą ze sprawozdania za 2014 rok. Dwie największe kategorie to usługi obce i zysk netto akcjonariuszy TFI – każda konsumuje po ok. 40% przychodów z opłaty za zarządzanie. Obstawiam, że w usługach obcych zdecydowana większość to wynagrodzenie dystrybutorów.
Przy okazji widać, że towarzystwa różnie raportują wydatki związane ze sprzedażą. Generalnie nie dążą pod tym względem do przejrzystości czy wspólnych standardów. Dla Quercus TFI to część kosztów sprzedaży, dla Altus TFI to część usług obcych, które stanowią podkategorię kosztów operacyjnych.
C) Skarbiec TFI
Dane pochodzą ze sprawozdania za 2013 rok. W sprawozdaniu pojawia się oddzielna kategoria dla kosztów dystrybucji, które pochłaniają ok. 32% przychodów z opłaty za zarządzanie. Kolejne 30% to zysk netto akcjonariuszy TFI. Spore kategorie to wynagrodzenia pracowników (20%) oraz inne koszty operacyjne (ok. 13%).
Różne modele dystrybucji
Wiemy już, że w stałej opłacie za zarządzanie jest wbudowane wynagrodzenie dla sprzedawców jednostek, np. banków, zakładów ubezpieczeń, domów maklerskich czy firm doradztwa finansowego.
Niektórzy sprzedawcy mogą do tego pobierać opłaty za operacje na jednostkach, np. ich nabycie, zamianę, konwersję lub zbycie. Często nazywa się je opłatami manipulacyjnymi. Trafiają one w 100% do dystrybutorów i stanową dodatkowy zysk w stosunku do części stałej opłaty za zarządzanie przeznaczonej dla dystrybutorów.
Proponuję podzielić dystrybutorów na dwie grupy:
A) tych, którzy „zadowalają się działką” z opłaty za zarządzanie
Innymi słowy– ci dystrybutorzy nie pobierają dodatkowych opłat manipulacyjnych. Dostarczają klientowi narzędzia do wykonywania operacji na jednostkach funduszy bez dodatkowych kosztów.
Dwa znane przykłady w tej kategorii to otwarte platformy do lokowania oszczędności w funduszach BossaFund oraz Supermarket Funduszy Inwestycyjnych mBanku. Ich cały model biznesowy opiera się w 100% na części dystrybucyjnej, którą otrzymują od TFI z tzw. opłaty za zarządzanie.
Bez dodatkowych opłat można również lokować oszczędności w fundusze w systemach transakcyjnych niektórych TFI. Na takich zasadach udostępniają je swoim klientom m.in. NN TFI, Legg Mason TFI, Copernicus TFI czy NobleFunds TFI.
B) tych, którzy „nie zadowalają się działką” z opłaty za zarządzanie
Te instytucje pobierają wynagrodzenie dla dystrybutorów z tzw. opłaty za zarządzanie od TFI, a do tego nakładają na swoich klientów dodatkowe warstwy opłat.
Mogą być to jednorazowe opłaty manipulacyjne (np. za nabycie jednostek). Tak działa to zazwyczaj w przypadku pośrednictwa doradcy w fizycznym oddziale banku czy domu maklerskiego. Niektóre platformy internetowe też pobierają opłaty manipulacyjne.
Mogą to być też stałe opłaty administracyjne, dystrybucyjne czy inne. Tak działa to w przypadku towarzystw ubezpieczeń na tzw. polisach inwestycyjnych. Koszty i konsekwencje takiej dodatkowej warstwy opłat pokazywałem w szczegółach w poprzednich artykułach, również na przykładzie własnej inwestycji.
Opłata (nie tylko) za zarządzanie
Jak widać, stała opłaty za zarządzanie pobierana z aktywów polskich funduszy inwestycyjnych finansuje również, a raczej przede wszystkim, sprzedaż jednostek oraz zysk akcjonariuszy TFI. Inne koszty, w tym utrzymanie infrastruktury i pracowników, czyli tego, co najczęściej utożsamiamy z „zarządzaniem”, są znacznie niższe.
Nie od dzisiaj uważam, że polskie fundusze inwestycyjne są bardzo drogie w utrzymaniu, szczególnie na tle krajów rozwiniętych. Od dzisiaj uważam dodatkowo, że największy potencjał do oszczędności jest w zmianie modelu dystrybucji na bardziej oszczędny, z mniejszym udziałem kosztów sprzedaży w opłacie za zarządzanie.
Drugie źródłopotencjalnych oszczędności to zysk towarzystw – wydaje się, że pozycja akcjonariuszy TFI jest zbyt komfortowa, szczególnie w zestawieniu z pozycją klientów TFI. Rentowność tego interesu jest bardzo wysoka. Nie spada mimo rosnącej konkurencji. Z jakiegoś powodu nie spadają również opłaty za zarządzanie mimo że na konkurencyjnym rynku powinniśmy widzieć spadki kosztów i lepsze dbanie o interesy klientów. Na tym rynku ten zdrowy mechanizm nie działa.
Inna sprawa to przejrzystość w komunikacji z klientami. W idealnym świecie każdy uczestnik funduszu powinien dostawać od towarzystwa regularną informację (np. roczną) ze szczegółowym rozbiciem stałej opłaty za zarządzanie na najważniejsze kategorie, w tym koszty dystrybucji. W tej chwili zazwyczaj nawet nie wie, że z jego oszczędności zgromadzonych w funduszu pobierane są jakiekolwiek stałe opłaty. Widzi tylko wynik netto.
I po co mu te informacje? A chociażby po to, żeby lepiej zrozumieć zależności między towarzystwami funduszy inwestycyjnych i ich dystrybutorami. Albo żeby lepiej kontrolować swoich doradców, których interesy (cele i prowizje sprzedażowe) bywają sprzeczne z interesami i potrzebami klientów.
Nie piszę tej krytyki z przyjemnością. Sam miałbym coś do stracenia, gdyby branża obniżyła koszty sprzedaży oraz swoje zyski, np. pod wpływem nowych regulacji. Jestem drobnym akcjonariuszem polskich TFI. Osiągam też korzyści z reklamy i współpracy z niektórymi towarzystwami.
Ale jestem też uczestnikiem kilkunastu funduszy oraz osobą pozytywnie nastawioną do oszczędzania. Nie wydaje mi się, żeby branża dostatecznie dbała o moje interesy w tej roli. Zmiany na lepsze w zakresie kosztów utrzymania funduszy oraz komunikacji z klientami dotyczącej opłat czy szczegółów aktywów są zdecydowanie zbyt powolne.
Tutaj wszystkie artykuły na temat funduszy inwestycyjnych oraz prywatnej emerytury.
Zapraszam do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.